Wisła Ruch: zdjęcia
- Może Pan powiedzieć, dlaczego nie uznał Pan bramki Gervasio Nuneza?
- Na powtórkach telewizyjnych słabo to widać, ale zawodnik Wisły, Junior Diaz sfaulował zawodnika Ruchu z numerem siedem. Tamten miał szansę wybić piłkę głową, ale został popchnięty. Na zapisie telewizyjnym obraz przesłania zawodnik z numerem 23. Z boiska dobrze to jednak widziałem, że Diaz wypchnął piłkarza Ruchu.
- A nie było tak, że obaj walczyli o pozycję? Takich sytuacji jest przecież mnóstwo w całym meczu.
- Nie, tym razem było wyraźne popchnięcie w plecy. Co do innych sytuacji, bez komentarza. Powtórzę jeszcze raz, że zapis wideo nie jest najwyższej jakości.
- Ale przecież to Diaz był bliżej bramki, więc jak mógł popchnąć rywala w plecy?
- Nie, to zawodnik Ruchu był bliżej bramki.
- Czyli nie miał Pan chwili zawahania w tej sytuacji?
- Nie, bo jeśli odtworzyć zapis telewizyjny, to słychać, że zagwizdałem jeszcze zanim piłka wpadła do bramki.
- Trener Michał Probierz wyraził też wątpliwości co do podyktowania rzutu karnego dla Ruchu. Jak Pan oceni tą sytuację?
- Było trzymanie jednego zawodnika przez drugiego. Paljić zatrzymał Janoszkę w nieprzepisowy sposób.
- Była też sytuacja z powtórzonym rzutem karnym już po dogrywce.
- Tą decyzję podjął mój asystent. Zwracał uwagę Perdijiciowi już wcześniej, że jeśli tak będzie robił, czyli wychodził za wcześnie z bramki, to karny zostanie powtórzony. W sytuacjach, w których piłka lądowała w siatce, tego się nie robi, bo trudno karać drużynę, która odniosła korzyść.
- Czyli generalnie jest Pan zadowolony z siebie po tym meczu?
- To był trudny mecz do prowadzenia. Dużo było sytuacji kontrowersyjnych, dwa rzuty karne. Były inne starcia. Przewracał się np. Janoszka po starciu z Czekajem. To są ułamki sekund na podjęcie decyzji. Ja generalnie ze swojej pracy jestem zadowolony, choć pewnie jakieś mankamenty były. Jak zawsze.
- Pańskim zdaniem piłkarze sami rozstrzygnęli ten mecz, czy sędziowanie miało wpływ na wynik?
- Sędziowanie zawsze ma wpływ na wynik. Było jednak 120 minut gry i obie drużyny mogły w tym czasie udowodnić swoją wyższość.
Rozmawiał Bartosz Karcz