https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sabrina Carpenter zaprasza na "Espresso". Katy Perry jest hejtowana. Nelly Furtado wraca z klasą. Rea Garvey sypie hitami

Paweł Gzyl
Sabrina Carpenter
Sabrina Carpenter Materiały prasowe
"Espresso" - to największy hit minionego lata. Dzięki niemu poznaliśmy Sabrinę Carpenter. Media hejtują Katy Perry, a jej nowa płyta brzmi całkiem dobrze. Nelly Furtado odpoczywała siedem lat. Teraz wraca z klasą. Rea Garvey śpiewa pop - ale z rockowym pazurem. Recenzujemy nowe płyty.

Odkryto nieznane dzieło Chopina

emisja bez ograniczeń wiekowych

Sabrina Carpenter „Short N’Sweet”, Universal, 2024
Większość z nas usłyszała o niej po raz pierwszy w minione wakacje, kiedy to wyśpiewała światowy przebój lata „Espresso”. Tymczasem 25-letnia wokalistka i aktorka ma już za sobą ponad dekadę udanej kariery. Zaczynała jako dziecko i szybko została zauważona przez bossów show-biznesu. Za ich sprawą zaczęła piąć się po kolejnych szczeblach kariery, zaliczając występy w serialach i filmach oraz kolejne płyty. Do dziś nagrała pięć albumów, z których ten z 2022 roku uznaje za swe pierwsze „dorosłe” wydawnictwo. Wielki sukces przyniosła jej jednak dopiero tegoroczna płyta.

Tytuł „Short N’Sweet” idealnie oddaje zawartość krążka. To niewiele ponad pół godzina muzyki, wypełnionej uroczymi i wdzięcznymi piosenkami o delikatnej gracji. To oczywiście nowoczesny pop – osadzony w elektronicznych brzmieniach, o tanecznym pulsie, uwodzący chwytliwymi refrenami. Carpenter ozdabia jednak swe utwory momentami na akustyczną modłę, sięgając po dźwięki rodem z folku czy bluesa. Przypomina w tym trochę Taylor Swift, ale jej atutem jest wyjątkowy głos: słodki, ciepły, wręcz rozkoszny. „Short N’Sweet” to więc niemal idealna płyta pop, w przyjemny sposób przywołująca wspomnienie minionego gorącego lata.

Katy Perry „143”, Universal, 2024
W tym roku amerykańskiej piosenkarce stuknęła czterdziestka. Połowę ze swego życia spędziła ona na scenie i w studiu nagraniowym. Zaczęła bardzo efektownie – od takich przebojów, jak „I Kissed The Girl” i „California Gurls”. Jej domeną stał się więc inteligentny pop, pomysłowo igrający z własną konwencją. Być może to turbulencje w życiu prywatnym sprawiły, że z czasem Katy Perry nieco obniżyła loty. Krytycy z lubością zaczęli się wtedy nad nią pastwić, zarzucając wtórność i nijakość. Taki los spotkał jej płytę „Smile” sprzed czterech lat. Jak rzecz się ma z tą najnowszą?

Niestety: jeszcze gorzej. Amerykańskie media wprost zlinczowały Perry za „143”. Zgodnie uznano, że to najgorszy album artystki w karierze. Jeden z recenzentów napisał, że znajdujące się na nim piosenki mogłaby wygenerować Sztuczna Inteligencja. Przesłuchanie „143” zadziwia w tym kontekście – okazuje się bowiem, że tak naprawdę to całkiem dobry materiał. Większość piosenek ma taneczny puls, zgrabne refreny uzupełniają silne wpływy hip-hopu, w kilku piosenkach słychać raperskie rymy, jest tu też miejsce na kolorowe disco i gorący house. Uzupełniają to teksty zainspirowane macierzyństwem Perry. Skąd więc ten hejt na gwiazdę?

Nelly Furtado „7”, Universal, 2024
Mając na koncie ponad 35 milionów płyt, jest obok Celine Dion jedną z najpopularniejszych gwiazd z Kanady. Jej karierę wyznaczają śmiałe eksperymenty z gatunkami muzycznymi. Zaczęła od zainspirowanego trip-hopem albumu „Whoa, Nelly!”, by potem skręcić w stronę akustycznych brzmień rodem z folku na „Folklore” i ostatecznie rzucić wszystkich na kolana hitowym krążkiem „Loose”, który przyniósł takie hity, jak „Maneater” czy „Promiscuous”, nagrane pod okiem słynnego producenta Timbalanda. Potem zaczęła się równia pochyła – i na jakiś czas Furtado wycofała się z show-biznesu. Teraz wraca z nową płytą po siedmiu latach milczenia.

Bardzo to udany powrót. Furtado w naturalny sposób odwołuje się do swych najlepszych dokonań, stąd sporo na płycie tanecznych nagrań, bujających w rytm hip-hopowych bitów i uzupełnionych raperskimi nawijkami. Gwiazda odwołuje się również do swych korzeni, modelując niektóre z piosenek na latynoską modłę. Ale nie tylko: kanadyjska piosenkarka serwuje również bardziej balladowe piosenki, w których odsłania swe interpretatorskie talenty. Amerykańscy recenzenci czepiali się jej za to, że „7” jest nazbyt przewidywalna. Może to i racja – ale z drugiej strony jest to też atutem tego zestawu.

Rea Garvey „Halo”, Universal, 2024
Chociaż jest Irlandczykiem, swe życie związał na dobre i na złe z Niemcami. To tam założył zespół Reamonn, z którym wylansował wielki przebój „Supergirl”. W 2011 roku rozstał się jednak z kolegami i rozpoczął karierę solową. Dwa jego pierwsze albumy były nad Renem gigantycznym sukcesem – pokryły się platyną. Nic więc dziwnego, że Rea Garvey stał się tam celebrytą, dwukrotnie zasiadając w prestiżowym gronie trenerów „The Voice Of Germany”. Potem jego popularność nieco opadła, bo kolejne krążki zamiast platyną, pokrywały się złotem. Czy taki los spotka również szóstą płytę w jego dorobku?

Fani dawnych przebojów Reamonna nie znajdą na „Halo” zbyt wiele dla siebie. Tamten zespół oscylował wokół alternatywnego rocka, a tu mamy do czynienia z nowoczesnym popem. Brzmienie większości piosenek jest elektroniczne, momentami nabiera ono wręcz tanecznego rozpędu, kojarząc się modnym EDM-em. Nie brak tu efektownych melodii – choćby w singlowym „Free Like The Ocean”, który ociera się wręcz o gospelową ekstatyczność. Największym plusem tego materiału jest oczywiście głos Garveya – mocny, męski, chciałoby się powiedzieć rockowy czy folkowy. To nadaje momentami muzyce z płyty bardziej szlachetny ton.

Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska