Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reżyser Wojciech Szumowski: O tym, co dzieje się w Syrii, mam ochotę krzyczeć

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Było znacznie gorzej niż sobie mogłem wyobrazić. Głód, ubóstwo, spadające bomby. Tak o swoich dwóch miesiącach w syryjskim Aleppo mówi Wojciech Szumowski, reżyser z Krakowa.

Porozmawiajmy o Syrii.
O tym, co dzieje się w Syrii, mam ochotę krzyczeć, nie mówić. Krzyczeć ze złości i bezsilności, że nie mogę się przebić przez tę obojętność Zachodu. Czuję, że mam światu do opowiedzenia historię, to co zobaczyłem w Aleppo. Ale z moim filmem "Notatki z ciemności" trudno się przebić, do dziś mam problemy z dystrybucją. Syria "nie kręci" świata zachodniego.

Bo mieszkańcy tego świata nawet nie bardzo wiedzą, o co w ogóle chodzi w tym konflikcie. Orientują się może na tyle, że zaczęło się od protestów przeciw władzy prezydenta Assada.
Zgadza się. A bez poznania nie ma współczucia. Też do 2013 roku niewiele wiedziałem. Nie interesowałem się. Wiodłem swoje spokojne życie. A później z Syrii wrócił mój znajomy, pracownik misji humanitarnych, Michał Przedlacki. Opowiedział, co tam widział. Dopiero to otworzyło mi oczy. Uznałem, że powinniśmy tam pojechać, aby nakręcić film. Byliśmy jedynymi dziennikarzami z Zachodu, którzy w tym czasie przebywali w Aleppo. Żadna agencja informacyjna nie pozwoliłaby sobie na ryzyko, by wysłać tam reporterów. Bo my dosłownie chodziliśmy w Aleppo pod bombami. Kilka razy o mało nie zginąłem. Raz odłamek przeleciał tuż nade mną. Nawet nie zdążyłem się wystraszyć. Tak właśnie ginie się w Syrii.

Mógł Pan nie wrócić. Po co Pan ryzykował? Z ciekawości, dla sławy, z moralnego obowiązku?
Ani z ciekawości, ani dla sławy. Czułem, że muszę opowiedzieć tę historię. Bo dopóki społeczeństwo zachodnie nie ma wiedzy, co tam się dzieje, dopóki ofiary w Syrii to dla nich tylko liczby, nic się nie zmieni. Bo polityków to nie obchodzi i obchodzić nie będzie, do czasu kiedy społeczeństwo nie będzie tego od nich wymagać. Gdy próbowałem rozmawiać z naszymi polskimi politykami o tym, co dzieje się w Syrii, nabierali wody w usta. Jakby wypili właśnie szklankę wody.

Przychodzi mi na myśl historia Jana Karskiego, który podczas wojny nauczył się w kilka minut opowiadać ludziom Zachodu o tym, co dzieje się w Auschwitz. Ale ci ludzie nie bardzo chcieli słuchać.

Użyła pani dokładnie tej samej alegorii, o której ja chciałem wspomnieć. Tylko jest trochę inaczej, niż pani mówi. Ten świat Zachodu go wysłuchiwał, tylko mimo tego nic z tym nie robił. Co jest jeszcze gorsze. To kłamstwo, że Ameryka nie wiedziała o Auschwitz. W latach 70. odkryto zdjęcia lotnicze obozu. Dysponowali nimi. Świadomie zamykali oczy. Tak samo dziś, sk….ko, świat zachodni zamyka oczy na Syrię. Służby doskonale wiedzą, co tam się dzieje. I komu te służby służą? Społeczeństwom demokratycznym? To jest demokracja? Kiedy Rosja zajęła Krym, od początku pomyślałem, że to pokłosie bierności Zachodu wobec sytuacji w Syrii. Rok później to samo zauważyła Hillary Clinton… Jeśli nie reaguje się na ludobójstwo - bo tak, z całą odpowiedzialnością, nazywam to, co dzieje się w Syrii - daje się sygnał: droga wolna. Zachód pozwala.

Można zadać pytanie, jaki mamy obowiązek pomagać Syryjczykom.
Ano ludzki. Obowiązują nas pewne międzynarodowe prawa broniące podstawowych wartości. I jeśli te podstawowe wartości są łamane, mamy obowiązek i prawny, i moralny, aby ich bronić.

Przyjechał Pan do Syrii, do Aleppo, i co zastał?
Obraz piekła wyrastał już z opowieści Michała. Ale było dziesięć razy gorzej, niż sobie wyobrażałem. Głód, ubóstwo, spadające bomby. Całe miasto, przed rewolucją wielomilionowe, bardzo stare, kolebka naszej cywilizacji - bo kiedy my jeszcze łupaliśmy w kamieniu, oni już budowali meczety - opustoszałe. Zawalone śmieciami, których nikt nie wywozi. Kiedy z Zachodu, potajemnie, przyjechali eksperci, by pobrać stamtąd próbki, okazało się, że istnieje tam zagrożenie epidemią dżumy.

Jacy tam są ludzie?
Tacy jak my. Tylko że żyjący według reguł swojej wiary. Przynajmniej, w przeciwieństwie do zlaicyzowanych, pełnych pychy ludzi Zachodu, te reguły swojej wiary szanują. Od zamachu na World Trade Center powstała jakaś nienazwana lecz precyzyjnie sterowana psychoza przed islamem. Mówiąc muzułmanin, myślimy terrorysta. I to jest absolutnie niesprawiedliwe wobec tego wielkiego świata islamu. Naukowcy wmawiają nam jakieś " zderzenie cywilizacji". Co to za podział: muzułmanin, katolik? Czy my rozmawiamy teraz z sobą jak katolik z katolikiem? Nie, jak człowiek z człowiekiem.

Które spotkania zapamiętał Pan najbardziej?
Wiele wspaniałych i trudnych spotkań. Każde nadaje się na osobną opowieść. Proszę mieć świadomość, że ciężko mi o Syrii i Syryjczykach mówić. Bo od tego czasu zmienił się mój sposób patrzenia na świat. Ja się zmieniłem.

Nabrał Pan wstrętu do świata, zgorzkniał Pan?
Wręcz przeciwnie. W Syrii jest tak, że każde spotkanie może okazać się tym naszym ostatnim. Połowa bohaterów, którzy wystąpili w naszym filmie, już nie żyje. To uzmysłowiło mi pewną kruchość. To że naprawdę żyjemy w cieniu śmierci. Również tu, w spokojnej Polsce - bo i tu w jednej sekundzie może nas zabraknąć, może zmiażdżyć nas ciężarówka albo dorwać rak. Tylko na co dzień sobie tego nie uświadamiamy. Więc odkąd straciłem to złudzenie nieśmiertelności, chcę żyć pełniej, lepiej. Robić tylko ważne rzeczy. Spotkać się z wnuczką - to błahe, ale ważne. Robić filmy tylko dobre. Wyparowała ze mnie cała arogancja. Nauczyłem się z większą uwagą słuchać ludzi. Dostrzegać w nich dobro. Michał powtarza, że wojna wszystko wyostrza. Wyciąga z dobrych ludzi to, co dobre, a ze złych - całe okrucieństwo. I ja, w tym piekle, zobaczyłem, ile w ludziach jest dobra.

U kogo się zatrzymaliście?

U Imama Kasima, szefa placówki pomocy humanitarnej "People in Need". Michał poznał go wcześniej, pracując dla "People in Need". Organizowali w Aleppo system piekarni, żeby ludzie mieli co włożyć do ust, bo w Syrii panuje straszliwy głód. Mówi się teraz, że to wojna domowa, że walczą z sobą skrajnie radykalne, terrorystyczne organizacje. Ale powstańcy - ja ich tak nazywam, bo przecież zaczęło się od pokojowych protestów, w których bez użycia siły domagali się poszanowania podstawowych praw: wolności słowa czy prawa do własności, tak jak u nas ludzie domagali się tych praw podczas solidarnościowych strajków - po prostu żyją w strasznej biedzie. Nie mają co włożyć do ust swoich rodzin. Tylko skrajne organizacje wypłacają żołnierzom żołd, więc oni do nich przechodzą. Gdyby nie głodowali, nie radykalizowaliby się. Imam Kasim właśnie w ten sposób im pomagał. Rozdając chleb. (Długa cisza). Imam już nie żyje, zmarł rok temu. Kilka dni temu, prawie w rocznicę śmierci Imama, zginął jego brat.

Jak zginął Imam?
Pod piekarnią, rozdając potrzebującym chleb.

Skąd Pan o tym wie?
Razem z Michałem jesteśmy w kontakcie z naszymi bohaterami. Kolejny z nich, Ammar Zakaria, lekarz-anestezjolog, mieszka teraz w Niemczech, musiał uciekać z rodziną z Syrii, bo miał dwa zaoczne wyroki śmierci: wydane przez reżim Asada i Państwo Islamskie.

Czym się naraził?
To był lekarz wojskowy, jego ojciec był generałem Asada. W pewnym momencie pojął okrucieństwo tego reżimu i - jak wielu żołnierzy - przeszedł na stronę powstańców. Pomyślał, że odkupi swoje grzechy, pracując w szpitalu, gdzie trafiali ranni powstańcy. Pozwolił kręcić nam w tym szpitalu film, choć było to wyjątkowo niebezpieczne. Całe miasto było pełne szpiegów Asada, a gdyby wyszło na jaw, że w szpitalu jest ekipa filmowa, reżim mógłby kazać go zbombardować - z czystej zemsty. Proszę zresztą mieć świadomość, że Asad celowo wybiera cywilne cele na bombardowania - by zmniejszyć poparcie społeczne dla powstańców. Gdy zorientował się, że syryjscy piloci nie przez przypadek tak często chybiają, a po prostu nie chcą zabijać swoich braci, pozamykał ich w więzieniach i koszarach, a na ich miejsce pozatrudniał pilotów irańskich a wręcz północnokoreańskich. Ale w końcu Ammar musiał uciekać z kraju. Przed śmiercią, po prostu.

Gdzie trafił?
Do obozu dla uchodźców w Niemczech. Udzielił wywiadu dla lokalnej prasy o tym, co widział w Syrii. Do Ammara i jego rodziny wkrótce zgłosili się czytelnicy tej gazety z ofertą pomocy. Oddali syryjskim uchodźcom całe piętro w swoim domu. Zgłosiła się też inna kobieta, która stwierdziła, że będzie Ammara za darmo uczyć niemieckiego. Teraz Ammar ma zdać egzaminy i za pół roku będzie anestezjologiem w Niemczech. To jest ten dobry przekaz, który płynie z wojennej, okrutnej historii. Że w ludziach jest duża wrażliwość, tylko trzeba im uświadomić, co dzieje się nie tak daleko stąd. Na miłość boską, tam zginęło już 200 tysięcy ludzi i to według oficjalnych statystyk. Prawdopodobnie liczba ofiar sięga już pół miliona.

Liczby nie przemawiają do wyobraźni.

Dlatego trzeba mówić o Syrii opowiadając historie ludzi, szukając porównań. Wiemy na przykład, że z powodu powstania w Syrii kraj musiało opuścić już osiem milionów osób. To tak, jakby nagle z Austrii mieli zniknąć wszyscy jej mieszkańcy. Czy zachodnia cywilizacja by na to pozwoliła? Nie pozwoliłaby. Michała i mnie bohaterowie pytali wciąż: Dlaczego Zachód nie pomaga nam, skazanym na głód, na niebezpieczeństwo, na cierpienie? Dla-cze-go? Pomoc humanitarna, o której tyle się mówi, przechodzi przez ręce reżimu Asada. Powstańcy nie widzieli z niej nawet jednej tabletki aspiryny. Dla-cze-go na to pozwalacie, pytali.

Dlaczego?
Jestem przeciwnikiem teorii spiskowych, ale komu to jest na rękę? W Syrii Rosja ma bazę z dostępem do Morza Śródziemnego i choćby z tego powodu nie odpuści. Mało mówi się o roli Iranu w tym konflikcie, ale mnóstwo żołnierzy Asada to Irańczycy. Mam wrażenie, że Syria stała się jakimś okrutnym poligonem doświadczalnym, na którym mocarstwa świata przeprowadzają manewry, sprawdzając swoje zdolności wojskowe. Ale robią to kosztem życia, kalectwa, bólu, cierpienia.

A Ameryka?
Obiecanki-cacanki. Gdy byliśmy w Aleppo, w Syryjczykach tliła się jeszcze nadzieja, podsycana amerykańskimi obietnicami bez pokrycia, że pomogą. Dziś już nikt w to wierzy.

Nie wszędzie Pan kręcił w Aleppo?
Nie wszędzie mogłem. Na samym początku pobytu zignorowałem na przykład ostrzeżenie moich gospodarzy i w odruchu sięgnąłem po kamerę, by filmować pewien budynek. W ciągu pięciu sekund zjawił się przy mnie żołnierz. Po kolejnych dziesięciu minutach ja i moi towarzysze byliśmy na rozmowie u oficera Armii Wolnej Syrii. To był budynek wojskowy, którego nie można było filmować. Na szczęście dla nas kamera była przegrzana i ten obraz po prostu się nie zarejestrował.

A były sceny, które Pan nakręcił, lecz nie zdecydował się umieścić w filmie?
Pojechaliśmy w miejsce, gdzie pół godziny wcześniej została zbombardowana wielka kamienica. Zostały z niej zgliszcza. W pewnym momencie pewien mężczyzna zaczął przywoływać mnie. Pokazał ręką, bym szedł za nim. Nie powinienem był tego robić, ale poszedłem, z kamerą. Zaprowadził mnie uliczkę dalej, a potem po schodach do pokoju. Na podłodze leżało zawiniątko. Podszedłem kilka kroków do przodu i w tym momencie runął mi cały świat. To było nieżyjące dziecko, z zakrwawioną twarzą. Filmowałem, a jednocześnie czułem, jakbym leciał jakimś tunelem w dół. Po chwili przyszło otrzeźwienie, a z nim myśl: co ty robisz, zachowujesz się jak hiena. A potem kolejna myśl: przecież po to tu jesteś, żeby opowiedzieć światu koszmar Syrii. Przesunąłem tylko kadr na ręce tego dziecka, nie twarz. I ten fragment znalazł się w naszym filmie. Ale twarz tego zabitego dziecka - nie.

Zdarzyło się w Syrii, że widział Pan śmierć na własne oczy?

Nieraz. Widziałem śmierć, słyszałem krzyki. Wtedy gdy wyszedłem z kamienicy od tego dziecka, usłyszałem krzyk kobiety. Tak przeraźliwy, tak przesycony cierpieniem, że słyszę go do dziś. Nie mogę o nim zapomnieć. To była matka tego dziecka, małej dziewczynki. Właśnie dowiedziała się o jej śmierci. Pewnie gdyby ktoś usłyszał ten krzyk, tak jak ja, zrozumiałby. Pewnie by zrozumiał, co dzieje się w Syrii i tak jak ja wyzbył się pancerza obojętności.

Docenieni. Film "Aleppo. Notatki z ciemności" w reżyserii Wojciecha Szumowskiego i Michała Przedlackiego otrzymał dwie nagrody na festiwalu HumanDoc. Grand Prix za najlepszy film polski oraz nagrodę publiczności.
Obraz zderza nas z rzeczywistością ludzi, która dla XXI-wiecznego Zachodu jest nie do wyobrażenia. Wojna w Syrii pokazana jest oczami osób biorących w niej bezpośredni udział.

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska