Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pustynię Namib mają za sobą!

Agnieszka Nigbor-Chmura
Afryka 2x2 to pomysł Eli Wiejaczki i Tomka Budziocha na podróż poślubną. A Boże Narodzenie chcą spędzić już na pograniczu z Zambią w misji salezjańskiej koło Rundu.

Za nimi 600 kilometrów po terenie, którego się obawiali ze względu na brak wody, czyli przez Wybrzeże Szkieletowe i pustynię Namib. Ela Wiejaczka i Tomek Budzioch od 4 grudnia są w podróży poślubnej przez Afrykę. Niezwykłemu wymiarowi wyprawy w wydaniu 2x2, czyli na rowerach, patronuje "Gazeta Krakowska".

Przez ostatnie dni przed wyprawą marzyli już tylko o tym, żeby usiąść w samolocie i przestać myśleć, co jeszcze jest do załatwienia czy kupienia. Pomimo strajków Lufthansy udało się im wyruszyć zgodnie z planem i po 20 godzinach podróży wylądowali w Namibii. Nieznajoma kobieta, widząc ich z rowerami, zaproponowała podrzucenie swoim pickupem z lotniska do upalnego Windhuk. Stamtąd pojechali busem do położonego na wybrzeżu Swakopmund miejsca startu wyprawy. Tam było o 20 stopni mniej niż w stolicy i nieustannie wiało.

Pierwsze dni były czasem dopasowywania i regulacji rowerów, bo przecież na czas transportu lotniczego były rozłożone na części. Musieli zoptymalizować pakowanie, dopracować ilość jedzenia i wody, niezbędną na poszczególne odcinki. Namibia jest krajem bardzo słabo zaludnionym, a większość ludności zamieszkuje miasta, między którymi odległości przekraczają często 120-150 km. Na tych odcinkach nie ma żadnych osad, sklepów czy nawet stacji benzynowych - to wszystko musieli brać pod uwagę, planując podróż po tym kraju.

- Temperatura w cieniu dochodzi do 44 st. C. Nie wiemy, ile jest w słońcu, bo nasz termometr ma skalę tylko do 50 st. C i boimy się, że wystrzeli, jeśli wyjmiemy go z sakwy. Na szczęście noce są znacznie chłodniejsze, więc śpi się i odpoczywa bardzo dobrze. Ilość wody, jakiej potrzebujemy do spożycia w tych warunkach, to ponad 10 litrów dziennie, czyli mniej więcej tyle, ile jesteśmy w stanie jednorazowo zapakować na rowery - relacjonuje Tomek. - Dziennie pokonujemy 60-70 km, ale dużo zależy od rodzaju nawierzchni i wiatru. Problemem pierwszych dni, kiedy jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, była słona mgła i piasek z wydm osiadający w nocy na rowerach. Przez to łańcuchy i niezabezpieczone elementy rowerów szybko pokryły się rdzą. Konieczne było ich gruntowne czyszczenie. W głębi lądu codzienną czynnością jest usuwanie z napędu pyłu niesionego przez wiatr. Na szczęście pustynia jest już za nami, a lekko pagórkowaty obszar sawanny, przez który w tej chwili jedziemy, jest znacznie bardziej łaskawy dla sprzętu i o wiele przyjemniejszy dla oka - dodaje.

Dla Eli w podróży zawsze najważniejsze są spotkania z miejscowymi ludźmi. - Pewniego dnia jechaliśmy trudną, szutrowo-piaskową drogą, wokół rosły krzewy, od czasu do czasu można było dostrzec stado krów. Był upał, a my marzyliśmy o butelce zimnej coca-coli. Spełnieniem marzeń był znak, który zawiódł nas pod mały sklep oddalony o kilkaset metrów od drogi. Spotkaliśmy tam przedstawicieli plemienia Damara, posługującego się niezwykłym dla nas językiem, w którym występują charakterystyczne kliknięcia. Największą ich zabawą było proszenie nas o powtórzenie jakiegoś słowa - nie sposób było tego dokonać! - śmieje się Ela. - Helmut, bardzo przyjazny i zdystansowany do siebie młody człowiek, widząc nasze rowery i słysząc, dokąd chcemy dojechać, chwycił się za głowę. "My, Afrykańczycy, jesteśmy leniwi!" - zaczął się śmiać. "Nigdy nie zrobilibyśmy czegoś takiego. Nigdy!". Spędziliśmy niezwykle wesoło czas przed sklepem, gdzie poznaliśmy też jego matkę - dużą, wesoło dyrygującą otoczeniem kobietę - nazwaliśmy ją "Mama Africa" - dodaje Ela.

Nasi niezwykli podróżnicy powoli zmierzają na północ, a Boże Narodzenie chcą spędzić już na pograniczu z Zambią. - Gdyby nie udało nam się dotrzeć do misji salezjańskiej koło Rundu blisko 500 km od Outjo, gdzie w tej chwili jesteśmy, mamy z Polski opłatki i żurek na wigilię - niestety, w proszku. Mamy też nadzieję połączyć się telefonicznie z naszymi bliskimi w kraju - dodaje Tomek. "Afryka 2x2" to pomysł na podróż poślubną na dwóch kółkach przez 7000 kilometrów afrykańskich dróg i bezdroży. Chcą dojechać aż do Kenii, przez Botswanę, Zambię, Zimbabwe, Mozambik, Malawi, Tanzanię, Burundi, Rwandę i Ugandę. Zaplanowali, że podróż zajmie im około pięciu miesięcy. Podróżników z gorlickiego wspierają firmy Arta Tech, Fargo, Fjord Nansen, Urząd Miejski w Gorlicach i Mainstream MSX.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska