Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strach na Podhalu: kto kupi kolejkę na Kasprowy Wierch

Marek Lubaś-Harny
Kolejka na Kasprowy Wierch
Kolejka na Kasprowy Wierch wikipedia
O budowniczych kolejki na Kasprowy można mówić różne rzeczy, ale nie można im odmówić sprawności organizacyjnej, która nawet jeszcze dziś może imponować. Teraz kolejka znów jest na ustach całej Polski. Ma zostać sprywatyzowana, a to burzy górali - pisze Marek Lubaś-Harny

Czytaj także: Porównaliśmy termy pod Tatrami

Strach padł na Podhalan. Strach przed Obcym. A konkretnie przed zagranicznym kapitalistą, który może wykupić jeden z ostatnich ocalałych jeszcze narodowych skarbów, kolej linową na Kasprowy Wierch. Tym razem Obcym nie jest wyjątkowo ani Niemiec, ani Żyd, tylko Słowak.
Kiedy przed dwoma laty ogłoszono zamiar prywatyzacji Polskich Kolei Linowych, natychmiast odezwały się głosy protestu.

Oburzył się dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego Paweł Skawiński, który o rządowym projekcie dowiedział się z mediów. Swój sprzeciw wyrazili podhalańscy parlamentarzyści. Poseł rządzącej PO Andrzej Gut-Mostowy zaproponował wyłączenie Kasprowego z prywatyzacji.
Protestowali samorządowcy i zwykli górale.

Mimo to 15 czerwca tego roku doradca prywatyzacyjny PKL przedstawił strategię prywatyzacji spółki, ignorującą głosy społeczeństwa. 100 procent akcji ma być sprzedanych w procesie oferty publicznej. Oznacza to, że za kilka miesięcy legendę polskiego narciarstwa będzie mógł kupić każdy.

Imponujące narodziny

Kolej na Kasprowy rozpalała emocje od momentu swego powstania w roku 1936. Najmocniej została oprotestowana sama budowa. Sprzeciwiało się jej ponad sto rozmaitych organizacji ochroniarskich.
Protestom towarzyszyła wielka kampania prasowa. W akcie sprzeciwu podali się do dymisji członkowie Państwowej Rady Ochrony Przyrody z profesorem Władysławem Szaferem na czele. Wszystko na nic.

Okazało się, że większą siłę przebicia niż ochroniarze miał główny zwolennik budowy kolejki, wiceminister komunikacji Aleksander Bobkowski, wielki entuzjasta narciarstwa. Zapewne swoją rolę odegrał także fakt, że był on równocześnie zięciem prezydenta Mościckiego. Na układy i wtedy nie było rady.

W samym Zakopanem miał Bobkowski wielu przeciwników, ale miał też mocnego poplecznika w osobie wpływowego doktora praw Henryka Szatkowskiego. Ten wybitny działacz sportowy, wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego, po napaści hitlerowskiej miał zasłynąć jako jeden z czołowych kolaborantów i współtwórca Goralenvolku. Ale to już, oczywiście, z kolejką na Kasprowy ma niewiele wspólnego.

O jej budowniczych można mówić różne rzeczy, ale nie można im odmówić sprawności organizacyjnej, która jeszcze dziś imponuje. Cały proces inwestycyjny trwał niewiele ponad pół roku, choć przedsięwzięcie było na polskim gruncie pionierskie, a warunki terenowe niespotykanie trudne.

W początkowym okresie materiały transportowano z Kuźnic na Myślenickie Turnie końmi, a stamtąd pod sam wierzchołek Kasprowego… na góralskich plecach. A jednak, mimo piętrzących się trudności, termin oddania inwestycji został dotrzymany. Prace budowlane ruszyły 1 sierpnia 1935 roku, a już 15 marca roku 1936 pierwszy wagonik wjechał na Kasprowy Wierch

Druga młodość

Oddanie do użytku tej pierwszej kolei górskiej w Polsce dało potężnego kopa rozwojowi Zakopanego. Dzięki niej w roku 1939 miasto już po raz drugi gościło Narciarskie Mistrzostwa Świata FIS, a na Kasprowym można było rozegrać biegi zjazdowe "pań i panów".

Kolejka przynosiła od początku duże zyski, koszty jej budowy zwróciły się jeszcze przed wybuchem wojny. Po wojnie interes nadal kręcił się znakomicie. Zdobycie miejscówki na Kasprowy stało się wyczynem większym niż wejście na ten szczyt piechotą. Gigantyczne "kolejki do kolejki", ustawiające się w Kuźnicach od wczesnego ranka, na trwałe wrosły w tutejszy krajobraz.
Nic więc dziwnego, że wraz z nastaniem w Polsce kapitalizmu zaczęły się starania, aby ta kura znosiła jeszcze więcej złotych jaj.

Za przebudową przemawiały zresztą nie tylko względy biznesowe. Jedna z najnowocześniejszych ongiś kolejek górskich była już zabytkiem techniki. W połowie lat 90. zaczęły się dyskusje na temat modernizacji, której ubocznym skutkiem miało być dwukrotne zwiększenie liczby turystów, wywożonych na szczyt.

Spory trwały ponad dziesięć lat. Ekolodzy byli oczywiście przeciw. Modernizacji domagali się natomiast nie tylko narciarze, ale i podhalańscy samorządowcy, na czele z ówczesnym burmistrzem Zakopanego Piotrem Bąkiem, wciąż widzący w kolejce koło zamachowe rozwoju. Sprawa ruszyła z miejsca, kiedy na czele rządu stanął jeżdżący na nartach premier Marcinkiewicz. Przebudowa kolei trwała niewiele dłużej niż jej budowa 70 lat wcześniej i 18 stycznia 2008 roku prezydent Lech Kaczyński dokonał uroczystego otwarcia, a kardynał Stanisław Dziwisz pokropił nowe, dwukrotnie większe wagony.

Kolejarze i parkowcy poszli na kompromis. Dogadali się, że zwiększona liczba pasażerów będzie wjeżdżać na wierzchołek tylko w zimie, a latem, dla dobra tatrzańskiej przyrody, wszystko zostanie po staremu.

Legenda pod młotek

I tak to się jakoś toczyło, aż do czasu, kiedy na początku roku 2009 ogłoszono zamiar prywatyzacji PKL. Tygodnik "Newsweek" nazwał to, nie wiadomo dlaczego. "dobrą wiadomością dla narciarzy". Na Podhalu nastroje były zgoła odmienne. Oczywiście, natychmiast pojawiły się w internecie głosy w rodzaju: "Najpierw państwo inwestuje ciężką kasę, doprowadza ruinę do stanu idealnego, a teraz sprzeda za bezcen".

Ogłoszenie wybranej strategii oba-wy tylko pogłębiło. Dyrektor TPN Paweł Skawiński, który o szczegółach koncepcji prywatyzacyjnej znów dowiedział się z prasy, nie ukrywa rozczarowania:
- Jestem zawiedziony. Miałem nadzieję, że państwo zachowa kontrolny pakiet akcji przynajmniej w kolei na Kasprowy Wierch. Park ma w nazwie słowo "narodowy", a jeśli tak, to i własność powinna być narodowa. Oczywiście, przyszłego prywatnego właściciela nie należy demonizować. Czy będzie to Polak, Słowak czy Chińczyk, będzie musiał działać w granicach prawa, z poszanowaniem przepisów obowiązujących w parku narodowym i na obszarze Natura 2000. Ale są też względy pozaformalne.

PKL był partnerem znanym, mimo różnych sporów i konfliktów interesów w końcu zawsze udawało się osiągnąć porozumienie. Własność państwowa gwarantowała, że interes tatrzańskiej przyrody będzie stawiany wyżej niż doraźny zysk. Obawiam się, że teraz to się zmieni, prywatny właściciel będzie się starał wycisnąć jak najwięcej. Zaczną się naciski, czy to na zwiększenie przepustowości kolejki przez cały rok, czy na uruchomienie latem wyciągów krzesełkowych. Może to doprowadzić do sytuacji ciągłej kłótni, w której ciężko będzie pracować.

Wielu Podhalan widzi w planowanej prywatyzacji po prostu niesprawiedliwość. Józef Krzeptowski Jasinek, znany badacz rodów podhalańskich z Kościeliska, mówi: - Przed wojną minister Bobkowski wywłaszczał górali pod budowę kolejki. Po wojnie komuniści wywłaszczali pod park. Teraz część tej ziemi znów ma pójść w prywatne ręce, ale już nie góralskie, tylko Bóg wie, czyje.

Słowak nadchodzi!

Spółka Tatry Mountain Resorts, właściciel wyciągów i hoteli na Słowacji, oficjalnie zgłosiła zainteresowanie udziałem w prywatyzacji PKL. To mocny gracz, tylko przed ostatnim sezonem zimowym zainwestowali w słowackich Tatrach 25 milionów euro. Deklarują, że także po polskiej stronie są gotowi wyłożyć duże środki "w celu poprawy infrastruktury i podniesienia jakości świadczonych usług", jednak "z uwzględnieniem przepisów o ochronie przyrody". Nie wszyscy jednak w to wierzą.

- A co będzie, jeśli nowi właściciele po kupnie zmienią zdanie? - pyta Maria Krzeptowska Jasinek, żona Józefa, współautorka książek o rodach podhalańskich i właścicielka pensjonatu w Kościelisku. - Ludzie się boją, że Słowacy będą dbać przede wszystkim o swoje biznesy na Słowacji, a po naszej stronie Tatr działalność mogą powoli ograniczać, żeby goście zamiast do nas, jeździli do nich. To by była prawdziwa tragedia dla całego Podhala.

Słowackiego konia trojańskiego obawiają się nawet niektórzy zakopiańscy radni. Inni te lęki wyszydzają, widząc w nich przejaw zaściankowości i zacofania. Poseł Andrzej Gut-Mostowy proponuje rozwiązanie salomonowe: - Jeśli już prywatyzacja jest konieczna, bo rząd potrzebuje pieniędzy, najbardziej korzystne byłoby przekazanie kolei samorządom. A w szczególności samorządowi wojewódzkiemu. Dysponuje on dużą firmą o nazwie Małopolska Agencja Rozwoju Regionalnego, która ma dość spore pieniądze i jest powołana właśnie do wchodzenia w takie inwestycje.

Kolejka i wartości

Wielu Podhalan, podobnie jak poseł, upatruje ratunku we własności samorządowej. Ministerstwo zapewnia, że sprawa jest otwarta, a samorządy będą zaproszone do rozmów na równi z innymi kandydatami. Ale czy sprostają konkurencji, kiedy na stół zostaną rzucone prawdziwe pieniądze?

Józef Krzeptowski Jasinek mówi: - Nie bardzo rozumiem, dlaczego przed wojną kolejka była państwowa i nikomu to nie przeszkadzało, a teraz koniecznie trzeba się pozbyć jedynej kolejowej spółki, przynoszącej zyski. Ale może my faktycznie jesteśmy zacofani. Dawniej na przykład było ważne, żeby panna szła do ołtarza z wiankiem. Teraz to mało kogo obchodzi. Więc może inne wartości też się już nie liczą?

Sprawdź aktualny rozkład jazdy PKP Kraków

Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**

Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail**Zapisz się do newslettera!**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska