Wstydliwe punkty znajdują się w miejscach dobrze od tej strony znanych. Największe jest położono kilkadziesiąt metrów za cmentarzem żydowskim. Ilość zgromadzonych tam śmieci wszelkiej maści pewnie z łatwością wypełniłaby samochód ciężarowy. Część z nich całkiem niedawno została podpalona, o czym świadczy unoszący się jeszcze smród spalenizny.
O ile miejsce wspomniane na wstępie na co dzień jest raczej mało widoczne i uczęszczane, to o wiele więcej osób ma okazje "podziwiać" wysypisko, które zagnieździło się obok cmentarnego muru, tuż za mogiłą żołnierzy poległych we wrześniu 1939 roku. Tabliczka z napisem "zakaz wysypywania śmieci" niewiele pomaga, sądząc z tego, co znajduje się obok niej.
Podobna tabliczka nie odstrasza też osób, które pozbywają się odpadów kilkaset metrów dalej, przy tej samej ulicy Amii Kraków. Opony, szkła, worki po nawozach to widok, który szpeci to miejsce od lat.
Likwidacja dzikich wysypisk śmieci należy do gminy, ale to oznacza, że koszty takich operacji ponoszą faktycznie wszyscy, wnosząc opłatę za wywóz odpadów. A bardzo wiele z tego, co znajduje się na trzech dzikich składowiskach, można się pozbyć bez ponoszenia dodatkowych kosztów.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Świat tonie w śmieciach - jak temu zaradzić?