Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tłumy w Morskim Oku. Alkohol, papierosy i kilku strażników

Jan Latała, Karolina Gawlik
Tłumy nad Morskim Okiem
Tłumy nad Morskim Okiem Jan Latała
Tysiące osób oblegają Morskie Oko w weekend sierpniowy, pilnuje ich zaledwie kilku strażników Tatrzańskiego Parku Narodowego. Wśród rzeki turystów wyłapują tych, którzy palą papierosy, spożywają alkohol, śmiecą czy schodzą ze szlaku. Towarzyszyliśmy strażnikom podczas ich pracy.

Turysta nieobliczalny

- W szczycie sezonu szlak do Morskiego wygląda jak na Rynku w Krakowie albo na Marszałkowskiej w Warszawie. Tu się w każdej chwili może coś wydarzyć. Turysta jest nieobliczalny - mówi komendant Edward Wlazło.

Powoli przebijamy się pikapem przez potężny tłum turystów. Jeszcze przed Wodogrzmotami Mickiewicza, czyli na początku szlaku, zatrzymuje nas kobieta w średnim wieku.

- Mamy dziecko, które nam kiepsko chodzi. Nie mogliśmy podjechać autem i mamy problem - mówi i wskazuje na chłopca, którego na ramionach niesie jej partner.
- Nie mogę was wziąć. Obowiązują mnie przepisy - tłumaczy komendant strażników Edward Wlazło.
- Ale dziecko jest słabe, to co mamy zrobić? Wrócić się? - kontruje kobieta
- Są przecież dorożki - sugeruje Wlazło.
- Ale koniki kosztują. Ja tyle nie zarabiam - kobieta dyskutuje coraz bardziej podniesionym głosem.
- Ja państwu naprawdę nie pomogę. Jeśli jest zagrożenie zdrowia lub życia dziecka, mogę wezwać TOPR, karetkę. Ale nie mogę być taksówką - wyjaśnia kolejny raz komendant.
- To jest po prostu śmieszne! - obrusza się kobieta.
Przypatrujemy się chłopcu, który rzekomo potrzebował pomocy. Stan małego nie wydaje się odbiegać od pozostałych dzieciaków na szlaku.
- Ludzie ubiegają się o wjazd na szlak, powołując się na niepełnosprawność. Potem robimy kontrolę takiego pojazdu i okazuje się, że pojechała cała rodzina, tylko nie inwalida, "bo musiał zostać w domu" - opowiada Wlazło.

My was pozwalniamy!

Prośby o podwiezienie to tylko kropla w morzu tego, co potrafią wyczyniać turyści. Strażnicy powołani do ochrony przyrody, zwalczania przestępczości i wykroczeń na terenie parku narodowego, jak sami mówią: "by zostało coś dla przyszłych pokoleń".

Nie wszyscy to rozumieją. Upominani turyści odpowiadają agresją, do tego są bardzo roszczeniowi. Czasem dochodzi do groźnych sprzeczek, tak jak w długi weekend 15 sierpnia br.

- Kibice Lechii Gdańsk wyzywali turystów, ubliżali fiakrom i oczywiście pili alkohol. Doszło do pyskówki. Na szczęście najtrzeźwiejszy z nich załagodził sytuację i nas przeprosił. Pozostali też zrozumieli swoje zachowanie, więc zakończyliśmy na pouczeniu. Nie możemy dopuszczać do szarpaniny w takim miejscu jak park - wspomina Wlazło.

Rok temu doszło chyba do najgorszego wybryku kiboli na terenie parku. Grupa szalikowców Wisły Kraków wymalowała napisy na drodze, a także na głazach wzdłuż niej. Potrzebne były policyjne posiłki z Bukowiny. Najbardziej agresywnego mężczyznę zabrali policjanci.

Ludzie zwracali wówczas uwagę, że tacy chuligani powinni odpracować swoje wybryki na terenie parku. Strażnicy nie są jednak fanami tego pomysłu.

- Wandali nie chcemy w parku. Nie wiem, czy dla nich byłaby to nauczka, a złośliwie mogliby coś uszkodzić - tłumaczy Wlazło.
Turyści mimo zakazów palą papierosy, zostawiają po sobie śmieci, schodzą ze szlaku, wnoszą po kryjomu psy i koty.
- Zdarza się, że ukrywają je w siatkach, plecakach. Nie rozumieją, że wnoszą do parku zapachy i choroby, które mogą zaszkodzić dzikim zwierzętom. I oczywiście "gubią się" poza szlakiem.

Właśnie pomyleniem trasy tłumaczyły się dwie osoby, które pod Żabimi Szczytami z dala od wyznaczonej ścieżki wypatrzył przez lornetkę pan Wojciech, podleśniczy z rejonu Morskiego Oka. Pod schroniskiem przekazał komendantowi dwa mandaty.
Najgorsi są właśnie ci agresywni po alkoholu. Piwo leje się tu strumieniami. Piją wszyscy: i młodzi, i starsi. Strażnicy nie mogą za to karać, a jedynie upominać. Takie uprawnienia ma jedynie straż miejska i policja. Strażnicy parku mają nadzieję, że wkrótce się to zmieni, choć nie są zwolennikami mandatów.

Pływak w Morskim Oku

Są przypadki, w których mandat po prostu trzeba wystawić. W połowie sierpnia w Morskim Oku pływał student III roku z Suwałk. Tłumaczył, że kolega ma wieczór kawalerski. Tu nie było mowy o upomnieniu czy pouczeniu. Dzięki temu, że student przeprosił i nie protestował, dostał "jedyne" 500-złotowy mandat.

Polski turysta ma też to do siebie, że lubi kombinować. Jedni grożą, że zwolnią strażnika lub napiszą skargę. Inni wręcz żądają pouczenia zamiast mandatu, bo "takie jest ich prawo". Inni w momencie kontroli tak źle się czują, że proszą o wezwania pogotowia zamiast legitymowania. Są też tacy, którzy mówią, że nie mają ze sobą dokumentów, a kiedy strażnicy dzwonią na policję z prośbą o dane, dokumenty magicznym sposobem znajdują się w plecaku.

- Często słyszymy od turystów, że w danym miejscu nie ma znaku zakazu. Przecież nie możemy oznaczyć całego parku tabliczkami! Mamy stronę internetową, regulamin, przed przyjazdem można go przeczytać - zauważa Wlazło.

Dziesiątka komendanta

Na etacie zatrudnionych jest 10 strażników, 8 z nich kontroluje park w terenie. Niektórzy turyści ich lekceważą, nazywając "wiejskimi strażnikami". Tymczasem każdy strażnik przechodzi kurs w szkole policyjnej, testy psychiczne, fizyczne, wysokościowe, szkolenia strzeleckie i lawinowe.

Marcin Doleżuchowicz, drugi ze strażników, któremu towarzyszymy, robi doktorat na Uniwersytecie Rolniczym, a Wlazło na Uniwersytecie Jagiellońskim. Komendant przez większość życia służył w wojsku. Był na misjach w Libanie, Syrii, Bośni, Kosowie, Macedonii, Izraelu, Pakistanie, Afganistanie. - Jestem już na emeryturze, ale chciałem się jeszcze przydać swojemu krajowi - mówi.

Dojeżdżamy na parking na Włosienicy. Pani z Głowna w woj. łódzkim czeka w kolejce do fasiągu. Pali papierosy. Strażnik tłumaczy, że popełnia wykroczenie. Kończy się na upomnieniu. Dochodzimy do Morskiego Oka. Już po kilku minutach trafiamy na dwóch młodych mężczyzn popijających piwo.

- Chowamy to piwo, panowie - zwraca się do nich Wlazło.
- Już tu w ogóle nie przyjdziemy! - odpowiada ze zdenerwowaniem jeden z nich.

Ze szlaku po południowej stronie Morskiego Oka strażnik wypatruje turystę, który wspina się po piargu pod Pośrednim Mięguszowieckim Szczytem. Idzie z dzieckiem. - Ułańska fantazja - komentuje strażnik. - Ale z dzieckiem to już jest karygodne.
Po kilku minutach sprowadza turystę. Ten tłumaczy: - Chciałem tylko dojść do śniegu...

Fiakier do kontroli

Fiakrzy w Morskim Oku są ostatnio najbardziej kontrolowanymi woźnicami na świecie.
- Mają ciężki żywot ze mną. Do tego dochodzą tysiące oczu, kamer, telefonów komórkowych. Dlatego coraz bardziej dbają i o konie, i o stan techniczny wozów - zaznacza Wlazło.
- Jak zdrowie, panie fiakier? Dziabnęli my tu dziś? - pyta komendant dyskretnie obwąchując górala.
- Jużem skończył pić, palić - chwali się fiakier. - I bara-bara też - śmieje się.
- Konie są w dobrym stanie - mówi po kontroli komendant Wlazło.
- Ja też, dzięki Bogu - podsumowuje góral.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska