Otrzymaliśmy oficjalną informację z PZPN, że na dzień 3 stycznia 2019 r. żaden z zawodników Wisły Kraków nie złożył wniosku o rozwiązanie kontraktu z winy klubu.
- Jak dalej będzie taki cyrk, to w najbliższym czasie takie wnioski w PZPN się pojawią - przyznaje jeden z zawodników „Białej Gwiazdy", z którym się skontaktowaliśmy. Zgodził się skomentować sytuację w klubie, ale prosił o zachowanie anonimowości. - Ustaliliśmy, że decyzje w sprawie kontraktów każdy z nas podejmuje indywidualnie i nikt do nikogo nie będzie miał o to pretensji - dodaje.
Zwraca uwagę, że najpierw zawodnicy składają w klubie wnioski o zapłatę zaległych pieniędzy. To już zrobiło większość zawodników. Jeżeli klub nie ureguluje zaległości w ciągu 14 dni, to piłkarze mają prawo wystąpić do PZPN o rozwiązanie kontraktu. Jeżeli do tego dojdzie, to zawodnicy mogą poszukać sobie innych pracodawców, a Wisła będzie musiała zapłacić im całą kwotę wynikającą z kontraktu.
- Większość z nas czekała do 31 grudnia. Liczyliśmy, że będzie nowy właściciel i coś się w klubie zmieni - mówi piłkarz Wisły. - Teraz jest taka sytuacja, że nie wiadomo ostatecznie, kto jest pełnoprawnym właścicielem klubu. Jest komunikat, że z powrotem stało się nim TS Wisła. Dla nas to nie jest pokrzepiająca wiadomość. Do TS Wisła nie możemy mieć zaufania. Teraz okazało się, że przez ostatnie dwa lata osoby zarządzające klubem dbały o swoje interesy, a o Wisłę dbał sztab szkoleniowy i piłkarze - dodaje.
Zawodnicy „Białej Gwiazdy" nie otrzymywali wypłat od wakacji. Wszystko miało się zmienić po przejęciu klubu przez zagranicznych inwestorów Vannę Ly i Matsa Hartlinga. Vanna Ly miał wpłacić do 28 grudnia 2018 r. kwotę 12,2 mln zł na konto piłkarskiej spółki, a później pieniądze miały zostać rozdysponowane na konta zawodników. Tak się nie stało.
TS Wisła oświadczyło 2 stycznia, że unieważniło umowę z zagranicznymi inwestorami, skoro ci nie dotrzymali jej warunków. Adam Pietrowski, reprezentujący inwestorów, przekonuje, że ich zdaniem nie ma podstaw do rozwiązania umowy.