https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spór o Teatr Słowackiego i "Dziady". Czyli o tym, dlaczego zamiast Mickiewicza dostaliśmy agresywny bełkot o prezesie Kaczyńskim

Kacper Kita
Joanna Urbaniec / Polska Press
Zarząd województwa małopolskiego postanowił odwołać dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Słowackiego Krzysztofa Głuchowskiego. Krakowska scena znalazła się od kilku tygodni w centrum zainteresowania mediów z całego kraju. I słusznie – dotykamy tu fundamentalnego pytania o to, czym ma być kultura wysoka wystawiana w publicznych teatrach z pieniędzy podatników.

Teatr imienia Juliusza Słowackiego to niewątpliwie jeden ze skarbów naszego miasta. Od niedawna został uznany za tak ważny, że zastąpił w nazwie przystanku Dworzec Główny – to już chyba lekka przesada i rozwiązanie mało praktyczne. Majestatycznego gmachu Teatru ciężko nie zauważyć, gdy idziemy Plantami. Jeszcze ciężej się nim nie zachwycić, gdy już nasz wzrok na nim spocznie.

Scena prawdziwie narodowa i krakowska

We wrześniu tego roku minie okrągłe 150 lat, odkąd Walery Rzewuski przedstawił krakowskiej Radzie Miasta wniosek o budowę teatru miejskiego. Rzewuski to jeden z licznych fascynujących, a zapomnianych dziś krakowian z okresu austriackiego panowania nad grodem Kraka. Rzewuski był fotografem, który w XIX wieku wykorzystywał jako pierwszy tę nowatorską wówczas technikę do utrwalania na papierze krakowskich zabytków, kościołów, ołtarzy, ale także wybitnych krakowian, świeżo wykonane dzieła sztuki krakowskich malarzy, a wreszcie nie tak odległe Tatry. To dzięki pochowanemu na Cmentarzu Rakowickim Rzewuskiemu możemy np. zobaczyć dziś, jak wyglądała młodziutka Helena Modrzejewska w stroju odgrywanej przez siebie Barbary Radziwiłłówny.

Modrzejewska brała udział w ceremonii kładzenia kamienia węgielnego pod budowę teatru, który początkowo był po prostu Teatrem Miejskim, by w 1909 roku otrzymać imię Juliusza Słowackiego. Urodzona niedaleko Modrzejewska – któż z nas nie przechodził dziesiątki razy koło tablicy upamiętniającej jej przyjście na świat na Placu Wszystkich Świętych? – to właśnie na tej scenie w kwietniu 1903 roku słynna krakowianka po raz ostatni w życiu zagrała w Polsce i po polsku.

Przepiękny, elegancki budynek Teatru to także miejsce debiutu Stanisława Wyspiańskiego. To tu miała miejsce słynna prapremiera „Wesela” – niecałe pięć miesięcy po prawdziwym ślubie Jadwigi Mikołajczykówny i Lucjana Rydla! To właśnie 120. rocznicę wystawienia „Dziadów” Mickiewicza przez 32-letniego Wyspiańskiego miały upamiętniać nieszczęsne „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej.

Kiedy umiera kultura?

Co poszło nie tak? Dlaczego zamiast Mickiewicza dostaliśmy agresywny bełkot o Jarosławie Kaczyńskim nienawidzącym kobiet? Wiele osób nie rozumie, jak zdolni przecież często artyści mogą zajmować się w kółko swoimi politycznymi obsesjami zamiast grać coś ciekawszego lub ambitniejszego.

Ja mam to szczęście – lub nieszczęście – że kilka lat temu (o ile dobrze pamiętam, w 2017 r.) wybrałem się na organizowane przez Teatr Słowackiego spotkanie w ramach cyklu "Sztuka myślenia". Prowadził je Bartosz Szydłowski, ówczesny (lata 2016-20) kurator artystyczny Słowackiego, czyli druga osoba po dyrektorze Głuchowskim, z którym wówczas działali w duecie. Szydłowski to twórca teatru Łaźnia Nowa i festiwalu "Boska komedia". Na spotkaniu opowiadał, że organizuje od lat w Nowej Hucie amatorskie spektakle, do których rekrutuje zwykłych mieszkańców. Chwalił się, że udaje mu się angażować do nich prostych ludzi, "nawet ministrantów czy zaangażowanych w swoje parafie". A następnie w tych amatorskich spektaklach Szydłowski wciąga ich w wyśmiewanie tradycyjnych norm obyczajowych, Kościoła, Polski. Zaczyna się od niewinnego spektaklu, ale z czasem kolejni odsuwają się od Kościoła i chrześcijaństwa. Praca u podstaw, którą prowadzi od lat Szydłowski i z której jest dumny.

Uczestnicy spotkania jasno i uczciwie głosili swój paradygmat. Rozróżniali między sztuką „konserwatywną” a „nowoczesną”. Nie interesuje ich to, czym zajmowała się owa sztuka „konserwatywna” - problemy ponadczasowe i uniwersalne. Miłość, władza, dylematy moralne, religia, natura ludzka. Interesuje ich robienie spektakli o konkretnych tematach społecznych i politycznych, które mają oddziaływać na widzów.

Jeden z obecnych tam aktorów deklarował np., że bardzo chciałby zrobić spektakl o tym, że Jarosław Kaczyński nienawidzi uchodźców. Opowiadał z pasją o austriackim performerze, który organizował uliczne widowiska „przemieniające świadomość” przechodniów i nastawiające ich pozytywnie do imigrantów spoza Europy.

Panowie obecni na spotkaniu dyskutowali o świeżej wówczas sprawie „Klątwy” granej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Oczywiście żaden z nich nie uważał, że spektakl w którym deklarowano chęć zabicia Jarosława Kaczyńskiego, dokonywano wielu bluźnierstw czy robiono fellatio figurze Jana Pawła II był czymś złym sam w sobie. Uczestnicy spierali się o to, czy twórca „Klątwy” nie przesadził i nie był przez to przeciwskuteczny. Zgadzali się wszyscy z jego celami – mieli jedynie wątpliwości co do środków. Niektórzy, jak Szydłowski, woleli delikatniejsze. Systematyczne „gotowanie żaby” zamiast szokowania.

„Klątwa” to zresztą sztuka wspomnianego już Wyspiańskiego. I wtedy też widz TVN24 słyszał, że źli pisowcy, nacjonaliści, katotalibowie i faszyści chcą „zakazywać Wyspiańskiego”. Tak jak dziś słyszy, że chcą „zakazywać Mickiewicza”. A dyrektor Głuchowski deklaruje, że „Oto kultura umiera”.

Czas na odwagę i rozwagę

Otóż nie. Kulturę zabijacie wy. Zabijacie normalną kulturę, taką jaka funkcjonowała w Europie od starożytnej Grecji, od Sofoklesa, przez Szekspira, Moliera i Calderona, po Trzech Wieszczów, Ibsena, Czechowa i Wyspiańskiego. Normalną kulturę, która stara się pomóc zrozumieć człowiekowi, jak, po co i dlaczego należy żyć.

Nie oszukacie mnie. Byłem dziesiątki razy na Waszych „nowoczesnych” spektaklach w najróżniejszych teatrach. Widziałem strzelanie do polskiego godła, drwiny ze Smoleńska, przebijanie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, kolejne żenujące teksty o prezesie Kaczyńskim czy abp Jędraszewskim wciskane na siłę do tekstów dramatów. Widziałem wciskanie na siłę do klasyki obrazów seksu i defekacji, żeby było „odważnie” i „prowokacyjnie”. Widziałem aktora udającego, że kopuluje ze słupem i drugiego aktora, który wydawał małpie odgłosy. Widziałem „ambitne” porównania takie jak zestawianie „ojca polskiej rodziny” z esesmanem. I naprawdę mam już serdecznie dość.

Jesteście często zdolnymi ludźmi, ale niestety marnujecie swój talent na bzdury. Waszym zadaniem, Waszą misją, powinno być prowadzenie widza w stronę Dobra, Piękna i Prawdy. Nie tylko nie wykonujecie tej misji. Aktywnie i świadomie szkodzicie, zatruwając umysły widzów wulgaryzmami oraz prymitywnymi rytuałami politycznej plemienności. Dajecie im fałszywe poczucie przynależności do elity oparte jedynie na pogardzie wobec innych – tych głupich, ciemnych, zakompleksionych polaczków. Którzy powinni płacić na Wasze utrzymanie i dziękować Kubie Wojewódzkiemu, że raczył włożyć polską flagę w psią kupę, bo to takie wyzwalające.

Nie macie niczego nowego do powiedzenia – osiągnęliście już szczyt, kiedy w 1961 r. Piero Manzoni przedstawił swoją pracę „Gówno artysty” – po prostu zrobił kupę do puszki, a następnie zbierał zachwyty na salonach i tysiące dolarów. Nie macie do powiedzenia niczego pozytywnego – wyspecjalizowaliście się w uczeniu pogardy do rodziny, narodu, Kościoła. Tych wspólnot i wartości, które niszczycie, a które od tysięcy lat dają ludziom poczucie sensu życia. Którego nie umiecie niczym zastąpić – bo życie w Waszej interpretacji to chaos, absurd i bezsens, a jego pustkę można zabijać chwilowym uniesieniem seksualnym albo używkami.

Cóż – czas ustąpić miejsca takim, którzy będą mieli do powiedzenia coś ciekawszego. Nie oczekuję wiele, nie nastawiam się na kunszt najwyższych lotów – chcę tylko i aż normalności. Normalnej opowieści o normalnych ludzkich problemach. Trzeba wziąć się za budowanie normalnej kultury na pozostawionych nam zgliszczach. Oby się znaleźli. A jeśli się szybko nie znajdą, to już lepiej, żeby Teatr stał przez jakiś czas pusty, niż żeby służył do walki z Polską, chrześcijaństwem i europejską kulturą.

Kacper Kita, Katolik, Krakus, obserwator polityki międzynarodowej i kultury. Sympatyk Fiodora Dostojewskiego i Richarda Nixona.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pozostałe

Komentarze 4

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Dzisiaj, czyli 20 lutego odbył się protest przed Teatrem przeciwko odwołaniu dyrektora. Dowiedziałem się o tym z konkurencyjnego portalu, bo na Gazecie Krakowskiej nie ma o tym słowa jak dotąd.

Ot taka obajtkowa Prawda.
E
Ehh
Teatrzyk,co powinien byc wisienka na torcie społeczeństwa .No ale czego sie spodziewać po społeczeństwie w którym LICHWA jest na porządku dziennym.
g
grzeg
"czy skrajnie odpychającej postaci samego Kaczyńskiego"

Odrzucam, kategorycznie odrzucam. Uważam, że J. Kaczyński jest ciekawą, oryginalną, samodzielną (co rzadkie) postacią. Może budzić sprzeciw, to oczywiste, tego nie kwestionuję, nie dyskutuję. Ale odpychający w ludzkim sensie tego słowa? Nonsens.
a
alex
Odpowiedź na tytułowe pytanie jest banalnie prosta: Bo jego utrzymanie jest zbyt drogie.

Teatr mając produkt elitarny dla kilku tysięcy osób sprzedaje go po żenująco niskich cenach, więc sam nie jest w stanie osiągnąć przychodów zapewniających pokrycie kosztów. Musi mieć inwestora/sponsora strategicznego. Ten inwestor ma prawo decydować o wszystkim.

Koniec, kropka!
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska