MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Święta wojna wciąż trwa

Katarzyna Janiszewska
Spalenie szalika drużyny przeciwnej jest jak wypowiedzenie wojny. Tyle że wojna trwa od 100 lat i dziś nikt nawet nie szuka już pretekstu, by komuś dowalić, a nawet zabić
Spalenie szalika drużyny przeciwnej jest jak wypowiedzenie wojny. Tyle że wojna trwa od 100 lat i dziś nikt nawet nie szuka już pretekstu, by komuś dowalić, a nawet zabić Robert Szwedowski
Rok 1980, Częstochowa. Mecz finału Pucharu Polski. Legia Warszawa wygrywa z Lechem Poznań 5:0. Po meczu cały dzień trwają zamieszki, kibice demolują pół miasta. Mówi się, że to wówczas narodziła się w Polsce epoka stadionowych bandytów.

- To było kilka miesięcy przed sierpniowymi strajkami - przypomina Rafał Chwedoruk, dr nauk humanistycznych, badacz zwyczajów kibiców. - Milicja była kompletnie bezradna, kilkadziesiąt tysięcy ludzi w ogóle nie przejmowało się jej obecnością.

To był znak, że następuje delegitymizacja władzy. W latach 70. w Wielkiej Brytanii odpowiedzią na kryzys gospodarczy była brutalizacja kibiców. Urządzili awanturę, jakiej nie widziano tam od 20 lat. Dziś znów mamy kryzys...

Ofiary są po obu stronach
"Niewiernym psom spalimy dom po drugiej stronie Błoń. Święta wojna niech trwa, aż do śmierci ostatniego psa" - to hasło kibice Cracovii wielokrotnie wcielali w życie. Wisła to "Psy", bo kiedyś była klubem milicyjnym. Cracovia to "Żydy", bo wśród założycieli klubu znalazły się osoby o korzeniach semickich. Wiślacy nie pozostają im dłużni. Ofiary są po obu stronach.

13 września 2009 r., na stacji benzynowej przy ul. Grota-Roweckiego dochodzi do krwawej bitwy pseudokibiców. Do szpitala trafiają dwie osoby z ranami kłutymi. Zaledwie cztery dni wcześniej przy ul. Siemaszki, gdzie przechodzi symboliczna linia między wpływami kibiców Wisły i Cracovii, w ruch idą kije, maczety i noże. Cztery osoby trafiają do szpitala.

9 stycznia 2008 r., na os. Na Lotnisku w Nowej Hucie ginie Łukasz W., kibic Białej Gwiazdy. Został wywleczony z auta, w którym siedział pod blokiem z kolegami. Dostał cios siekierą w głowę. Doczołgał się jeszcze do sklepu monopolowego. Później stracił przytomność i już jej nie odzyskał. Zmarł w szpitalu po pięciu dniach. Nie brakuje spekulacji, że Łukasz nie był przypadkową ofiarą, ale od dawna śledzoną i wytypowaną przez bojówkę Cracovii.

12 marca 2006 r., po krakowskich derbach Cracovia - Wisła, w Rynku Dębnickim ginie sympatyzujący z Wisłą 21-letni Marcin K. Został zadźgany nożem w zemście za to, że wcześniej kibice Wisły zabrali flagę fanom Cracovii. Piotr B. przebił Marcinowi nerkę, płuco i aortę brzuszną. Później mówiło się, że Łukasz zginął za szalik, którego w życiu nie widział. Policja twierdzi, że akta chłopaka nie były lepsze niż akta zabójców.
Maj 2005 r., grupa chuliganów identyfikujących się z Wisłą wyszła na miasto z hasłem "zabić jakiegoś Żyda". Zamordowali przypadkowo spotkanego chłopaka, który nie był kibicem, a pod Wawel przyjechał w odwiedziny do ojca.

Październik 2004 r., 17-letni Paweł O., znany na stadionie przy Reymonta jako Fujin, został zabity w pobliżu swojego bloku na Grzegórzkach. Kilka tygodni wcześniej jego grupa zaatakowała nożami fana Cracovii. Fani "Pasów" - tak przynajmniej później relacjonowali zdarzenie - zjawili się u Fujina, by porozmawiać i położyć kres krwawym porachunkom. Górę wziął fanatyzm. Śmiertelny cios zadał Krzysztof M. ps. Neo. W środowisku kibiców miał etykietę "przerzuta", gdyż wcześniej był wierny barwom Wisły. Neo sam zgłosił się do prokuratury. Powiesił się w więziennej celi.

Wrzesień 2003 r., zaatakowany został 19-letni Kamil R., student Akademii Górniczo-Hutniczej. Dostał siekierą, ugodzono go w plecy, pokłuto nożem. Jakimś cudem przeżył, choć usunięto mu część płuca.
Czym podpadł? Kibicował Wiśle.

Sierpień 2003 r., na os. Strusia zginął inny fan Wisły - 23-letni Filip H. Nie interesował się piłką. Ale, że to osiedle opanowane przez wiślaków, na pytanie: za kim jesteś, odpowiedział: za Wisłą. Miał pecha, bo akurat pytanie zadali fani Cracovii. Dostał nożem w klatkę piersiową.

Czerwiec 2003 r., w Nowej Hucie skopano na śmierć 17-latka, który wracał z dyskoteki. Napastnikom potwierdził, że mieszka na sympatyzującym z Wisłą osiedlu Na Lotnisku. Niestety trafił na zwolenników Cracovii.

To tylko niepełna lista ofiar "świętej wojny", która toczy się codziennie na osiedlach i ulicach. Młodzi ludzie biją się, terroryzują, tną nożami. Żaden z nich nie zgłasza tego na policję. Sami szukają rewanżu.
To przypadek. Na razie...

Kibice z obu stron barykady twierdzą, że wszystkie te morderstwa to czysty przypadek. Choć nie omieszkają dodać, że... jak na razie.

- Pewnie jakiś idiota za mocno p...... siekierą - bagatelizuje Oskar, kibic Cracovii. - Nie wymierzył, albo kiedyś uderzył, tylko przeciął skórę i myślał, że to tak zawsze jest. A tu pękła czaszka. Brak wyobraźni, źle trafił. Gościowi na Dębnikach wbili nóż w plecy, prawdopodobnie na oślep. Nie po to, żeby zabić.
- Dawniej nikt nie liczył się ze śmiercią - przyznaje Przemek, który jest za Wisłą. - Teraz jest coraz większa brutalizacja.

Najpierw nie było noży, jak się pojawiły to tylko w pośladki. Siekierami też się nie waliło w głowę. Ale mimo wszystko najczęściej dojeżdżanie toczy się między zainteresowanymi. Dostaje ten, co ma coś za uszami. Jak się robi wjazd, to przypadkowa osoba może dostać co najwyżej parę butów.

Niewysoki, szczupły chłopak nie chce nawet zdradzić swojej ksywki. Podobno wszyscy ją znają.
- My też dźgaliśmy żydów, żeby wzbudzić w nich postrach, ale wiemy, jak to robić, żeby nie zabić - opowiada. - Można było żenić kosy w udo czy ramię, ale od zewnętrznej strony, tam gdzie nie ma tętnicy, przejechać tasakiem po policzku, żeby zostawić szramę. Raz zrobiliśmy wjazd na żydowskie osiedle.

Dorwaliśmy gościa i tasakiem po plecach go cięliśmy. On ryczał: przysięgam, że jestem za Cracovią. A ja do niego w tej kominiarce: k...., debilu Wisła cię j....! Był w takim szoku, że do niego nic nie docierało. Jak trafił do szpitala, to też się modliliśmy, żeby przeżył. Ale nie dlatego, że było nam go szkoda, tylko żeby nie mieć przejebane.
Bezwzględne metody
"Święta wojna" ma już 100-letnią tradycję. Krakowskie kluby są jednymi z najstarszych w Polsce. Ich kibice mają spore doświadczenie w walce i wzajemnej nienawiści. Do tego dochodzi zazdrość. Kiedy Wisła wygrywała w I lidze, "Pasy" spadały na dół tabeli. Coraz mniej osób pojawiało się na "Kałuży".

Fani przestraszyli się, że lada chwila nie będzie następnego pokolenia kibiców Cracovii. By umocnić swą pozycję, sięgnęli po bezwzględne metody. Kibice Wisły zaczęli w końcu odpłacać pięknym za nadobne.
Mówi się, że to Cracovia jest prekursorem profesjonalnych bojówek i sprzętu. Jednak to Wisła miała mocną ekipę dużo wcześniej i to bardzo dobrą. Ale działała ona na zasadzie pospolitego ruszenia.

- Chłopaki się skrzykiwali, jechali razem na mecz - opowiada Olo, fan Wisły. - Nie było "zapisów", a tak niemal działały bojówki Cracovii. Były mało liczne, hermetyczne, logistycznie zorganizowane. Miały na celu wyeliminowanie Wisły. I w dużej mierze im się to udało. Uderzyli w znakomitym momencie, kiedy Wisła przeżywała kryzys. Dla osób wychowanych na tym, że jadą na mecz, upiją się, skopią kogoś, na....... po pysku, to było nie do przeskoczenia, że nagle ktoś im wbija nóż, czy kroi tasakiem. To tak jak do Indian przyjechali biali z bronią palną.

Nie musiało upłynąć dużo czasu, żeby na Wiśle pojawili się ludzie, którzy przyjęli nowe zasady. To byli Sharksi. Nazwa wzięła się stąd, że używali noży zrobionych z piły do drewna, z charakterystycznymi zębami - jak u rekina.

- Nie możesz k.... mówić, że wszędzie się walczy na gołe pięści, a tylko w Krakowie na noże i tasaki - denerwuje się Olo. - W Łodzi też się na......., choć faktycznie mniej niż w Krakowie. Ale już na Śląsku też były zgony. W Krakowie sytuacja jest specyficzna, bo tu wszystko się przeplata.

Podziały istnieją w obrębie jednego osiedla, jak na Ruczaju czy w Nowej Hucie. Nawet u siebie nie możesz czuć się bezpiecznie. A popatrz na Legię i Lecha. Jedni żyją sobie w Warszawie, drudzy w Poznaniu. Spotkają się gdzieś pod lasem, przekopią. Później podają sobie ręce, wsiadają w autokar i każdy jedzie do siebie. Mają wyj....... W Krakowie takie sparing mecze nie mają sensu. Nap....... komuś, ale mieszkacie w jednym mieście, więc zaraz się spotkacie. I wtedy on ciebie zajebie. Jak gościa nie wyeliminujesz, sam będziesz miał prze.......
Pakty o nieagresji

Nawet dla kibiców z innych rejonów Polski to,co się dzieje w Krakowie budzi niesmak i zdziwienie. Od Wisły i Cracovii odcina się też trzeci krakowski klub, Hutnik.

- To i owo widziałem, nie zawsze stałem z boku - przyznaje 25-letni Robert, na co dzień student ekonomii. - Ale Hutnik nie bawi się w tę krakowską wojenkę. Poza stadionem jest dżungla. Nie ma żadnych zasad, nie ma granic. Kiedyś, jak szedłeś z kobietą, atak był nie do pomyślenia. Dziś nie ma to znaczenia. Kibic starej daty jeszcze by to uszanował. Ale wśród młodych panuje wolna amerykanka.

Bojówki posuwają się coraz dalej. Używają ostrych zabawek, a my w tym nie gustujemy. Każdy może się znaleźć w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Ulica rządzi się swoimi prawami. Trzeba się orientować w sytuacji, wiedzieć, gdzie nie chodzić po zmroku.

Kilkakrotnie już większość grup chuligańskich w Polsce zawierała pakty przeciwko nożownictwu, biciu zwykłych kibiców i bójkom na meczach reprezentacji. Zawsze łamały te ustalenia kluby krakowskie. W grudniu 2005 r. zawarto w Poznaniu kolejny pakt przeciwko agresji. Zobowiązali się go przestrzegać stadionowi chuligani z całej Polski. Oprócz tych z Wisły i Cracovii.

Opowiada Przemek: Ani Sharksi, ani Jude Gang, nie chcą się pucować. Nie robią ustawek, bo później wszyscy na mieście by wiedzieli, kto jest z jakiej ekipy. Tutaj przecież wszyscy się znają. A jak walczą na stadionie, to zawsze w kangurkach i z zakrytą twarzą.

- W Krakowie nie ma ustawek, bo nikt z Wisły nie zaufa nikomu z Cracovii, i odwrotnie, nikt od nas nie zaufa nikomu z Wisły - mówi Oskar. - To się nakręciło i teraz jest już nie do odkręcenia. Nikt nie zrezygnuje z noża, bo wiadomo, że wtedy będzie przegrany. Ci wszyscy małoletni patologowie spod bloków dorastają w tym. Dla nich normy zostały sprowadzone już na inny poziom. To tak jak w murzyńskich gangach, które walą do siebie z pistoletów. Dla nas nie do pomyślenia. Dla nich, którzy w tym żyją - norma.

Tylko jeden raz w historii krakowskiego kibicowania pojawiła się nadzieja na zakopanie wojennego topora.
Po śmierci papieża Jana Pawła II chuligani ogłosili rozejm. Szybko się jednak okazało, że nadzieje były złudne, a zawieszenie broni krótkotrwałe. Chuligani mówili później: Jednoczyć się chcieli frajerzy. Nie da się zapomnieć tego, że ktoś ci wcześniej kosy żenił. Media zrobiły wielkie halo: najpierw o pojednaniu, a później o niesłowności kibiców. Ale nikt nie mówił, że to będzie na zawsze. Od początku wiadomo było, że to tylko tak na dzień, dwa.
Będzie eskalacja
Krakowski psycholog społeczny, prof. Zbigniew Nęcki przewiduje, że nie tylko nie uda się zakończyć konfliktu, ale nastąpi jego eskalacja. Spirala złych emocji ma duży bezwład i będzie się nakręcać.

- Tradycja wzajemnej nienawiści jest przekazywana z pokolenia na pokolenie - zauważa. - Może zdarzyć się tak, że konflikt zejdzie do podziemi i stanie się już wyłącznie mafijną rywalizacją. Nikt nie będzie pamiętał o co chodzi, wiadomo będzie tylko, że tamci są źli i trzeba ich gnębić. Pozostaje się cieszyć, że w naszym kraju broń palna nie jest jeszcze łatwo dostępna.

A jednak jest jedna rzecz, która jednoczy nawet największych, najbrutalniejszych chuliganów Wisły i Cracovii. Ale to już historia na kolejną opowieść.

Imiona kibiców na ich prośbę zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska