Ludzie szukali schronienia na dachach budynków
Woda w Wiśle zaczęła się podnosić już 23 sierpnia. Przez dwa następne dni trwała burza, a 26 sierpnia wielka woda dotarła do miasta.
„Tego dnia bowiem, wylała Wisła płynąca jeszcze obecną ul. Dietla, zalewając niemal błyskawicznie oba brzegi, a przede wszystkiem Miasto Żydowskie o wiele niżej położone, poczem woda dopłynęła do ramienia Wisły, oddzielającego Kazimierz od Podgórza i stworzyła potężne jezioro między obu ramionami rozhukanej rzeki. Ludność uciekała, o ile mogła wydostać się z uścisku rozszalałego żywiołu, mniej szczęśliwi wyłazili na dachy i kominy, czekając zmiłowania Bożego. Tak minęła okropna noc i nazajutrz dnia 27 sierpnia zaczęły wody opadać ku Podgórzowi, wskutek czego podniósł się poziom tego ramienia Wisły” - pisał Majer Bałaban w „Historii Żydów w Krakowie i na Kazimierzu 1304-1868”.
Wzburzone wody Wisły zalały niżej położone wsie i przedmieścia: Piasek, Dębniki, Zakrzówek, Ludwinów, Kapelankę, Półwsie Zwierzynieckie, Błonia, Grzegórzki z Ogrodem Botanicznym UJ, Podgórze z rynkiem, Płaszów, Prokocim i Bieżanów. Dotarły do murów miejskich i wzgórza wawelskiego. Na tym ostatnim schroniły się tłumy mieszkańców miasta obserwując stamtąd płynącą wodę.
Opis kataklizmu pozostawił również pamiętnikarz Kazimierz Girtler, który wprawdzie nie był jego naocznym świadkiem, ale znał go z opowieści ojca: „Dom, gdzie była poczta na Stradomiu, całkiem woda zalała, piwnice pełniusieńkie były wody, kancelarie zalane, takoż stajnie, a po Stradomiu łódkami pływano, w kościele Bernardynów ławy kościelne też pływały. […] Most na Podgórze wiodący, przez rząd austriacki zbudowany, byłby się może ostał, ale cóż kiedy Wisła niosła z impetem różne zabudowania; gdy więc jakiś dwór nadpłynął i wśród mostu uderzył, tylko zawirował most, dom, ludzie poczepiani i wszystko rozpadło się i znikło na zawsze. Płynęli biedacy na kopach siana, na dachach, tratwach, ale dla tak strasznej powodzi nie było nic, na czym by się można zratować, ani siła, ani zręczność nie pomogły”.
Wspomniany most, zwany mostem Karola zbudowany został w latach 1801-1802 i był podobno udanym dziełem. Łączył Kazimierz z Podgórzem między dzisiejszymi ulicami Gazową i Kazimierza Brodzińskiego. Wykonany z drewna dębowego, wspierał się na palach, a po obu stronach miał przyczółki z ciosanego kamienia. Mimo że był dość wysoko podniesiony, zatrzymywały się na nim niesione przez wodę obiekty: drzewa, domy, fragmenty budynków. Przeprawa nie mogła utrzymać naporu. W efekcie 27 sierpnia most „poszedł z wodą na dół”. „Skoro most się rozleciał, już go też nie odbudowano, ani czasy, ani dostatki na to nie pozwalały” - skomentował Girtler.
Pusty plac
26 sierpnia woda zniosła też drugi krakowski most – Królewski lub Stradomski. Łączył on Stradom z Kazimierzem między dzisiejszymi ulicami Stradomską i Krakowską nad nieistniejącym już, a wtedy głównym korytem Wisły (zasypane w latach 70. XIX w., dziś to ul. Józefa Dietla). Inaczej niż most Karola, przeprawę Stradomską odbudowano latach 1824–1827. Pozostałości tego drugiego mostu zostały odkryte przez archeologów podczas prac remontowych skrzyżowania w 2019 r. (co zresztą stało się – jak to zwykle w Krakowie – okazją do oskarżenia ich o opóźnianie prac przy ważnej inwestycji…).
- Przez kilka stuleci kolejne powodzie, z jakimi zmagał się Kraków, uszkadzały lub niszczyły tamtejsze drewniane mosty. Dopiero mosty budowane później, zwłaszcza w drugiej połowie XIX w., były wznoszone solidnie z wykorzystaniem kamienia, cegieł, cementu, żelaza i stali – mówi prof. Andrzej Chwalba.
Jak powódź opisywała Gazeta Krakowska?
Inny opis sierpniowej powodzi znajdujemy w „Gazecie Krakowskiej” wydawanej przez Jana Antoniego Maja: „Dnia 20 bm. Wisła pod Krakowem, zapewne z deszczów w górach upadłych, tak bardzo i nagle wezbrała, że jeszcze najstarsi wiekiem ludzie nie pamiętają, i przewyższyła wylew roku 1774. W momencie zalała oba brzegi i tak wysoko się wzniosła, iż po najwyższych brzegach dochodziła do dachów. Serce się krajało patrzeć jak woda zabierała z ludźmi chałupy, którzy trzymając się w nich, wołali o ratunek, a dać im go nie można było; popsuła, porozrywała lub do gruntu wzruszyła wiele nawet murowanych domów, budynków, zatopiła lub uniosła wiele bydła, rogatego, nierogatego, koni, sprzętów, drzewa, itd.”.
Według świadectwa znanego kronikarza miasta i świadka tamtych wydarzeń Ambrożego Grabowskiego, Wisła płynąca przez Stradom porwała całą kamienicę, oznaczoną numerem 1 i stojącą przy wspomnianym moście Stradomskim od strony miasta. „Dziś w tem miejscu jest plac pusty” - pisał kronikarz. Według jego relacji łódkami dopływano do Pałacu Biskupiego „i prawie z łodzi do ulicy Franciszkańskiej wysiadano”.
Woda zaczęła opadać już 27 sierpnia, zupełnie zaś ustąpiła po kilku dniach. Straty były jednak ogromne. Zniknęły dwa mosty, podobnie wiele drewnianych budynków porwanych przez wodę. Z kolei budowle murowane były zawilgocone, a ich konstrukcja naruszona. Miasto było brudne od ziemi, mułu i śmieci naniesionych przez falę powodziową.
„Bardzo długo trwało zanim można było osuszyć ulice i place. Drewniane domki w Mieście Żydowskiem zgniły doszczętnie, z murowanych musiano konwiami wynosić wodę z piwnic i suteren” – pisał Majer Bałaban.
Największa powódź od czasów Zygmunta III Wazy
„Nie podobna wiedzieć, ile to okropne zdarzenie pozbawiło ludzi życia, ale szkody, które w samych okolicach Krakowa poczyniło są nie do ocenienia” - pisano zaraz po powodzi w „Gazecie Krakowskiej”.
Ślady kataklizmu z lata 1813 r. do dzisiaj są widoczne w Krakowie. Zasięg wody powodziowej zaznaczony został m.in. na murze klasztoru Norbertanek na Salwatorze i na froncie budynku szkoły przy tamtejszym klasztorze. Na budynku nr 9 przy ul. Koletek widnieje znak umieszczony na wysokości 1,66 m nad poziomem ulicy – tak wysoko sięgała woda. Stosowną tablicę umieszczono też na narożniku browaru królewskiego przy ul. Powiśle (dziś to Hotel Sheraton).
Nowe zasady w polskiej ortografii
