Kiedy o smogu opowiadają ekolodzy, często machamy lekceważąco ręką: jak zwykle przesadzają, bo taką mają misję. Kiedy znany śpiewak operowy twierdzi, że po paru dniach w Krakowie traci głos, zbywamy go uznając, że narzekanie artyści mają we krwi, a wystarczyłoby przecież possać chlorochinaldin.
Sprawa robi się poważna, gdy głos zabiorą lekarze i wyliczą katalog chorób biorących się od wdychania 15 tysięcy (!) szkodliwych substancji unoszących się w krakowskim (zakopiańskim, sądeckim, itd.) powietrzu. Przyznacie to po lekturze debaty, jaką zorganizowaliśmy w redakcji "Krakowskiej". To nie tylko alergie, astma i choroby skóry. To także przyszłość dzieci, które w testach IQ wypadają u nas gorzej od rówieśników oddychających dobrym powietrzem.
Kraków poradził sobie kiedyś ze smokiem. Czy starczy nam sprytu, konsekwencji i woli walki ze smogiem?
Całym sercem popieram walkę ze smogiem i smrodem krakowskim, ale chciałabym aby ktoś mi w przystępny i kulturalny sposób wytłumaczył w jaki sposób lista zagrożeń ma się do tego, że według statystyk GUS w Krakowie żyje się najdłużej i (odnośnie IQ) w małopolsce matury poszły najlepiej.