Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogotowie, proszę słuchać!

Anna Górska
Nie praca, tylko jeden wielki stres. Czasem serce łomocze tak jakby za chwilę miało wyskoczyć. Musisz jednak być spokojny i opanowany. Bo człowiek, gdy wzywa karetkę, potrzebuje od dyspozytora wsparcia i pomocy. Byłam w dyspozytorni, która odpowiada za połowę Małopolski. To praca dla ludzi o stalowych nerwach - pisze Anna Górska

Ratownictwo medyczne, dzień dobry. Proszę się uspokoić, spróbować nie denerwować i uważnie mnie słuchać...
Setki razy dziennie wypowiadają te słowa. Dyspozytorzy Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego (KPR) to tylko ludzie. Uspokajają spanikowanych pacjentów, ale jak sami muszą wezwać karetkę, to im też ziemia im spod nóg ucieka.
- Parę lat temu źle się poczuła moja mama i zamiast "dziewiątek" wybrałam 998 - numer straży pożarnej i nie mogłam zrozumieć, dlaczego strażacy nie chcą jej ratować - wspomina Anna Zielińska- Górka, kierownik dyspozytorni w KPR.

15 stycznia, godz. 10, Kraków, ul. Łazarza, jesteśmy w scentralizowanej dyspozytorni pogotowia ratunkowego, skąd wysyłane są karetki do pacjentów z całej aglomeracji krakowskiej, wszystkich gmin i powiatów wokół stolicy Małopolski oraz Podhala. W sumie to jakieś 2,5 mln osób.
Życie i zdrowie ludzi jest w rękach trzynastu osób: dziewięciu dyspozytorów przyjmujących zgłoszenia i czterech wysyłających karetki.
Jak dobrze pracować, gdy w tyle głowy siedzi ciągle myśl, że od ciebie zależy czyjeś życie?
Nie wiem. Spędziłam w pogotowiu ponad dwie godziny i wyszłam spocona jak mysz. To praca dla ludzi o stalowych nerwach. Co chwilę mają śmierć przed oczami. Albo życie. Nigdy nie wiadomo czy zdąży karetka, którą wysłali, czy będzie już za późno.
- Oddycha? Mąż umiera pani na rękach? Proszę nie płakać, a skupić się na moich pytaniach: Mąż reaguje? Jest z nim kontakt? Proszę spojrzeć na jego twarz: jeden z kącików ust obniżony? Bełkocze. Karetka już jedzie, ale proszę zostać na linii. Imię, nazwisko, ile mąż ma lat?
Tylko dwa razy w życiu czas nam ciągnie się w nieskończoność: gdy rodzi się dziecko i czekamy na karetkę.
- Moje zadanie polega na tym, by osoba dzwoniąca czuła się bezpiecznie i pewnie, zanim przyjedzie karetka do chorego. Dlatego nie przerywam rozmowy od razu po wysłaniu zespołu - opowiada Tomasz Pituła, w ratownictwie od 25 lat.

Siedzimy przy biurku z regulowaną wysokością - po to, by dyspozytor podczas dwunastogodzinnej zmiany (dzienna od godz. 7 do 19, nocna od 19 do 7), gdy kręgosłup i tyłek aż trzeszczą z bólu, mógł odbierać telefony też na stojąco.
Na biurku trzy monitory, konsola, dwa telefony - na przypadek, gdy padnie system elektroniczny..
Konsola to "mózg" pogotowia. Przez nią łączą się pacjenci z dyspozytorem, a on z ratownikami. Monitor nr 1 służy do wypełnienia zlecenia dla ratowników, w którym jest opis zdarzenia, adres, telefon pacjenta. Monitor nr 2 i nr 3 to geomapy, na których wyświetla się rejon, gdzie potrzebują pomocy. Dyspozytorzy wysyłający karetki mają dodatkowy monitor nr 4, na którym mogą śledzić jak poruszają się wszystkie ambulanse w regionie.
- Rany boskie, szybko przyjeżdżajcie. O nic już nie pytajcie, tylko wysyłajcie do nas lekarza, przecież nie wytrzymam tego wszystkiego - mocno spanikowany kobiecy głos. - Stało się coś strasznego, mąż kroił chleb i pociął palec. Kciuk. Leci mu krew - prawie płacze.
- Zupełnie błaha sprawa, a ludzie robią z niczego taki raban. Trudno opanować emocje: i kobietom, i mężczyznom. Stąd te krzyki, gdy chłop poharata paluszek - tłumaczy Tomasz Pituła.
Może jednak być przesada w drugą stronę. Przed mężczyzną dzwoniącym do pogotowia leży umierający człowiek, a ten beznamiętnie i leniwie: - No, leży dziadek, chyba nie oddycha. No nie wiem, wygląda na to, że nie żyje.

Gdy trzeba ratować dziecko, w dyspozytorni nagle robi się cicho. Wszyscy solidarnie wspierają dyspozytora, który wydaje przez telefon polecenia rodzicom.
- Zachłysnęło się dziecko pokarmem. Trzymiesięczne niemowlę, przestaje oddychać? Zaczynamy reanimację.Przykładamy dwa palce na mostku i uciskamy klatkę piersiową.
Zanim karetka dotarła do maluszka, Anna Zielińska-Górka już go uratowała. Odetchnęła dopiero gdy usłyszała jego krzyk w słuchawce. - Gdy później odsłuchiwałam tę rozmowę, dziwiłam się samej sobie. Miałam bardzo spokojny i opanowany głos. Nawet cienia zdenerwowania. Ale co się działo w środku! Po tej akcji musiałam wszystko wyłączyć, wyjść na zewnątrz, zaczerpnąć powietrza, wyciszyć się. Koszulkę miałam całą mokrą a serce waliło jak dzwon - mówi kierowniczka dyspozytorni.

Godz 10.20. W Tylmanowej autobus z dziećmi z okolic Kielc wpadł do rowu. Jechały na ferie. Na pogotowie dzwonią poszkodowani. Nie wiedzą ani nie potrafią wytłumaczyć, gdzie dokładnie są, ani ilu jest rannych. Pogotowie lotnicze nie da rady wysłać helikoptera, bo pogoda taka, że pasa startowego nawet nie widać. Chaos w Tylmanowej, nerwowo też na Łazarza.
Krzysztof Górski, dyspozytor prowadzący, czyli kierownik zmiany, goni co sekundę od swojego biurka do biurka Michała - dyspozytora "D", który "rządzi" karetkami na Podhalu.
- Musimy ich zlokalizować, wysłać jak najszybciej pierwszy zespół, który zorientuje się co się stało, ilu rannych i czy jest potrzebne dodatkowe wsparcie - tłumaczy Krzysztof Górski. Z Michałem szukają wolnych ambulansów, które by najszybciej dotarły do rannych dzieci. Jadą cztery: ze Szczawnicy, Starego Sącza i Nowego Targu.
- Ej, chłopaki, dzieci przecież zmarzną w tym rowie - krzyczy pan Krzysztof. - Trzeba zorganizować jakiś transport, by napiły się herbaty w ciepłym pomieszczeniu. Dzwońmy do sztabu zarządzania kryzysowego, wójta, sołtysa. Wszędzie, gdzie się da.
Z 47 podróżujących do szpitali trafia 5 osób, w tym 4 dzieci. Ich stan nie jest ciężki. Reszta już za godzinę pije herbatę w ciepłym pomieszczeniu.
- Wierzy pani w cuda? Ja wierzę - rozmarza się pan Krzysztof. Ratuje ludzi już trzydzieści lat. Krzysztof to dyspozytor z powołania, choć w pogotowiu wylądował przypadkowo.- Był stan wojenny. Roboty żadnej nie było. Przyszedłem na chwilę spróbować, zostałem do dziś - wspomina. - Ale nie żałuję, tu moje miejsce.

10 czerwca, 1979 rok. Krakowskie Błonia. Papież Jan Paweł II przez pół godziny objeżdża sektory wypełnione rekordową, blisko dwumilionową, rzeszą wiernych. - W dwumilionowej aglomeracji w ciągu kilku godzin na pewno ktoś musi umrzeć. Zaś na Błoniach od 8 do 18 nie stwierdzono żadnego zgonu, tylko jeden poród odebraliśmy! Przecież tam zebrało się dwa miliony ludzi! Nie do wiary. Minęło tyle lat, a ja nie mogę zapomnieć tego dnia. To cud - wzrusza się Krzysztof Górski. I już biegnie do swojego biurka.
- Dziadek leży na schodach i nie oddycha? Spokojnie, musimy go ratować. Razem. Czy pan będzie reanimował dziadka czy ktoś inny? Proszę klęknąć po prawej stronie, przyłożyć wyprostowane ręce na mostku i na "raz dwa" trzeba uciskać pierś. Ja liczę, pan uciska - instruuje pani Małgorzata zdenerwowanego mężczyznę. - Raz, dwa - mówi do słuchawki.
- Michał, enzetka!- krzyczy jednocześnie do dyspozytora "D". Enzetka to nagłe zatrzymanie krążenia. Wówczas liczą się minuty. Karetka wysłana.
- Pan już nigdzie nie może iść, ani dzwonić, trzeba cały czas uciskać. Raz dwa. Ktoś wyszedł na drogę, by ratownicy szybciej znaleźli dom? Dalej masujemy, nawet jak pan się zmęczy. Raz dwa - dyspozytorka Małgorzata nie daje za wygraną.
Wie, że ciągła reanimacja aż o 75 proc. zwiększa szansę na przeżycie w przypadku zatrzymania krążenia.
- Karetka jedzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość i nie przerywać masażu serca. Proszę włączyć telefon na głośno mówiący, by słyszeli mnie wszyscy obecni. Nie ma pan sił, niech ktoś pana zmieni. Pani teraz uciska, a ja liczę: raz, dwa.

W pogotowiu między godz. 10 a godz. 12.30, dyspozytorzy odebrali 122 wezwania i zadysponowali 85 zespołów. - Po dyżurze pojadę na narty. Muszę się odstresować. Szusuję ostrożnie, nie szarżuję, by koledzy nie musieli mnie ratować - mówi pan Krzysztof.

Studniówki w Małopolsce 2013 [ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska