Ci, którzy już wyszli, udawali się pod drzwi znajomych, pukali i pytali ich rodziców, czy dziecko „wyjść” może i zwykle wychodziło, chyba, że miało do odrobienia „lekcje” albo odbywało „karę” - w dziewięćdziesięciu procentach polegającej zresztą na „niewychodzeniu”. Nikt nie chciał siedzieć w domu, każdy parł, w zależności od regionu Polski, na dwór lub na pole, głównie dlatego, że w domu nie było nic do roboty, poza czytaniem książek. A wiadomo - nie wszyscy za książkami przepadali.
Gdy już się wyszło w jakimś towarzystwie, następowało pytanie „co robimy?”„Wychodzenie” przeważnie nie miało celu, było aktem spontanicznym, który raz kończył się dobrze, a innym razem źle. Jeśli nie sposób było podjąć decyzję co do dalszych, wspólnych, działań, towarzystwo udawało się „na około” zwykle kwartału kamienic, lub bloków osiedlowych.
Patrol wyruszał w nadziei na spotkanie kogoś jeszcze, co może będzie miał jakiś plan. Musicie bowiem wiedzieć, że w latach 80’ desperacko, starano się robić COKOLWIEK w obliczu dojmującej nudy. To naprawdę były okropne lata i gdybym pod koniec szarej dekady nie dostał od ojca Amigi 500, czyli komputera nadającego się wyłącznie do gier, to dalej bym wychodził, szukał kolegów i łaził „na około”.
Kończyło się to zwykle na pójściu do sklepu po lody cassate, jedzeniu ich drewnianymi pałeczkami, aż do momentu, gdy nie pojawił się jakiś silny wróg, z mocnym postanowieniem pobicia nas, pod pretekstem wywiadu dotyczącego klubów piłkarskich.
Może przesadzam? Przecież z grubsza - poza komórkowaniem - robiliśmy oto samo co młodzi ludzie dzisiaj. Robiliśmy za to zdecydowanie wolniej, traciliśmy czas w każdym miejscu, stojąc w kolejkach. Pokornie znosiliśmy też niewyobrażalne wprost, otaczające nas chamstwo. Rozmawialiśmy ze sobą w sposób, dzisiaj byśmy określili - agresywny i niekomfortowy, obcowaliśmy z brudem i smrodem, które, jak wiadomo, delikatnej kulturze nie sprzyjają.
Nie tęsknię więc za wychodzeniem, nie psioczę na „tę dzisiejszą młodzież skorą tylko siedzieć w necie”. Nie troskam się o przyszłość. Lody jem za to czasami. Nawet sam.
