Media złapały się bowiem nie tyle na haki, ile na haczyk. Ten haczyk to metoda: wiem, ale nie powiem. Przez dwa dni trwało śledztwo, co Kaczyński miał na myśli, a liczba roboczych hipotez przyjętych na jego użytek przewyższała tę z dochodzenia w sprawie Rywina. Koniec końców, kurz jednak opadł i pozostała dobrze znana twarz człowieka, który z rozniecania kolejnych pożarów uczynił sposób na istnienie w polityce.
Po co więc do tego wracać? Ano po to, aby pokazać, jak ważnym składnikiem sukcesu Platformy jest Jarosław Kaczyński. Krótki powrót do czasów PiS-u pokazał milionom Polaków, że powrót drużyny Kaczyńskiego do władzy (jakkolwiek absurdalnie to brzmi) to powrót do tej samej rzeczywistości, którą tak zdecydowanie odrzucili w 2007 r.
Prezes raz na jakiś czas wychodzący z jaskini i ryczący dobrze znanym głosem jest Platformie potrzebny jak tlen. Dzięki temu mogą powiedzieć wyborcom: OK, popełniamy błędy, ale jesteśmy normalni, a oni nie. My rządzimy, a oni knują. My budujemy, a oni burzą. My dajemy wam pracę, a oni polityczne mordobicie. Na dodatek w tej argumentacji platformersi mają sporo racji. A Polacy, choć często zaciskając zęby, będą na Platformę głosować.
Oczywiście ani Tusk, ani jego ekipa nie wygrali wyborów i nie prowadzą w rankingach tylko dlatego, że jest Kaczyński. Ale procentowy udział PiS-u w tym sukcesie jest więcej niż istotny. Dla tej formacji, czyli dla Platformy, może to mieć fatalne albo wręcz zgubne skutki.
Pycha jest bowiem cechą, której nie była się w stanie oprzeć żadna partia, więc i PO oprzeć się jej nie potrafi. Ludzie prędzej czy później to zobaczą, rozejrzą się dookoła. Jeśli natkną się na kogoś interesującego, na niego przerzucą swoje uczucia.
Dziś nikogo takiego nie widać, ale jego pojawienie się, tu cytat klaska, jest "oczywistą oczywistością". Pytanie, czy znajdzie się jeden Casanova, który odbije elektorat PO i zawładnie sercami 40-procent wyborców, czy też emocjonalny kapitał padnie łupem całego gangu politycznych uwodzicieli.
Ale wizja uprowadzonej narzeczonej powinna raz na jakiś czas zaburzać spokój w szeregach Platformy. Na razie większy kłopot mają pisowcy. Dziś jeszcze wizja przewrotu w partii bardziej kojarzy się z obrazem głów buntowników zatkniętych na włóczni niż z demokratyczną zmianą przywództwa. Ale w PiS nie brak rozsądnych, którzy widzą, gdzie prowadzi partię Jarosław Kaczyński, i wiedzą, że albo coś z tym zrobią, albo będą musieli pukać do innych partyjnych drzwi z nadzieją, że te się otworzą.
Jarosław Kaczyński stwierdził w owym wywiadzie, że zamierza działać w polityce jeszcze co najmniej 15 lat. Jeśli zatem w 2025 roku prezes będzie miał wokół siebie choćby połowę dzisiejszych towarzyszy, wdzieję jutowy worek, stanę pod siedzibą na Nowogrodzkiej i poproszę o wybaczenie. Albowiem zbłądziłem.