- Właśnie wygraliśmy ostatnią rozprawę w sądzie. Zakończyła się walka o normalność dla nas wszystkich. Dziękujemy, że byliście z nami w tych chwilach – skomentował Jakub Mikrut, właściciel lokalu z Czarnego Dunajca. - Było warto i zrobiłbym to jeszcze raz – podsumował.
Sprawa dotyczy czasu pandemii i lockdownu, który dla branży turystycznej i gastronomicznej w całej Polsce był bardzo trudny. Dotyczyło to także restauracji z Podhala. Zdecydowana większość lokali gastronomicznych na Podhalu zamknęła się. Te, co miały siłę i możliwość, serwowały posiłki na wynos lub na dowóz. Z czasem jednak, gdy zakazy były przedłużane, wielu przedsiębiorców nie miało już siły finansowych i nerwów, by czekać na otwarcie. Gdy zaczęła zaglądać w oczy wizja bankructwa, niektórzy zdecydowali się otworzyć swoje lokale. Uważali bowiem, że taki zakaz – wprowadzony na mocy rozporządzenia – był nieważny w świetle konstytucji RP. Potwierdzały to analizy wielu prawników.
Z rządowych zakazów wyłamały się także restauracje na Podhalu. Na taki krok zdecydowała się m.in. nieistniejąca już Kawiarnia Jaga i Karczma Góraleczka w Zakopanem, a także w Schronisku Bukowina (w czasie pandemii restauracja nazywała się Schronisko Smaku Magda Gessler). Do tego grona postanowił dołączyć również właściciel restauracji Bella Ciacho z Czarnego Dunajca. Przystąpić do ruchu „Góralskie Veto" i walczyć o swój interes.
Swoją decyzję argumentował wtedy tak: - Jesteśmy zmuszeni do tego. Nie ma na co czekać. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i nie czekać na pomoc z zewnątrz, bo jej nie dostaniemy - mówił w styczniu zeszłego roku Jakub Mikrut.
Bella Ciacho, tak jak inne restauracje, po tym jak tylko wznowiła swoją działalność, miała serie kontroli policji i sanepidu. Odbywały się one regularnie.
- W sumie mieliśmy siedem kontroli sanepidu i wiele wizyt policji – mówi Jakub Mikrut.
Policjanci spisywali właścicieli, pracowników, a nawet klientów. Sanepid prowadził swoje postępowanie. Mimo grożących kar – od 10 do 30 tys. zł po każdej kontroli – lokale nadal działały i walczyły.
- Ostatecznie z sanepidu w Nowym Targu otrzymaliśmy jedną decyzją o nałożeniu na nas kary w wysokości 10 tys. zł. Odwołaliśmy się do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie. Ta cofnęła sprawę do ponownego rozpatrzenia przez sanepid w Nowy Targu – wspomina właściciel Bell Ciacho. Sanepid ostatecznie sprawę umorzył.
Restauracje jednak otrzymała karę grzywny z Komendy Powiatowej Policji w Nowym Targu. Opiewała ona na 300 zł. - Od tej kary odwołałem się do sądu. W skrócie powiem tak, że zarzut był taki, że klienci w naszej restauracji spożywali posiłki bez maseczek zasłaniających usta i nos – mówi pan Jakub.
Teraz po rocznej batalii zakopiański sąd uchylił zarzuty.
- Wiele kontroli sanepidu i policji, wiele odwołań i nieprzespanych nocy. Opłacało się. Udowodniliśmy, że nikt nie zabroni nam żyć normalnie - podsumowuje Jakub Mikrut, właściciel Bella Ciacho.
Podobną batalię wygrały inne podhalańskie restauracje.
- Na dnie Jeziora Czorsztyńskiego leży zatopiona wieś. Tak kiedyś wyglądało to miejsce
- "Bangladesz" na Siwej Polanie. Buda za budą, pamiątki, kiełbaski i lane piwo
- To był kiedyś legendarny budynek na Krupówkach. Dziś w budynku hula wiatr
- Tatry. Legendarny Mnich - marzenie turystów i taterników [NIESAMOWITE ZDJĘCIA]
- Jak wyglądało Zakopane 30 lat temu i jak wygląda teraz? Miasto bardzo się zmieniło
- Tatry. Remonty szlaków idą pełną parą. To ciężka ręczna robota [ZDJĘCIA]
