Nic nie widać, co jest z jednej strony korzystne (umówmy się, Bodzów to nie Ayia Napa), z drugiej - można wpaść na płot, nadepnąć na parę kochanków w rozkoszy, wstąpić na szuwary jakieś, zarośla, zsunąć się do mętnej wody, nim się jeszcze ściągnie buty, itp. Samo pływanie po ciemku też jest OK. Ciepło, miło, gwiazdy, jeśli są, to odbijają się od wody jak w amerykańskim filmie, a jak ich nie ma, to natychmiast do głowy wlewa się czarna metafizyka, że to nie Polska, nie Kryspinów, lecz nirwana albo nieważkość w kosmosie.
Sielanka kończy się po wyjściu z wody. Już pomijam ten debilny cyrk z wycieraniem się i ubieraniem. Wszędzie piasek: w zębach, między palcami, we włosach, w uszach (to najgorsze). A Kryspinów, powtarzam, to żadna Bora-Bora. Po wyjściu z wody nie można się wypłukać w luksusowym domku na palach, popijając zimny wywar z ananasa, tylko odparzać w samochodzie ford escort.
W drodze do domu powoli zaczynamy wydzielać woń podwodnych glonów. Dochodzi do tego kołtuniczny dyskomfort z uwięzionymi we włosach tzw. muchami końskimi, komarami i kaczymi piórkami.
A Ty co sądzisz o kąpieli w Kryspinowie? Lubisz tam spędzać czas? Podziel się z nami Twoją opinią. Czekamy też na komentarze pod artykułem, opinie, uwagi a także zdjęcia i wideo - pisz e-maila na adres [email protected], dzwoń - tel. 12 6 888 301. Do Twojej dyspozycji jest też profil "Gazety Krakowskiej" na Facebooku.
Wybieramy strażaka roku 2012. Zgłoś swojego kandydata!
Miss Lata Małopolski 2012Zgłoś swoją kandydaturę!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!