Wystawa Tadeusza Gustawa Wiktora w galerii Pryzmat (ul. Łobzowska 3, Kraków) to efekt Nagrody im. Witolda Wojtkiewicza, przyznawanej przez okręg krakowski Związku Polskich Artystów Plastyków. Tradycyjnie już w związkowej przestrzeni ekspozycyjnej prezentowany jest laureat. Tegoroczny twórca otrzymał to wyróżnienie za swoją wystawę w galerii Artemis.
Tym razem nagrodzono abstrakcjonistę. Od wejścia do galerii widać jednak, że dla tego artysty to nie zabawa formą, a poszukiwanie głębi egzystencji i metafizycznych treści. Całość wystawy przypomina raczej sanktuarium albo kaplicę, miejsce medytacji.
Trzy różne cykle malarskie układają się w spójną całość. Nawet niewielkie odległości między poszczególnymi pracami w tym wypadku nie rażą. Jakby poszczególne dzieła potrzebowały siebie nawzajem. Bo i następujące po sobie w cyklu prace pokazują przemiany form, ich dematerializowanie się, przeistaczanie. Nawet białe pręgi ściany, znajdujące się między obrazami, wyglądają jak wpisane w te pracy. Ta ekspozycja jest precyzyjna i przemyślana. Powstała wręcz malarska instalacja.
Do tego zaobserwujemy niezwykłe gry malarskie, wyczucie koloru, rozświetlenia, które sprawiają, że obraz wibruje w oku widza, porusza się i zmienia. Ma to w sobie coś z najlepszych tradycji abstrakcji. Ociera się o twórczość Marka Rothko albo Wojciecha Fangora.
Wcale nie byłem przekonany, że tegoroczna krakowska wystawa Tadeusza Gustawa Wiktora była na miarę Wojtkiewicza. A przynajmniej trudno werdykt ten uznać za bezdyskusyjny, bo mieliśmy w Krakowie kilka znakomitych pokazów (jak choćby wystawy Ewy Kuryluk w Muzeum Narodowym w Krakowie albo w galerii Artemis). Ale nawet w takim wypadku obok pryzmatowej ekspozycji trudno przejść obojętnie. Te wielkoformatowe prace Tadeusza Gustawa Wiktora mają moc oddziaływania i przyciągania uwagi. To jedna z najlepszych wystaw, jakie widziałem w Pryzmacie. Polecam!
Follow https://twitter.com/dziennipolski