Bociany są oczkiem w głowie mieszkańców Rozkochowa, bo przylatują do ich wsi od co najmniej 60 lat. Bociek trzymający w dziobie piłkę do „nogi” jest nawet w logo klubu sportowego LKS Wisełka Rozkochów. Nic więc dziwnego, że los chorego ptaka poruszył miejscowych.
- Jest młodziutki i ma chore skrzydło. Gdy stanął na nogi, od razu było widać, że coś jest nie tak. Nie może nim trzepotać - opowiada Dariusz Wójcik, prezes LKS Wisełka Rozkochów. Codziennie z kolegami obserwuje ptaka i martwi się, bo jego stan się nie poprawia. Z bólem serca patrzy, jak nieporadnie rusza skrzydłem, jakby nie mógł go wyprostować. W takim stanie jesienią nie odleci do Afryki.
- Czekaliśmy na młode boćki od kilku lat. Rok temu para dorodnych ptaków usiadła na transformatorze i musieliśmy je pożegnać na zawsze - wspomina Dariusz Wójcik.
W tym roku do gniazda przy boisku sportowym przyleciały nowe okazy. - Mają tylko tego jednego potomka. Nie możemy dopuścić, by mu stało się coś złego - podkreśla prezes LKS. Dodaje, że boćki spoglądają na piłkarzy z gniazda podczas meczów i treningów.
- Te ptaki przynoszą nam szczęście - przekonuje Wójcik. Nikt nie wie, co mogło się stać ze skrzydłem bociana.
- Być może jeden z rodziców nadepnął mu na skrzydło w gnieździe i połamał - przypuszczają ludzie we wsi.
By pisklę mógł oglądnąć weterynarz potrzebne są pieniądze. Do tego trzeba wynająć podnośnik.
- Jeśli trzeba będzie zorganizujemy mecz charytatywny - rzuca pomysł prezes Wisełki. Liczy, że po nagłośnieniu sprawy znajdzie się lekarz, który będzie chciał bezinteresownie pomóc boćkowi. Problemem zainteresował też urzędników z urzędu gminy w Babicach. Wójt Radosław Warzecha wyznaje, że leży mu na sercu dobro ptaka.
- Postaramy się sami z budżetu gminy sfinansować jego leczenie - obiecuje wójt dodając, że musi się jeszcze skonsultować z prawnikiem, by ten potwierdził, że można wydatkować publiczne pieniądze na taki cel.
- Wstępnie wyliczyliśmy, że potrzeba kilkaset złotych - dodaje wójt.
Marian Krasny z Towarzystwa Przyrodniczego „Bocian” w Warszawie przyznaje, że jest szansa na uratowanie młodego osobnika.
- Być może rodzice niechcący go zranili, ale przyczyny urazu mogą być bardzo różne - mówi przyrodnik dodając, że konieczne jest badanie.
Gorzej, jeżeli jest to wada wrodzona. Wtedy trzeba by boćka zawieźć do schroniska, możliwe, że już na stałe.
W powiecie chrzanowskim jest około 10 bocianich gniazd.