W środę 30 października, po pięciu latach od tych tragicznych dla Tomaszewskich wydarzeń, ruszył proces sądowy. Prokurator postawił zarzut oskarżonemu ginekologowi Januszowi B., który w nocy 15 lipca 2014 roku pełnił dyżur w olkuskim szpitalu. W jego opinii, lekarz na skutek niezachowania wymaganej ostrożności, nieumyślnie naraził rodzące się dziecko na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, poprzez odłączenie kardiotokografu i nie monitorowanie jego tętna po każdym skurczu.
Dominik miał być pierwszym dzieckiem Katarzyny i Damiana. Małżonkowie bardzo cieszyli się na fakt, że wkrótce zostaną rodzicami. Ich radość jednak szybko zamieniła się w tragedię.
- Ciąża, według mojego lekarza prowadzącego z Sosnowca, przebiegała prawidłowo. W nocy z 14 na 15 lipca poczułam silne bóle brzucha. Postanowiliśmy więc z mężem jechać do najbliższego szpitala, którym jest ten w Olkuszu - mówi pani Katarzyna. Kobieta została przebadana i przyjęta na oddział, gdzie podano jej leki. Poinformowano ją również, że zostanie przewieziona do szpitala w Krakowie, gdyż olkuska placówka nie ma warunków do przyjmowania na świat wcześniaków. Tak się jednak nie stało.
Od momentu przyjęcia na oddział pani Katarzyna odczuwała bardziej lub mniej bolesne skurcze.
- Później lekarz już ani razu mnie nie zbadał. Około godz. 7 zaczęłam rodzić - wspomina pani Katarzyna. Dominik urodził się martwy około 7.30.
- Jestem przekonana, że mój syn żył do chwili rozpoczęcia porodu. Słyszałam bicie jego serca, ponieważ do czasu rozpoczęcia akcji miałam cały czas podłączony kardiotokograf - dodaje kobieta. Rodzice uważają, że lekarz zlekceważył objawy, które mogły świadczyć o niedotlenieniu dziecka.
Mimo ogromnej traumy o całym zdarzeniu zdecydowali się powiadomić policję. Sprawa państwa Tomaszewskich okazała się być jednak bardzo skomplikowana dla organów ścigania.
Oprócz zarzutów dla lekarza z Olkusza, w 2017 roku zapadł również wyrok skazujący ginekologa z Sosnowca Krzysztofa G., który prowadził ciążę pani Katarzyny. Po tym jak dowiedział się, że dziecko zmarło podczas porodu sfałszował dokumentację medyczną. Sąd w Sosnowcu wymierzył mu karę 8 tys. zł grzywny.
Postępowanie w sprawie Janusza B. było o wiele dłuższe. Lekarz nie stawił się na środowej rozprawie. Podczas przesłuchania w prokuraturze w 2018 roku nie przyznał się do stawianego mu zarzutu. W środę sąd zdecydował się na przesłuchanie w charakterze świadków czterech położnych, które wówczas pełniły dyżur. Żadna z nich jednak nie pamiętała co dokładnie działo się na sali porodowej przed pięcioma laty.
- Gdyby nie nasza determinacja pewnie sprawa zostałaby umorzona ze względu na przedawnienie - podkreślają Tomaszewscy.
Ostatecznie prokurator wniósł dla Janusza B. o karę 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz karę grzywny w wysokości 200 stawek dziennych i zasądzenie kosztów sądowych.
- Śmierć Dominisia to dla nas strata, której nie da się zastąpić i ból którego nie da się opisać. Chcemy jedynie dowieść sprawiedliwości. Tylko tyle możemy zrobić dla naszego syna - podsumowują rodzice.
Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ
WIDEO: Barometr Bartusia
