FLESZ - Koniec z maseczkami? Minister Niedzielski o obostrzeniach

W 2010 r., a dokładnie 15 października Zbigniew M., jako kandydat na radnego Lewicy do Sejmiku Małopolski wypełnił oświadczenie lustracyjne i napisał, że nie pracował, nie służył i nie współpracował z organami bezpieki. W Instytucie Pamięci Narodowej odnaleziono jednak dokumenty, że lustrowany coś może mieć za uszami i w grudniu 2019 r. jego sprawa trafiła na wokandę krakowskiego sądu. Sięgnięto do starych akt i wynikało z nich, że Zbigniew M. pobierał naukę w Technikum Ekonomicznym, ale coś mu nie pasowało i po roku przeniósł się do Technikum Łączności w Krakowie.
Podanie do UB
Po czterech latach nauki przyszedł czas na decyzję o podjęciu zatrudnienia i Zbigniew M. napisał 20 lutego 1956 r. podanie o pracę do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Liczył na pracę w Krakowie, bo tu mieszkał i tu się wychował. Chodziło mu o zatrudnienie w centralach telefonicznych i przy urządzeniach wysokiej częstotliwości. Sporządził życiorys i wypełnił dokument pod nazwą ankieta specjalna. Nie krył w nich, że matka pracuje w jednostce wojskowej, a ojciec dorywczo tu i tam.
Wspomniał, że w technikum wstąpił do Związku Młodzieży Polskiej i był przewodniczącym klasowego kółka zetempowców. Deklarował się jako niepraktykujący katolik.
W opinii ze szkoły napisano, że jego stosunek do demokracji ludowej i budownictwa socjalistycznego jest pozytywny i że działa wydatnie w klasie na odcinku pracy zetempowskiej. Po uzyskaniu pozytywnej opinii dyrektora szkoły, zdobyciu matury i świadectwa lekarskiego, bezpieka w czerwcu 1956 r. przysłała Zbigniewowi M. nakaz pracy w swoich szeregach. Przymusu nie było, niektórzy koledzy młodego łącznościowca odmawiali podjęcia wyznaczonego im odgórnie zatrudnienia, ale on jakoś się nie sprzeciwił i od 1 sierpnia 1956 r. został przyjęty do WUBP.
Zatrudniony w nagrodę
- Należałem do posłusznych uczniów, dobrze się uczyłem i nie rozrabiałem. Dostałem nakaz pracy i mogę podejrzewać, że w nagrodę, bo byłem dobrym uczniem. Myślę, że szkoła mnie do tego wytypowała - zeznawał przed sądem.
Mianowano go na technika zmiany centrali łączności zewnętrznej w UB. Stosowna informacja znalazła się w rozkazie dziennym z 9 sierpnia 1956 r. Działał jako pracownik cywilny obsługujący centralę automatyczną. Zakres obowiązków? Konserwacja urządzeń, wykonywanie przeglądów zgodnie z harmonogramem, usuwanie awarii i usterek. Pracował przy centrali, ale były też łącza specjalne, wojskowe. Tam już inni byli zatrudnieni, z wyższym poziomem wtajemniczenia. - Do ich pomieszczeń nawet nie wchodziłem. Z wojskowymi byłem na cześć, tylko imiona ich znałem - wspomni po latach.
Praca w UB jak inna?
Do pracy podszedł bez zahamowań i, jak sam mówił, nie widział wówczas żadnych powodów, aby się musiał tłumaczyć. Nic w tym złego nie widział, że ma etat w bezpiece.
Refleksja przyszła później. W rozmowach z członkami rodziny, bliskimi mu osobami zauważył, że oni podchodzą do niego z takim sztucznym uśmiechem, gdy dowiadywali się, gdzie pracuje.
Z tym zatrudnieniem najpierw się nie krył, ale wyczuł wówczas, że nie ma akceptacji ze strony ludzi dla takiej roboty, bo firma, w której pracował miała złą opinię. - To znaczy ludzie bali się wchodzić do Urzędu Bezpieczeństwa. Wiedziałem też, że ojciec kolegi jak wszedł do urzędu, to jakieś dwa tygodnie po wyjściu umarł - dodał Zbigniew M.
Z UB do MO
W UB pracował do końca grudnia 1956 r., a potem w związku z rozwiązaniem organów bezpieczeństwa został przekazany rozkazem do dyspozycji Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Krakowie. W karcie ewidencyjnej funkcjonariusza bezpieczeństwa publicznego o Zbigniewie M. napisano: Z obowiązków służbowych wywiązywał się przeciętnie, pracownik chętny i zdyscyplinowany, moralnie prowadził się dobrze. W MO nie zagrzał długo miejsca. W centrali telefonicznej robił od stycznia do września 1957 r. Odszedł, gdy ją zlikwidowano i jego stanowisko.
W wydziale kadr MO zobowiązano go jeszcze do nie podawania w innych miejscach pracy na jakim stanowisku pracował. Stosowne zobowiązanie podpisał w MO 5 września 1957 r. Po październikowej odwilży 1956 r. władza postanowiła pokazać społeczeństwu, że bezpieka to już przeszłość i od 1957 r. przemianowano UB na Służbę Bezpieczeństwa.
Zbigniew M. po odejściu ze służby miał zatrudnienie przy urządzeniach nadawczych przy ul. Wielopole w Urzędzie Pocztowym. W latach 60-tych znalazł fuchę w stacji radiowo telewizyjnej na ul. Malczewskiego i gdy musiał napisać życiorys, wtedy po raz pierwszy nie wspomniał o pracy w UB, wstydził się tamtego, jak przyznał - epizodu z przeszłości - w swoim życiu. Miał też etat w firmie Polon i wtedy był sprawdzany przez służby specjalne, bo tam zajmowano się techniką izotopową.
Niechlubna przeszłość dała o sobie znać pół wieku później, gdy Zbigniew M. postanowił zaistnieć w polityce i startował w wyborach na posadę radnego sejmiku. Nie zdobył mandatu w 2010 r. Dziewięć lat później IPN wysłał do sądu jego akta, którymi zajął się sąd na procesie lustracyjnym. Nie uwierzył w słowa Zbigniewa M., że podanie o przyjęcie do UB napisał już pod dyktando po otrzymaniu nakazu pracy, gdy zgłosił się do kadr Urzędu Bezpieczeństwa.
Biegły: to jego pismo
Opinia biegłego grafologa jednoznacznie wskazywała, że to Zbigniew M. jest autorem podania o pracę do UB, choć lustrowany podważał swoje autorstwo dokumentu. Analiza dat była bezlitosna. Z podaniem wystąpił już w lutym 1956 r., a nakaz pracy w UB był z czerwca tamtego roku. To zdaniem sądu jednoznacznie wskazuje, że lustrowany świadomie i dobrowolnie podjął pracę w urzędzie, a skoro tak, to jego oświadczenie lustracyjne było kłamliwe.
I dlatego Sąd Okręgowy w Krakowie na trzy lata zakazał mężczyźnie pełnienia funkcji publicznych i startu w wyborach. Sąd nie uwierzył też mężczyźnie, gdy ten twierdził, że został zwolniony z MO, bo nie wykonał rozkazu czy polecenia służbowego. Faktycznie sam raz przyznał, że odszedł, bo zlikwidowano jego stanowisko.
Zmiana szyldu
Sąd Okręgowy zauważył, że lustrowany zasilił szeregi UB w newralgicznym 1956 r, czyli instytucji, która cieszyła się niezmiennie złą sławą i która była filarem państwa totalitarnego.
W tym miejscu z całą mocą należy wskazać, pisze sąd, że „odwilż” polityczna 1956 r. często jest przedstawiana jako istotny przełom w totalitarnym systemie władzy komunistycznej, ale w rzeczywistości październik 1956 był tylko swoistą zmianą dekoracji. To jest zmianą narzędzi sprawowania władzy przy utrzymaniu istoty systemu totalitarnego. Od 1957 r. otoczony złą sławą Urząd Bezpieczeństwa zastąpiono Służbą Bezpieczeństwa, którą formalnie włączono w struktury MO. Mimo zmiany nazwy zadania milicji politycznej nie uległy zmianie. Pozostała „mieczem i tarczą” komunistycznej partii.
- Kolejne termy w Małopolsce otwarte. Nowa atrakcja w regionie
- WIELKI chiński horoskop na 2022 rok! Co Cię czeka w roku tygrysa?
- Podstępny omikron. 20 objawów wirusa, które mogą przypominać przeziębienie
- Te miejsca już tak nie wyglądają. Rozpoznasz Kraków na archiwalnych zdjęciach?
- Kolejne problemy na zakopiance. Opóźni się budowa tunelu pod Luboniem Małym