Aktorstwo wymaga nieustannego "obnażania się" przed publicznością. Musi czy lubi? - Pokazuję swoje wnętrze i emocje: płaczę, kocham i nienawidzę na ekranie. Dlatego tak dbam o swoją prywatną przestrzeń, która należy tylko do mnie. Tworzą ją moja rodzina, mąż, dziecko i najbliżsi przyjaciele - mówi Sonia Bohosiewicz.
Okrzyknięta jedną z najzdolniejszych polskich aktorek, wielokrotnie nagradzana, bardziej od medialnej sławy i splendoru ceni sobie spokój i rodzinną atmosferę. Nie ma też potrzeby zaistnienia w mediach poprzez opowiadanie o swoim życiu prywatnym. Dlatego też czytelnicy prasy kolorowej nigdy nie ujrzeli jej ślubnych zdjęć czy fotografii zrobionych zaraz po porodzie.
- Wyobrażam sobie, że są aktorzy, którzy robią takie rzeczy. Bierze się to pewnie stąd, że nie otrzymują zawodowych propozycji i mogą czuć się niedowartościowani z powodu znikomej liczby artykułów w prasie. Zawsze też znajdują się ludzie, którzy chcą to czytać. Dzięki temu celebryci mają się dobrze. Całe szczęście, nie należę do ich grona - mówi Sonia Bohosiewicz.
Droga do sukcesu
Na swój sukces musiała jednak czekać długo.
Praca w krakowskim kabarecie Rafała Kmity i Starym Teatrze, a później także w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, w końcu się opłaciły. Dzięki niej dostała rolę prostej i wrażliwej dziewczyny Hanki, wychowanej na warszawskiej Pradze. Zagrała ją w filmie Łukasza Palkowskiego pt. "Rezerwat", który zachwycił i krytyków, i publiczność.
Bohosiewicz grała tak jakby na Pradze spędziła całe życie. Pochodząca ze Śląska aktorka nie miała jednak nigdy nic wspólnego z cieszącą się złą sławą dzielnicą Warszawy. Przygotowując się do roli spędziła tam długie godziny na rozmowach z mieszkańcami. Jadła z nimi kiełbaski z musztardą, wchodząc w ich mentalność i przejmując ich język.
- Rola Hanki przyspieszyła tempo mojego zawodowego życia - twierdzi gwiazda.
- Po premierze filmu w 2008 roku posypały się nagrody i interesujące propozycje - wspomina. - Najważniejsze były dla mnie nominacje do polskich Orłów i oczywiście Nagroda im. Zbigniewa Cybulskiego - dodaje. Bohosiewicz traktuje filmowe nagrody jako rodzaj drogowskazów. - Otrzymałam je bowiem od ludzi cieszących się w moim środowisku wielkim autorytetem i szacunkiem. Są dla mnie po prostu mistrzami, którzy dali mi sygnał, że to, co robię, ma sens - mówi Bohosiewicz.
Z Krakowa do Warszawy
W czasie kiedy jej życie zawodowe zaczęło nabierać tempa, wyszła za mąż i urodziła dziecko.
- To głównie z tych powodów przeprowadziłam się z Krakowa do Warszawy, bo poznałam człowieka, z którym zdecydowałam się spędzić resztę życia - wyznaje Sonia Bohosiewicz. - Wiedziałam, że zaczął się dla mnie także nowy etap. Urodzenie dziecka sprawiło, że nie miałam ochoty opuszczać już stolicy.
Dlatego aktorka zrezygnowała z występów w kabarecie Rafała Kmity, w którym stworzyła kilka znakomitych kreacji, m.in. w "Aj waj! Czyli historie z cynamonem".
Krytyka pisała, że "niepospolitej urody dorodna blondynka, obdarzona temperamentem, nadaje spektaklowi momentami zupełnie szalone tempo. Kiedy ze scenicznym mężem przychodzi do rabina, aby się rozwieść, jest istnym wcieleniem diabła w spódnicy. Jednym tchem wyrzuca, że jej mąż to niedorajda i jest tak głupi, że nawet jak chrapie, to chrapie same głupoty. Ale już w następnej scenie Bohosiewicz tkliwie śpiewa kołysankę".
- Mimo tak dobrych recenzji musiałam wreszcie podjąć ostateczną decyzję i powiedziałam zespołowi wprost, że rezygnuję, by grupa mogła zatrudnić kogoś na moje miejsce już na stałe i spokojnie realizować swój repertuar - mówi Sonia Bohosiewicz.
W Warszawie nie musiała się martwić o kolejne propozycje. Zagrała m.in. Paulę w serialu "39 i pół", mecenasową w dramacie "Mała matura 1947", przebojową i szczerą do bólu Izkę w serialu "Usta, usta", czy Nataszę Blokus w obsypanej nagrodami "Wojnie polsko-ruskiej".
Dla tej ostatniej roli dała się także wyjątkowo oszpecić.
- Jeżeli ktoś traktuje ten zawód poważnie, to nie ma ani sekundy wahania, czy się pobrzydzić do roli, przytyć czy schudnąć. Nie gramy przecież pięk- nych księżniczek i plastikowych chłopców z "Mody na sukces" - twierdzi Bohosiewicz.
Muza Palkowskiego
Ostatnio można odnieść wrażenie, że jej życie zatoczyło krąg.
Zagrała kolejną główną rolę w filmie Palkowskiego pt. "Wojna żeńsko-męska", wchodzącym właśnie na nasze ekrany.
- Barbara Patrycka, którą gram, to postać daleka od Hanki z "Rezerwatu". Poznajemy ją jako zagubioną kobietę z podciętymi skrzydłami, powoli odnajdującą się w świecie, w którym warunki dyktują media i mężczyźni. Osiąga sukces, ale się w nim zatraca i ostatecznie dochodzi do wniosku, że podejmowała błędne decyzje - opowiada o granej przez siebie postaci aktorka.
Bohosiewicz przyznaje jednocześnie, że prywatnie nie prowadzi żadnych wojen z mężczyznami. Cieszy się także z udziału w nowej produkcji, bo jak każdy aktor lubi różnorodne role. Nie chce bowiem zostać zaszufladkowana.
Jej udział w filmie Palkowskiego budzi spore zainteresowanie mediów. Jednym z powodów tego jest fakt, że partneruje jej młodsza siostra Maja, która dopiero zaczyna swoją przygodę z aktorstwem.
Sonia Bohosiewicz powiedziała ostatnio w programie "Dzień dobry TVN", że jedno z najczęściej zadawanych jej pytań przez dziennikarzy dotyczy właśnie tego, jak grało jej się z własną siostrą.
Oczywiście... normalnie, jak z każdą inną aktorką. Siostry Bohosiewicz występują w "Wojnie żeńsko-męskiej" w rolach matki i córki. Maja przyznała, że na ekranie Sonia jest jedną z najgorszych matek, zupełnie inaczej niż w życiu...
Bowiem odnosząca sukcesy aktorka świetnie godzi macierzyństwo z pracą w zawodzie. Swojego synka niejednokrotnie zabiera na plan. Jej zachowanie zauważyli specjaliści od wychowania dzieci, powierzając aktorce kolejną rolę - ambasadorki akcji "Mama wraca do pracy".
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Matkobójca stanie przed sądem
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Korki w Krakowie - sprawdź mapę na żywo