- Co się stało, że niespodziewanie zrezygnował Pan z funkcji prezesa klubu?
- Chciałbym na wstępie zaznaczyć, że moja rezygnacja nie ma nic wspólnego z sytuacją w klubie. Jest ona stabilna, jak na nasze możliwości finansowe. Za cały poprzedni sezon drużyna jest rozliczona. Jednak zdrowie upomniało się o swoje, więc muszę jemu poświęcić teraz więcej uwagi.
- Czy rezygnacja z funkcji prezesa oznacza odsunięcie się przez Pana od spraw hokejowych?
- Absolutnie. Nie wysiada się przecież z biało-niebieskiego „pociągu” z napisem Unia. Może i są ludzie, dla których Unia była przelotną zabawką. Ze swojej strony oddałem temu klubowi kilkanaście lat życia. Do zarządu trafiłem w czasach, kiedy zespół spadł z ekstraklasy. Pozostaję w strukturach zarządu i zawsze jestem gotowy pomóc drużynie, ale już w nieco innej formie, bo z prezesowaniem koniec.
- Miał Pan szczególną więź z zawodnikami. Można zaryzykować stwierdzenie, że były one nie na zasadzie prezesa i podwładnych, ale jak ojca z synami.
- Coś może w tym prawdy jest, bo zawodnicy bardzo żałują, że przestaję być prezesem. Jednak właśnie taka szczególna więź z zawodnikami pomogła nam przetrwać trudne chwile, a przecież w ostatnich kilku latach ich nie brakowało, kiedy klub znowu jest bez wiodącego sponsora.
- Pańska prezesura przypadła na trudne lata oświęcimskiego hokeja, bo już po odejściu Aksamu.
- Proszę mi wierzyć, że prezesowanie klubowi, mając na głowie swoją firmę i także jej przyszłość, to bardzo wyczerpujące zajęcie. W swojej firmie nie mam dyrektorów, kierowników, czy innych funkcyjnych ludzi, którzy dopilnowaliby spraw biznesowych. Dla mnie doba była za krótka do ogarnięcia wszystkich spraw klubowych i firmowych. Pewne sprawy zdrowotne odkładałem w czasie, ale dłużej już nie można.
- Odchodzi Pan przed upływem kadencji, ale jaki był Pana największy sukces?
- To że drużyna hokejowa istnieje, bo już dosłownie tonęła. Sukcesem jest to, że udało się powołać spółkę sportową z udziałem miasta, które gwarantuje zawodnikom warunki do treningu. Pewnie, że nasze możliwości finansowe są skromniejsze od wielu innych klubów, ale jakoś trwamy. Wierzę, że znowu znajdzie się większy sponsor, a może kilku, dzięki którym oświęcimski hokej odzyska dawny blask. Naprawdę chłopcy zasługują na docenienie za kilka lat pewnych – nie bójmy się użyć tego słowa – wyrzeczeń i wielkiej determinacji do tego, żeby hokej nad Sołą pozostał.
- Kiedy poznamy Pana następcę?
- Myślę, że do końca czerwca odbędzie się walne zebranie sprawozdawczo-wyborcze, na którym zapadną odpowiednie decyzje.
- Czy wiadomo już, kto jest przymierzany do przejęcia steru nad klubem?
- Staramy się zarazić pasją do hokeja nowych ludzi, spoza obecnego zarządu. Czy nam się to uda? Bardzo bym sobie tego życzył. Wierzę, że nadchodzący sezon nie będzie gorszy od minionego, a mam na myśli finanse i wynik sportowy też będzie korzystniejszy. Chłopcy grają ze sobą już dwa lata w prawie niezmienionym składzie. To musi zaprocentować.