Z ustaleń śledczych i sądu wynika, że mężczyzna świadczył usługi w branży budowanej, ale wyjątkowo na mocy zawartej umowy z pewną fundacją zobowiązał się za 1, 2 mln zł dostarczyć jej sprzęt medyczny i karetki. Potem wszystko miało trafić do szpitali. Fundacja w trzech transzach przelała ponad milion złotych na konto wskazane przez Grzegorza J., a on te pieniądze wypłacił korzystając z karty płatniczej. Przedstawiciel fundacji Artur Z. nie mógł się później skontaktować z kontrahentem, który nie odbierał telefonu, unikał spotkań i wyjaśnień.
Dwukrotnie doszło w Mszanie Dolnej do spotkania adwokata Grzegorza J. z prawnikiem fundacji i wówczas mecenas zasugerował, że umowa zostanie zrealizowana, gdy fundacja podpisze kolejne kontrakty z firmą Grzegorza J. na dostawy sprzętu. Przedstawiciel fundacji odmówił i skierował wezwanie o zwrot zaliczek lub dostarczenie sprzętu, ale to pozostało bez odpowiedzi. Grzegorz J. zmienił telefon i adres, okazało się, że za długi ściga go komornik. Fundacja 30 marca 2010 r. zawiadomiła policję o oszustwie.
Krakowski adwokat potwierdził, że reprezentował Grzegorza J. w procesie cywilnym i ten klient zgłosił się do niego, by skonsultować treść umowy z fundacją, gdy powstał problem jej wykonania. Potem adwokat zasłonił się tajemnicą zawodową na temat bardziej szczegółowych relacji z Grzegorzem J. i zaprzeczał, by kontaktował się z przedstawicielami fundacji.
Oskarżony nie przyznał się do winy i przekonywał, że podjął szereg działań, by się wywiązać z umowy, ale nie wyjaśnił jakie to były działania i co się stało z przekazaną mu kasą, bo nie wydał jej na zakup sprzętu medycznego. Grzegorz J. dopiero przed sądem zdradził, że faktycznie nigdy nie dostarczał sprzętu medycznego i miał to zrobić jego znajomy Marcin S. Ten mężczyzna polecił Grzegorza J. szefowi fundacji i twierdził, że jest wiarygodnym kontrahentem i biznesmenem. Grzegorz J opowiadał, ze z miliona złotych 300 tys. zł przekazał właśnie Marcinowi S., 5-10 proc. dostał szef fundacji, a 500 tys. Grzegorz J. wydał na pokrycie swoich długów.
Sąd nie uwierzył oskarżonemu, że miał zamiar wywiązać się z umowy. Faktycznie dopiero po jej podpisaniu podjął pewne pozorowane działania tym zakresie. Świadek ze spółki produkującej karetki pogotowia nie potwierdził, by oskarżony podejmował próby kupna pojazdów. Spółka miała kontakt z firmą Grzegorza J., bo kupowała od niej papier i śruby. Inny świadek zeznał, że rozmawiano o sprzedaży urządzeń do usg, ale w tym zakresie umowa została anulowana.
Zdaniem sądu oskarżony wprowadził w błąd fundację co do zamiaru i możliwości wywiązania się z umów i wprowadził w błąd co do swojej kondycji finansowej. Już w momencie podpisywania umowy miał świadomość, że nie będzie w stanie dotrzymać jej warunków. Przywłaszczając sobie zaliczki nie miał czym płacić u dostawcy.
Krakowski sąd przyjął, że działał w celu korzyści majątkowej i przywłaszczył milion zł na pokrycie długów i zapewnienie sobie poziomu życia. Wartość wyłudzenia była duża, a pieniądze fundacji miały być przeznaczone na sprzęt medyczny, który miał służyć pacjentom z całego kraju. Sąd Apelacyjny w Krakowie już utrzymał wyrok w mocy, choć obrońca wnosił o uniewinnienie jego klienta lub złagodzenie mu kary.
FLESZ - Nieudane wakacje? Masz prawo do reklamacji!
- Pol'and'Rock Festival tuż-tuż. A tak wyglądały kiedyś Przystanki Woodstock!
- Tak wyglądał Kraków u schyłku II wojny światowej [GALERIA]
- Tak wyglądają porodówki w naszych szpitalach. Zobacz zdjęcia
- Nie jedz tego! Te produkty zostały wycofane przez GIS
- Jak odpoczywają piłkarze Wisły? [PRYWATNE ZDJĘCIA]
- Jak Trasa Łagiewnicka zmieni Kraków? Zobacz jej wizualizacje
