Mała Joasia mieszkała w Dominikowicach, kochała bajki i kredki. Od najmłodszych lat rysowała, gdy dorosła, poświeciła się malarstwu.
- Świetnie to pamiętam - opowiada Joanna Zawadowicz-Mikołajczyk z uśmiechem. - W dzieciństwie sporo chorowałam, spędzając czas w domu, ciągle malowałam, głównie bajkowe księżniczki. W zeszytach i książkach, których czytanie obok malowania było największym hobby - dodaje.
Książki zyskiwały nowe piękne ilustracje i choć dziewczynka ciągle miała swoje małe dłonie pokolorowane kredkami, rodzice nie rościli o to pretensji. Mama Dorota i tato Kazimierz patrzyli z radością na artystyczne próby córki, powiększali kolekcję kredek, pisaków, farb.
- Tato zawsze miał wielkie zdolności manualne, potrafił zrobić coś z niczego - opowiada. - Mama zajmuje się rękodziełem artystycznym, wiec może to po nich mam jakieś zdolności - dopowiada.
Tak kiedyś wyglądały Gorlice! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Coś może dostała też od babci Zosi. Ta szyła, haftowała, dziergała podpatrywana przez Joannę, buszującą pomiędzy wykrojami i w materiałach.
- Ręce miałam pokłute igłami, ale za to moje lalki wyglądały pięknie - śmieje się.
Zainteresowania to jedno, a życie drugie. Po podstawówce zastanawiała się nad wyborem szkoły. Myślała o liceum plastycznym, jednak poszła do ogólniaka w Gorlicach.
- Cztery lata nauki to okres całkowitego rozbratu z malarstwem - relacjonuje.
Przed maturą zaczęła wracać do swojej pasji, pomyślała o studiach, zabrakło czasu, odwagi. Rysowała, tak dla siebie, do szuflady, czasem dla znajomych. Po maturze było racjonalnie, studium policealne prawa i administracji. Ciągnęło ją jednak do tworzenia nowych rzeczy, więc dodatkowo ma też w kieszeni dyplom projektanta wnętrz. To jednak nie było to, o czym ciągle, tak po cichu marzyła.
- Sama poznałam technikę pasteli, w której się zakochałam. Są miękkie, delikatne, dające możliwość malowania palcami, były tym, co bardzo mi odpowiadało - mówi uśmiechnięta.
Musiało upłynąć kilka dobrych lat, aby nastąpił przełom. W Młodzieżowym Domu Kultury w Gorlicach został zorganizowany kurs rysunku. Prowadziły go m.in.prof. Marlena Makiel-Hędrzak z Uniwersytetu Rzeszowskiego i Ewa Piotrowska Kukla z Gorlic. Po kursie wiedziała już, że od tego nie ucieknie i musi się poświęcić w pełni temu, co ją najbardziej pociąga, malarstwu. Zaczęła studia na wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego.
- Obawiałam się, że będę najstarszą studentką, ale byli tam też ludzie dużo starsi niż ja, którzy na jakimś etapie życia uznali, że sztuka jest tym, co w ich życiu powinno być najważniejsze - wspomina.
Cotygodniowe wyjazdy, zajęcia, nauka, to był ciężki okres, ale było warto. W 2014 uzyskała tytuł licencjata i to z wyróżnieniem. Dwa lata później stała się absolwentką studiów magisterskich o specjalności malarstwo.
- Mogłam już nazywać się artystką - mówi z uśmiechem. - To niezmiernie miłe, wciąż lekko wzdragam się na to określenie mojej osoby. Ja wciąż chyba nie czuję, że w pełni zasługuję na to miano - dodaje.
Joannę w malarstwie interesuje głównie akt, zarówno kobiecy, jak i męski.
- Ludzkie ciało jest dla mnie niewyczerpanym źródłem interpretacji i inspiracji - podkreśla.
Jej obrazy nie podążają za modnymi ostatnio w sztuce nurtami przełamywania tabu kulturowego i estetycznego. To bardziej afirmacja zmysłowości. Kolory są odbiciem jej spokojnej, duchowej strony. Moment, w którym dowiaduje się, że ktoś chce powiesić jej obraz w swoim domu, zawsze sprawia satysfakcję.
- Spływa na mnie radość, ale z drugiej strony i lekki smutek, bo muszę się rozstać z obrazem - dodaje.
Jej obrazy zdobią prywatne kolekcje zarówno w kraju, jak i za granicą.
- Nie wprowadzam w swoim malarstwie własnych, wzniosłych ideologii. Maluję intuicyjnie - podkreśla. - Moje rozumienie ciała dotyczy w dużej mierze zmysłowości, emocjonalnej strony cielesności - tłumaczy artystka.
Zapytana, czy maluje siebie, uśmiecha się skromnie i odpowiada. - Nie, jak do tej pory nie pokusiłam się o własny akt, jednak podobno gdzieś zawsze twórca przemyca cząstkę siebie, więc może gdzieś na moich obrazach jestem.
Ktoś może jej zarzucić chęć pokazywania jedynie ciała ładnego, proporcjonalnego.
- Lubię piękno, lubię je oglądać, inspirować się nim, co nie oznacza, że nie dostrzegam brzydoty i ciemnych stron człowieczeństwa. Wokół jest tego zbyt dużo, więc na razie pozostanę przy swoich interpretacjach - dodaje.
Dojrzewa też do innych rozwiązań w malarstwie, bo nie lubi powielania utartych schematów w żadnej dziedzinie. Ostatnio zainteresowała się malarstwem abstrakcyjnym.
- Wciąż czuję niedosyt, a nawet frustrację, ale wiem, że droga do odnalezienia siebie trwa nieraz i całe życie, a można jej nigdy nie odnaleźć - mówi z przekonaniem.
Nie koncentruje się tylko na sobie. Studia, również podyplomowe, pedagogiczne, pokazały jej, jak sztuka potrafi być wszechstronna.
- Chciałabym też przekazać innym bardzo prostą informację - mówi.- Nie ma znaczenia ile mamy lat, zawsze można się poświęcić temu, co nas fascynuje - dodaje z przekonaniem.
Gorliczanie pierwszy raz mieli okazję zobaczyć jej obrazy w 2015 roku, na wystawie w szymbarskim Kasztelu.
- To były rysunki z mojego licencjackiego dyplomu - relacjonuje. - Inspirowane fotografiami akty tancerzy, baletnic, gimnastyczek. Jestem do nich bardzo przywiązana - kończy.
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 4
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto
>>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU