Fundacja Dziki Projekt i jej lekarze weterynarii nie mają w zasadzie dnia, bez zgłoszenia o poturbowanych i wymagających pomocy dzikich zwierzętach. Zresztą sami składają relację z tego, co się u nich dzieje.
- Trzy bociany, sarna, zając i uszatka po wypadkach. Dzięcioł duży, dymówka, śpiewak po atakach kotów oraz jeżowy maluch znaleziony w środku dnia bez rodziców, mocno wyziębiony – wyliczają najnowszych podopiecznych.
Jeszcze niedawno w lecznicy były jerzyki i krogulec. Kilka dni temu, dołączyła wspomniana młoda sowa.
- Uszatka, drugi najczęściej spotykany gatunek sowy w Polsce – wyjaśnia od razu lek. wet. Wojciech Wójcik.
Na objętego ochroną, poturbowanego ptaka natrafił jeden z mieszkańców gminy Łużna, który w najlepszej wierze się nim zajął, jak potrafił. Niestety, okazało się, że ptak nie wraca do sił, nie odlatuje. Ostatecznie uszatka trafiła do Fundacji. Po diagnostyce okazało się, że oba skrzydła młodej sówki są połamane i to w kilku miejscach. Niektóre złamania zdążyły się zagoić, inne nie.
- Na razie rokowania co do przyszłości są ostrożne – mówi wprost lekarz. - O tym, czy sowa będzie mogła latać, przekonamy się miesiąc, może nawet dwa – dodaje.
Dziki projekt tworzą lekarze weterynarii, leśnicy, ornitolodzy, społecznicy, którym los dzikich zwierząt, nie tylko tych z głębi Magurskiego Parku Narodowego, ale też tych, które mieszkają na wyciągnięcie ręki, nie jest obojętny. Ich marzeniem jest stworzenie dużego ośrodka rehabilitacji. O tym, jak bardzo jest potrzebny, przekonujemy się każdego dnia.
