Pielgrzymi mieszkali częściowo w mieście, w domach studenckich, w budynkach szkolnych, klasztornych, u rodzin, a reszta znalazła gościnę poza Krakowem w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od miasta i na spotkania z papieżem Franciszkiem na Błoniach i w Brzegach musiała dojeżdżać, albo dojść pieszo. Do Brzegów z centrum trzeba było pokonać 15 kilometrów.
Organizatorzy stanęli przed trzema niewiadomymi: czy będzie można zapewnić uczestnikom bezpieczeństwo, czy będzie sprzyjająca pogoda, bo chociaż przedstawicielka władz państwowych zapewniła, że zawarła pakt z św. Janem Pawłem II i jest pewna, że zadba on, by było dobrze i czy wystarczy pieniędzy na pokrycie kosztów.
Zapewnieniem bezpieczeństwa zajęło się państwo i wywiązało się z tego zadania znakomicie. Pogoda była w kratkę, ale kto wykupił pakiet uczestnictwa, znalazł w nim czerwoną, niebieską, albo żółtą pelerynę. Swoją drogą, widok pielgrzymów idących w deszczu na Błonia wyglądał jak piękna, artystyczna kompozycja.
Ostatniego dnia niektórzy przeżyli najtrudniejsze chwile, bo wyjście z Brzegów nie było wystarczająco drożne, a burze i gęsty deszcz utrudniły powrót. Co do kosztów nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy zamkną się one w wydatkach przewidywanych, ale nie ulega wątpliwości, że Kraków zdobył się na inwestycje, które posłużą wszystkim, nie mówiąc o promocji dawnej stolicy Polski.
Ale przecież Światowe Dni Młodzieży służyły przede wszystkim celom religijnym. Mówiono, że młodzież przyjeżdża do Krakowa by się spotkać z papieżem Franciszkiem, ale on sam, stwierdził, że nie chodzi o spotkanie z Nim, ale o spotkanie z Bogiem. Tego spotkania nie należy zaliczać do imprez kulturalnych, podobnych do występów artystycznych: aktorów, muzyków, czy jakichkolwiek idoli tego świata.
Te dni były okazją do skupienia uwagi młodzieży wokół spraw najważniejszych dla ich życia i ostatecznego losu, który Bóg, który nas z miłości stworzył, prowadzi nas do osiągnięcia ostatecznego szczęścia, którym jest zjednoczenie z Bogiem na życie wieczne. Atmosfera Światowych Dni Młodzieży dowiodła, że można być radosnym, zadowolonym, realizując swoją młodość w zgodzie z tym, czego Bóg od nas wymaga.
Papież Franciszek zdobył wielką sympatię młodzieży, mimo że postawił przed nią poważne zadania. Ma wielki dar bliskiego kontaktu z ludźmi przez swą naturalność i ukazywanie dobra płynącego z wiary. Bóg zawsze przebacza tym, którzy o to proszą.
Pytany w drodze do Rzymu, w jaki sposób przygotował się na dialog z młodzieżą, która tak chętnie go słuchała i tak spontanicznie reagowała, odpowiedział, że chętnie rozmawia z młodymi, lubi ich słuchać. Zauważył, że młodzi go zaskakują, mówią o rzeczach o których nie pomyślał. Młodzi są niespokojni, kreatywni i podobają mu się i od nich zapożycza ten język. Musimy z nimi rozmawiać, oni powinni uczyć się od nas, a my od nich. Tak się tworzy historię, tak się dorasta bez zamykania. Tak się uczę języka młodych.
To chyba jeden z kluczy, otwierających drogę do tworzenia każdej wspólnoty. Być otwartym na wszystkich, słuchać, rozmawiać, zwłaszcza z młodymi, którzy są przyszłością świata.