Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skarżypyctwo polityczne

Jerzy Surdykowski
Najskuteczniej byłoby poskarżyć się instancji najwyższej i wszechmocnej, ale Pan Bóg konsekwentnie milczy, nie wspominając już o podrzędniejszych świętych. Jeśli wątpliwości przeważają nad wiarą, można poskarżyć się Historii, ale skutek ten sam.

Skarżypytów nie lubimy. Zamachniesz się tylko na takiego bądź dmuchniesz mu w nos i już oskarży cię o pobicie albo przynajmniej molestowanie seksualne. Skarżypyctwo kwitnie w szkole (głównie podstawowej), a także wokół piaskownicy, gdzie bawią się dzieciaki. Ale bylibyśmy w błędzie twierdząc, że wyrasta się z tego z wiekiem i wykształceniem. Poskarżyć się na krzywdy prawdziwe albo i urojone warto tylko temu, kto ma władzę, a przynajmniej siłę skarcenia domniemanego krzywdziciela. Dlatego skarżypyta coraz to szarpie za rękaw panią nauczycielkę, mamę lub tatę, a w najgorszym razie starszego brata wołając: "on się bije!" Albo: "ona pokazała mi język!"

Najskuteczniej byłoby poskarżyć się instancji najwyższej i wszechmocnej, ale Pan Bóg konsekwentnie milczy, nie wspominając już o podrzędniejszych świętych. Jeśli wątpliwości przeważają nad wiarą, można poskarżyć się Historii (koniecznie z dużej litery!), ale skutek ten sam. Wszak przed wojną prezydent RP był odpowiedzialny właśnie "przed Bogiem i Historią", z czego kierując się powyższymi względami zrezygnowano w RP obecnej, skądinąd chętnej do małpowania przedwojennych (sprzed wojny światowej, nie jaruzelskiej) pomysłów.

Skarżypycie bardziej chodzi jednak o spektakl niż o sprawiedliwość, więc nadal dłonie i pięści wznoszą się ku niebu, ale zamiast modlitwy, słyszymy przekleństwa. Skarżypyta oczywiście może być niewinny i srodze skrzywdzony. Robiąc wszakże nieproporcjonalny wrzask wokół krzywdy sam sobie szkodzi, zrażając potencjalnych stronników. Skarżypyta o tym jednak nie wie, uważając, że im więcej szumu, płaczu, łez i demonstracji, tym bliżej sukcesu.

Skarżypyctwo dorosłych blisko graniczy z pieniactwem, ale nim nie jest. Pieniaczowi chodzi o wygranie procesu, nawet jeśli dowody ma słabe. Musi jednak poruszać się w obrębie reguł przez prawo i procedurę narzuconych, a te pozostawiają mało miejsca dla pokazowej awantury, także medialnej. Skarżypycie - odwrotnie.

Skarżypyctwo dorosłych bywa zwykle skarżypyctwem politycznym, rządzi się jednak podobnymi zasadami jak w szkółce albo piaskownicy. Nie ma sensu bieganie na skargę do słabszego kolegi, albo jeszcze gorzej - koleżanki. Z angażowania w dziecinny spór postronnego siłacza płynie chociażby ta korzyść, że się krzywdziciel wystraszy. Chociaż czasem skarga u koleżanki bywa korzystna, bo przytuli, a może nawet pogłaszcze. Skarżypyctwo miewa bowiem także odcień erotyczny, choć zwykle poprzestaje na próbach pozyskania życzliwego osiłka.

W skarżypyctwie politycznym wymarzona w tej roli jest Ameryka: wielkie mocarstwo o westernowych tradycjach, a szlachetny kowboj, kiedy wyciągnie kolta, zaraz zrobi porządek w saloonie i okolicach. Dlatego państwo Macierewicz i Fotyga tak chętnie i po wielekroć wybierają się za ocean ze skargą na "kłamstwo smoleńskie" i na niewłaściwe ujęcie stosunku sił między brzozą a skrzydłem samolotu. Ma to jeszcze i tę dobrą stronę, że wśród emigracji (obojętnie w USA czy gdzie indziej) obok prawdziwie wspaniałych postaci, zawsze znaleźć można oryginałów i frustratów, których ze świecą szukać by w kraju. Nie chcą tylko wiedzieć, że Ameryka od pewnego czasu nie jest już jedynym i najpierwszym mocarstwem świata, że boryka się z własnymi gigantycznymi kłopotami i bynajmniej nie ma ochoty uszczęśliwiać innych.

Dlatego najlepsze, co skarżypyta może na tej drodze uzyskać, jest łaskawe pogłaskanie po główce i dyskretne wskazanie drzwi. Polskie skarżypyctwo polityczne jest tylko częścią wrodzonego skarżypyctwa małych narodów. Że można na tej drodze czegoś dokonać, świadczy przykład Żydów, którzy umiejętnie podnosząc niebywałą tragedię Holokaustu skutecznie zepchnęli w cień pamięć o ludobójstwach popełnionych gdzie indziej, także o gigantycznym ludobójstwie obciążającym stalinowski komunizm. Mała nacja o burzliwej historii zawsze czuje się pokrzywdzona przez sąsiadów, a któż inny jak nie my Polacy jest tym - opiewanym przez wieszczów -"Chrystusem narodów"? Ostatnio poszła w tę stronę pani prezydent Litwy skarżąc się w Chicago na Polaków, którzy rzekomo przedkładają sojusz z Moskwą nad przyjaźń z Wilnem. Trudno się dziwić, pokusa skarżypyctwa jest tym większa im skarżący słabszy, a w porównaniu z Litwą, to my jesteśmy wielkim narodem.

Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter, wydał ostatnio powieści "S.O.S." i "Paradygmat" oraz tom esejów "Wołanie o sens".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska