Czego prawo nie zabrania, tego wstyd zakazuje - pisał przed wiekami Seneka. Ale było to w tych zamierzchłych czasach, kiedy ludzie mieli jeszcze poczucie wstydu.
Dlatego ani antyczna Grecja, ani Rzym nie potrzebowały konstytucji, dlatego konstytucji nie ma
do dzisiaj Wielka Brytania, której prawa sięgają średniowiecza, dlatego wciąż obowiązująca, prawie 230-letnia konstytucja USA jest tak wzorowo lakoniczna.
Inaczej w naszych czasach: prawa są coraz bardziej szczegółowe i rozwlekłe, usiłują dokładnie opisać poprawne zachowanie ludzi zarówno na szczytach władzy, jak i na samiutkim dole.
Po co? Człowiekowi, który wie co jest godne, a co nieprzyzwoite, który zrozumiał co to jest zarówno honor, jak i niesława, wystarczą prawa proste i zwięzłe. Reszty wstyd zakazuje. Podobnie
z molestowaniem seksualnym, tolerancją i podobnymi kwestiami. Dzisiejsze prawo ma nas wszystkich za idiotów. Albo zboczeńców.
Dlatego proszę nie tłumaczyć, że nasza konstytucja jest niedobra, bo nie opisuje szczegółowo,
co się prezydentowi należy, a czego mu nie wolno, nie reguluje stosunków między pałacami i zaludniającymi je hordami urzędasów.
Mogłaby być lepsza, ale nie jest najgorsza; mówiąc po boksersku - lekkopółśrednia. Ale kiedy wstyd już niczego nie zakazuje, a honor niczego nie podpowiada - bo go po prostu nie ma - wtedy zaczyna się cyrk z lotniska i z Brukseli.
Nie ma wstydu premier, bo łobuzerskimi zwodami pozbawia prezydenta samolotu, a potem udaje, że nic się nie stało.
Nie ma wstydu prezydent, bo pcha się tam, gdzie nie ma wiele do powiedzenia ani zaproponowania prócz swojej niezbyt reprezentacyjnej osoby. Dlatego obaj boksują jak amatorzy wagi lekkopółśredniej.
Gdyby poczucie wstydu nie było obce - pożal się Boże - PO-litykom, to pakiet ustaw niezbędnej reformy służby zdrowia byłby w Sejmie dużo wcześniej niż po roku rządzenia.
Gdyby ci, co na-PiS-ali projekt referendum potrafili się wstydzić, to nie rozbudzaliby strachu emerytów i innych biedaków przed odpłatnością za wizytę u lekarza, tylko pamiętaliby, że większość przychodni, do których uczęszczamy, już od dawna jest prywatna, a kilka najlepszych szpitali także.
Własność państwowa równa się Włoszczowa, o czym powinniśmy pamiętać z czasów niezapomnianego premierostwa Jarosława Kaczyńskiego.
Jak oni poradzą sobie z rzeczywistymi problemami stojącymi u progu, kiedy wytwarzają pozorne, aby tylko pokazać czyje na wierzchu? Źle się bawicie. Obaj i wszystkie wasze urzędasy. Dobre czasy się skończyły.
Najlepszy gospodarczo okres 2005/2007 zmarnotrawiły rządy PiS-u. Jego resztkę do połowy 2008
- kunktatorstwo Platformy.
Teraz zaczynają się schody. Zapewne polski system bankowy jest lepiej kontrolowany niż w krajach - z USA na czele - gdzie sprowadzał się do pożyczania nieistniejących pieniędzy wierzycielom nieliczącym się z możliwościami spłaty.
Na pewno polska giełda nie oplata tak szczelnie całej gospodarki jak w bardziej zaawansowanych krajach i dlatego jej zawirowania są dla nas mniej niszczące.
Ale to słaba pociecha. Niemcy - główny odbiorca naszego eksportu - wpadły już w tarapaty, jakich nie zaznały od dziesięcioleci. Rosja traci swoje rezerwy dewizowe, bo cena ropy spada na łeb.
Wkrótce nie będziemy mieli komu co sprzedać. Uspokajające pogwarki ministra Rostkowskiego nie dadzą zatrudnienia naszym fabrykom samochodów i odbiorców rzeźniom. Rada Gabinetowa, zwołana przez Pana Prezydenta, będzie kolejnym pokazem dąsów i złego humoru.
To są rzeczywiste i przerastające naszych władców problemy, w przeciwieństwie do ich ulubionego pozoranctwa - jak wzajemne afronty, walka z mitycznym "układem", proces gen. Jaruzelskiego, zawierucha wokół IPN i święta Trzech Króli.
Ale prawdziwych problemów nie da się odsunąć ani wyśmiać. Spoważniejcie wreszcie, bo wkrótce wszyscy będziemy płakać!
Nie da się bezkarnie uprawiać - zwłaszcza na najwyższych szczeblach państwa - polityki, której uosobieniem jest z jednej strony poseł Palikot, a z drugiej poseł Kurski, a językiem są obelgi
i głupawe żarty z internetowego forum.
A jeśli niczego innego nie potraficie to Przeproście i Spieprzajcie. Wszyscy!