Spis treści
Zima 2024/25 jest kolejnym bardzo ciepłym okresem, któremu towarzyszą niewielkie opady. To przekłada się na niski stan rzek i potoków oraz zbiorników wodnych. Niemal wszystkie stacje sygnalizują stan wody na poziomie niskim lub średnim.
Ciepła zima i mało śniegu w Tatrach. To problem
Niewielka pokrywa śnieżna w Tatrach również nie przyczyni się do podwyższenia poziomu rzek. Jedyne co może uratować Podhale przed suszą, to długotrwałe opady, których także nie widać prognozach pogody.
- Od października ta suma opadów jest bardzo nieduża, tak naprawdę przez kilka miesięcy spadło połowę średniej sumy opadów. Tutaj na Podhalu, w Tatrach i w Polsce jest podobnie. Niewiele też wskazuje na to, żeby sytuacja ta się zmieniła. Być może marzec przyniesie nam, jakie zmiany? Ale potrzeba wielu tygodni opadów - mówi Paweł Parzuchowski, kierownik stacji IMGW w Zakopanem.
Brak pokrywy śnieżnej spowoduje suszę
Nie tylko Podhale, ale także bardziej oddalone tereny od gór ratowała w poprzednich dziesięcioleciach gruba pokrywa śnieżna. Stopniowo topiąc się nie tylko podwyższała poziom w górskich potokach i rzekach, ale także zasilała glebę oraz głębiej zalegające złoża wód podziemnych. Niestety, od kilku lat widać niekorzystne zmiany w grubości pokrywy śnieżnej.
- Nie możemy liczyć na pokłady śniegu w górach, bo jest go bardzo mało. Na Kasprowym Wierchu leży około 60 cm, a na Hali Gąsienicowej 30 cm. W Zakopanem śniegu już praktycznie nie ma. Nie mamy magazynów wody w pokrywie śnieżnej, a ona nie zasila ani wód podziemnych, ani powierzchniowych. Jeżeli podniesie się stan wody, to tylko na chwilę i będzie to szybki spływ do Bałtyku. Nie będzie to miało wpływu na sytuację hydrologiczną. Potrzeba wielodniowych opadów, żeby tą sytuację poprawić, a na razie niewiele na to wskazuje - zaznacza Paweł Parzuchowski.
W poprzednich latach o tej porze roku na Kasprowym Wierchu średnia grubość pokrywy śnieżnej wynosiła ok. 150-200 cm. Obecnie jest 3-4 razy mniej.
- Od siedmiu lat mamy bardzo mało śniegu. Jeżeli już pojawiają się dni z pokrywą śnieżną, to jest ona minimalna. W tym roku odnotowano rekord najniższej pokrywy śnieżnej na Kasprowym Wierchu - 86 cm. Nie tylko tam, ale również w całej Polsce drastycznie zmalała jego ilość - informuje dr hab. inż. Mariusz Czop z Katedry Hydrogeologii i Geologii Inżynierskiej Akademii Górniczo-Hutnicza im. Stanisława Staszica w Krakowie. - Dodatkowo nawet jak śnieg spada, to od razu topnieje. Tracimy to, co jest najważniejsze czyli możliwość zasilania gleb i wód podziemnych. Jak spadnie deszcz, to on szybko spływa po powierzchni, a żeby wsiąkł w ziemię, jest potrzebny czas. Wcześniej zapewniał to śnieg leżący na zboczach, który topniał powoli. Bez śniegu jest absolutny dramat dla terenów górskich z punktu widzenia zapewnienia wód dla ludzi, turystów i dla przyrody. Woda powierzchniowa niestety spływa do morza i nic z tego nie mamy.
Czy stacje narciarskie powinny przestać naśnieżać stoki?
Niewielkie opady śniegu zmuszają właścicieli wyciągów narciarskich do produkcji coraz większej ilości śniegu, aby zapewnić narciarzom odpowiednie warunki do jazdy. Woda, która służy do naśnieżania tras na wiosnę oddawana jest do środowiska, jednak nie rozwiązuje to problemu.
- Stoki, żeby wyprodukować 1 m sześcienny śniegu muszą pobrać i przetworzyć ok. 500 litrów wody. Ta woda jest pobierana z obszaru i tak już deficytowego. Eksploatowane rezerwy wody, które tworzą się latami - informuje dr hab. inż. Czop. - Śnieg ze stoków niestety topnieje szybko, razem z ociepleniem i nadejściem wiosny. Tę wodę tracimy, bo ona w większości spływa do rzek i do morza. Jeżeli dalej nie będzie naturalnego śniegu, to deficyt będzie się jeszcze bardziej pogłębiał - dodaje.
Problemem nie jest tylko pobór wody w celu śnieżenia tras, ale coraz większy ruch turystyczny, a przez to większe zapotrzebowanie na wodę.
- Ludzie w Polsce generalnie nie zużywają dużo wody. Średnio około 100 litrów wody na dobę na jednego mieszkańca. Ale przy ogromnym ruchu turystycznym te ilości sumarycznie już robią się znaczące - informuje dr hab. inż. Mariusz Czop.
W wyżej położonych częściach Zakopanego w najbardziej atrakcyjnych turystycznie terminach od lat brakuje wody w kranach. Powodem jest bardzo duże zużycie, które sprawia, że ciśnienie w sieci jest niewystarczające.
Jedyny sposób na kryzys, to magazynowanie wody
Jedynym sposobem na poradzenie sobie z problemem niewystarczającej ilości wody będą zbiorniki, w których wodę pochodzącą z opadów będzie można magazynować. Nawet kilkusetlitrowe beczki przy rynnach są niewystarczające, a niezbędne będą zbiorniki o dużej pojemności, które pozwolą na nawadnianie pól i upraw przez dłuższy czas.
- W naszym kraju od lat już nakłania się ludzi do łapania deszczu, ale musimy w tej kwestii wejść na wyższy poziom. Takie działania powinny być powszechne w Polsce w tym szczególnie na obszarach deficytowych, ale do tego potrzeba nam dużych zbiorników. Średnio w Polsce przez cały rok spada około 70 cm deszczu na 1 m kw. To ponad 700 l wody. Zbieranie jej do małych zbiorników sprawia, że woda i tak odpływa, a problem zostaje - informuje wykładowca z AGH w Krakowie.
Jak informuje prof. Czop zasoby wodne w rejonie Karpat ze względu także na rodzaj podłoża są bardzo mocno ograniczone. Jest jej na tyle, że na razie wystarczy dla mieszkańców. Może jednak okazać się, że przy dużym ruchu turystycznym i nasilaniu niekorzystnych skutków zmian klimatycznych w pewnym momencie zacznie tej wody po prostu brakować.
