Zobacz także: PKW: wyniki wyborów 2011 Zakopane
Akurat w ten piątkowy wieczór, gdy zadzwonił telefon, pogoda w Tatrach gwałtownie się załamała. Zaczął padać gęsty śnieg, temperatura spadła poniżej zera, pogorszyła się widoczność.
Ratownicy sprawdzili tamten rejon. - Ponieważ nie natrafiono na nikogo potrzebującego pomocy, poproszono policję o namierzenie telefonu, z którego dzwoniono do ratowników - mówi Adam Marasek, ratownik TOPR.
Policji szybko się to udało. - Ustaliliśmy, że telefon loguje się w jednej z miejscowości nad morzem i że z całą pewnością jego właścicielka, która wyzwała pomocy, nie może być w Tatrach - podkreśla podinsp. Kazimierz Pietruch, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji.
Okazało się, że kobieta dzwoniła z Pruszcza Gdańskiego. - Całość zgromadzonego materiału w najbliższych dniach przekażemy policji z wybrzeża - mówi podinsp. Pietruch. - Teraz jednak próbujemy jeszcze ustalić dane osoby dzwoniącej. Myślę, że nie będziemy mieli z tym większego problemu. W zdecydowanej większości przypadków to się udaje.
Obecnie telefon mieszkanki Pruszcza milczy. Gdy policja ustali jej dane, odpowie z kodeksu karnego za wprowadzenie ze złośliwości lub swawoli w błąd instytucji publicznej.
- Kobiecie grozi kara pozbawienia wolności do trzech miesięcy lub kara grzywny do 1500 złotych. Czy sąd orzeknie też zwrot kosztów, jakie poniosło TOPR, trudno powiedzieć - tłumaczy rzecznik.
Czytaj także: Wybory 2011 w Krakowie. Tak głosowały dzielnice
Na szczęście, jak dodaje podinsp. Pietruch takie złośliwe fałszywe alarmy, są rzadkością. - Kiedyś wydzwaniały do nas z Polski osoby z zaburzeniami psychicznymi, które twierdziły, że wiedzą, iż na Giewoncie dzieje się coś złego i by sprawdzić to - przypomina sobie rzecznik. - Ale te osoby przedstawiały się, a my wiedzieliśmy, dlaczego dzwonią.
Naczelnik TOPR, Jan Krzysztof również potwierdza, że takie złośliwe alarmy są bardzo rzadkie.
- Przede wszystkim takie próby wprowadzenia nas w błąd, są szybko przez dyżurnego ratownika wyłapywane, bowiem już w rozmowie z dzwoniącym, dzięki odpowiednim pytaniom najczęściej udaje się ustalić, czy osoba prosząca o pomoc, rzeczywiście jest w górach - wyjaśnia naczelnik Krzysztof. - Choć pewnie, że i tu jakiś niepokój pozostaje. Jeżeli jednak jest noc, zima i zagrożenie jest duże, to zazwyczaj równocześnie jest podejmowana akcja ratunkowa oraz weryfikacja zgłoszenia.
Dotychczas tylko raz TOPR chciał obciążyć za koszty akcji turystę, który był pijany. Ale okazało się, że nie ma ku temu podstaw prawnych.
Najnowsze wyniki wyborów 2011: PO i PiS
Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!