Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć "Papuga". Bokser wyszedł na spacer, trafił do celi

Artur Gac
Artur Gac
27-letni Artur Łazarian, pięściarz ormiańskiego pochodzenia z Nowej Huty, ma za sobą 2-letni areszt tymczasowy i zarzut udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym nowohuckiego rapera znanego jako „Papug”
27-letni Artur Łazarian, pięściarz ormiańskiego pochodzenia z Nowej Huty, ma za sobą 2-letni areszt tymczasowy i zarzut udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym nowohuckiego rapera znanego jako „Papug” fot. Andrzej Banaś
27-letni Artur Łazarian, pięściarz ormiańskiego pochodzenia z Nowej Huty, ma za sobą 2-letni areszt tymczasowy i zarzut udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym nowohuckiego rapera znanego jako „Papug”.

Więzienie resocjalizuje?
A skąd, wręcz przeciwnie. Nauczyłem się tam jedynie rysować i przeczytałem masę książek, głównie psychologicznych.

Po dwóch latach stał się Pan gorszym człowiekiem?
Na pewno. Jeśli ktoś mówił, że byłem zły, to teraz jestem jeszcze gorszy.

Jakich manier Pan nabrał?
Kiedyś byłem bardzo otwarty na ludzi, z każdym mogłem stanąć i pogadać, a dzisiaj unikam takich sytuacji. Albo kiedy jadę autem - dawniej zatrzymywałem się, gdy ktoś stał na poboczu z powodu awarii samochodu, a teraz myślę sobie: „jego problem, jego cyrk, jego małpy. Niech sobie sam pcha wózek”.

Czyli zobojętnienie.
A nawet znieczulica, która wręcz zaczęła mnie bawić, co już jest nienormalne. To wszystko zafundowało mi państwo, a ja przecież wróciłem z Niemiec, gdzie miałem perspektywy w nieistniejącej już grupie bokserskiej Universum. Chciałem żyć w Polsce, odnosić sukcesy dla mojej drugiej ojczyzny, mieć tu swoje miejsce na ziemi i liczne grono znajomych. Inna sprawa, że w najgorszej chwili została przy mnie tylko rodzina. A reszta? „A dobra, siedzi, może kiedyś wyjdzie. Fajny chłopak był”. Był, nie jest… Tak jakbym umarł.

Ma Pan poczucie tragedii, która się wydarzyła 14 marca 2013 roku na osiedlu Szkolnym w Nowej Hucie?
Napisałem do rodziny tego świętej pamięci chłopaka list, również jako jedyny wstałem na sali rozpraw i wyraziłem skruchę. Przeprosiłem siostrę i matkę za to, co się stało, choć ja naprawdę nie miałem wkładu w śmierć tego chłopaka. Pokajałem się za całą zaistniałą sytuację i wielką tragedię, jaka ich spotkała.

To dlaczego na dwa lata trafił Pan do aresztu tymczasowego i toczy się przeciwko Panu oraz trzem kolegom postępowanie o pobicie rapera ze skutkiem śmiertelnym?
Dla dobra sprawy, która się toczy wielu szczegółów nie mogę wyjawić, ale powiem tylko, że to był fatalny przypadek. Na forach internetowych już zostałem zmieszany z błotem, ale wiem, że nic złego nie zrobiłem. Można powiedzieć, że trafiłem do więzienia, wychodząc na spacer. To dało mi dużo do myślenia. Dzisiaj nie przystaję z obcymi ludźmi, bo nie wiem, co wydarzy się za pięć minut. A jakakolwiek bójka w ogóle nie wchodzi w grę.

Ponoć w areszcie trapiły Pana problemy ze zdrowiem.
Miałem uszkodzony nerw trójdzielny twarzy i szczękę. Ból tak promieniował, że był nie do zniesienia. To działo się głównie w więzieniu, a tam nie miał mi kto pomóc. Dwa lata siedziałem z ciężkimi bólami głowy.

Jak dawał Pan sobie radę?
Wstawałem chory, męczyła mnie każda sytuacja. Więc wpadłem na to, że będę trenował, aby z jednej strony ból „zagłuszyć” wysiłkiem, a z drugiej mieć zajęcie. Ta sytuacja mnie wzmocniła. Wyleczyłem się dopiero po wyjściu na wolność serią interwencji chirurgicznych, polegających m.in. na nacięciach od środka jamy ustnej.

Miałem też zerwany bark, który musiał być śrubowany. Uszkodzeniu uległ obrąbek, nie wytrzymał biceps i triceps. Przeszedłem poważną operację, która trwała około siedmiu godzin. Kontuzji nabawiłem się tuż przed więzieniem, w trakcie przygotowań do niedoszłej walki.

Gdzie przechodził Pan rehabilitację?
Pod celą, na własną rękę i z pomocą kilku chłopaków.

W jaki sposób!?
- Prawa ręka była strasznie skurczona. W bicepsie miała taki obwód, jaki teraz mam w nadgarstku. A więc chłopaki łapali mi rękę i na siłę naciągali, oczywiście przy ciężkich bólach. Z upływem czasu było coraz lepiej. Teraz czuję, że ta ręka jest mocniejsza niż lewa.

Do czego porównałby Pan boleści twarzy?
Nie ma odniesienia. Ciosy, które otrzymywałem w boksie, miały kilka razy mniejszą siłę rażenia. Ból był taki, jakby na raz bolały wszystkie zęby, przy tym była złamana szczęka, a do tego jakby ktoś obijał mi młotkiem całą głowę. Były dni, że przez dwie doby musiałem stać. Nie mogłem się położyć, ani nawet usiąść, bo ból narastał do takiego stopnia, że wychodziłem z siebie. Gdy się wzmagał, byłem niemal w stanie krytycznym.

W takich chwilach człowiek zastanawia się nad ...
...tak, miałem myśli samobójcze, że może taki desperacki krok będzie jedyną pomocą, że jak ręką odjął, uśmierzę sobie ból... Z drugiej strony jestem za silnym człowiekiem, żeby pozwolić sobie na taką łatwiznę. Nigdy nie szedłem na skróty przez życie, zawsze ciężko pracowałem na wszystko.

Mówiłem sobie wtedy: „człowieku, chcesz zmarnować wszystko, na co tyle lat pracowałeś?”. Przez długi czas, będąc na krawędzi, starałem się utrzymać. Teraz dążę do tego, żeby zrobić krok do przodu, iść w górę i pokazać wszystkim, że jednak nie jest tak, jak myśleli.

Czyli jak?
Chłop przegrał swoje życie, siedzi w więzieniu i tam jest jego miejsce. Takie gadki słyszałem co pięć minut. „Nie wrócisz do boksu, teraz jesteś za słaby” - zewsząd powtarzali.

O krok od samobójstwa byli nawet giganci naszego boksu, na czele ze śp. Jerzym Kulejem i nieodżałowanym Henrykiem Średnickim, który już wisiał na klamce, ale szarfę zdążyła odciąć jego żona.
Zwykle jest tak, że dobre historie mają bogate dzieci, a poważny życiorys, który można opowiadać godzinami, mają ludzie, którzy wiele przeżyli. Każdą ludzką historię, nawet tą najbardziej dramatyczną, wieńczy nazwisko…

Jest Pan wzruszony…
Tak, bo to opowieść mojego życia.

Miał Pan w głowie j plan, jak ze sobą skończyć? Po co sięgnąć, w którym miejscu w celi?
Wtedy wybierasz najłatwiejsze miejsce, na przykład kratę na oknie, i demonstracyjnie zostawiasz po sobie wielki ślad, czyli wiszącego trupa. Na szczęście nigdy nie miałem takiej myśli, po której powiedziałbym „bach” i poszedłbym to zrobić, lecz moją głowę zatruwały przemyślenia typu: jak by to było, a może by mi pomogło… Siedzisz w tym więzieniu i myślisz. Wielu chłopaków mówi, jak tam było fajnie i później opowiadają z dumą. A taki człowiek jak ja, z planem na życie, męczył się z myślami, co można było lepiej zrobić, żeby tam nie trafić. Zostałem dobrze wychowany przez rodziców.

Jakie wartości wyniósł Pan z domu?
Ojciec wpajał mi, żebym zawsze był honorowy i stał za prawdą. Natomiast mama uczyła mnie łagodniejszych stron życia: dobra oraz pomocy ludziom starszym. Dzięki rodzicom wyszedłem na charakternego chłopaka, ale z dobrym sercem. Wszystkie pieniądze, jakie zarobię za występ na najbliższej gali, zarówno ze strony organizatora, jak i moich sponsorów, przekażę na chore dzieci.

Wie Pan, co ludzie sobie teraz pomyślą…
Że gagatek chce pokazać, jaki to on dobry i wybielić się po odsiadce, ale to nieprawda. Moja aktywność na polu charytatywnym trwa od sześciu-ośmiu lat. Nie jestem bogatym sportowcem, wszystko co zarabiam, wkładam w boks. A to, co zarobię na boksie, wkładam w dzieciaki i innych potrzebujących. Ktoś z boku może popatrzeć, że jeżdżę audi a8 i pomyśleć, jak mi fajnie.

Niejeden chętnie by się z Panem zamienił.
A proszę bardzo, lecz daję sobie rękę uciąć, że nikt nie wytrzymałbym więcej niż kilka dni. Każdy dzień zaczynam o 6 rano i kończę o 1 w nocy. Od świtu pracuję, do tego trenuję i nie mam czasu na odpoczynek. Wszystko robię w biegu, brakuje mi doby. Co z tego, że czegoś się dorobiłem, skoro nawet nie mam czasu z tego skorzystać.

Co Panu odpowiada w takim rytmie życie?
Niektórzy są po to, żeby całe życie walczyć. I ja uważam się za taką osobę.

Jakie jest Pana podstawowe źródło dochodu?
Prowadzę firmę transportową razem z „bratem”, nie rodzonym, ale z zaprzyjaźnionej rodziny. Jesteśmy świeży w tym temacie, popełniamy błędy, ale idziemy do przodu i od początku działamy na rynku międzynarodowym. Zaczęliśmy z grubej rury, bo nie mam czasu na zabawę.

Pan jest kierowcą?
Nie mam prawa jazdy na tira. Wszystkiego pilnuję: zarządzam kierowcami, prowadzę rozmowy z przedstawicielami firm, przez moje ręce przechodzą kontrakty. W swoim życiu, zwłaszcza sportowym, nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Do czego będzie Pan dążył?
Liczę, że przemierzę daleką drogę do walki o pas mistrza świata, chociaż to nie tytuł jest najważniejszy.

Tylko co?
Usytuowanie rodziny na wyższym poziomie, zapewnienie im bezpiecznej przyszłości.

Kiedy zacznie Pan realizować ten plan?
Najbliższą walkę mam stoczyć 19 listopada na gali w Tczewie. Ciężko trenuję i jednocześnie zbijam wagę do limitu kategorii półciężkiej, czyli 79,4kg. W tej chwili zostało mi jeszcze 22 kilogramów, ale jestem dobrej myśli, bo ściśle przestrzegam diety.

Poznał Pan nazwisko przeciwnika?
Nie, ale jest mi to całkiem obojętne. Mam nadzieję, że gościa znokautuję. Takie mam nastawienie, bo od teraz nie będę wchodził do ringu sam, tylko z wszystkimi moimi bliskimi. Będę walczył w ich imieniu, więc moje ciosy muszą mieć potężną wymowę. Natomiast nie będę obrażał przeciwników poza ringiem, to nie mój styl, a ponadto nie zamierzam obniżać rangi tego sportu. Chcę, żeby moja kariera ruszyła z kopyta, bo mam już wizję całej „trasy koncertowej”.

Co spowoduje ewentualna porażka?
Automatycznie skończę z boksem, dlatego przegrana na wstępie w ogóle nie wchodzi w grę. Umówmy się, przecież mało co umiem robić w życiu lepiej niż się bić. Niczego teraz nie potrzebuję tak bardzo, jak sukcesu. Dziękuję panu Jackowi Hajtkowi, który kompletnie mnie nie znając, nieodpłatnie udostępnił mi do treningów pod okiem trenera Piotra Snopkowskiego swój cały ośrodek sportowy w Skotnikach pod Krakowem.

W boksie amatorskim stoczył Pan trzy walki z Arturem Szpilką, z czego wygrał Pan dwie, a jedną zremisował. Wasz pojedynek budziłby emocje.
Dzisiaj Artur nie „chodzi” w mojej wadze, ale na pewnie oglądalność byłaby wielka. Poza wszystkim najpierw muszę dojść do tego pułapu, na którym Artur jest obecnie, bo póki co mam na koncie tylko jedną walkę zawodową. W każdym razie nie stałbym na straconej pozycji, bo nigdy przed nikim nie czułem strachu.

A co, jeśli wszystkie plany wezmą w łeb i wróci Pan za kratki, usłyszawszy maksymalny wyrok: 10 lat pozbawienia wolności?
To kwestia głowy, okiełznania demonów, które się w niej rodzą. Wytrzymam wszystko, przecież już nawet siedziałem w izolatkach, a mimo to nie zostałem złamany. Problemem nie jest cela. Dla mnie największą trudnością do zaakceptowania jest fakt, że trzy lata temu o złej porze znalazłem się w złym miejscu i los mnie za to ukarał.

Mec. Adam Madejski, obrońca pięściarza:
Postępowanie toczy się przed Sądem Okręgowym w Krakowie. Do chwili obecnej nie zapadły rozstrzygnięcia o charakterze merytorycznym, za wyjątkiem tego, że sąd uchylił wobec Artura i pozostałych środek zapobiegawczy w formie tymczasowego aresztowania. Procesowo jest on osobą oskarżoną o popełnienie przestępstwa, w tym przypadku pod zarzutem, że wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami wziął udział w pobiciu, w następstwie czego jeden z pokrzywdzonych zmarł. To nie ma nic wspólnego z zarzutem usiłowania zabójstwa. Na razie stosuje się zasadę domniemania niewinności, bo póki co Artur nie został uznany winnym, a zatem jest osobą niewinną.

Co się zdarzyło na os. Szkolnym
20-letni Tomasz J., nowohucki raper o ps. Papug, kilka dni przed śmiercią wrócił z Wielkiej Brytanii, gdzie pracował. Zginął z banalnego powodu - scysji w barze.

14 marca 2013 r., jak ustaliła prokuratura, w lokalu Warka „Papug” był z dwoma kolegami, Mateuszem K. ps. „Karpiu” i Dominikiem S. ps. „Furiat”. Przy innym stoliku siedział mężczyzna z dziewczynami. Wychodzący z baru „Karpiu” zbyt długo przyglądał się jednej z dziewczyn. Na to zareagował towarzyszący jej Paweł Ch. W odpowiedzi „Karpiu” zaczął go bić. Dołączył do niego „Papug”. Kiedy wszyscy wyszli z lokalu poturbowany Paweł Ch. zadzwonił po kolegów, m.in. boksera. Doszło do bójki. Potem wszyscy uciekli. Na miejscu został ranny raper. Wykrwawił się od ran kłutych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska