Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Gargula. Przestępca, więzień, bokser odnowiony

Artur Gac
Rozmowa z 41-letnim pięściarzem z Nowego Sącza, byłym mistrzem świata i Europy w kick-boxingu, który za kierowanie grupą przestępczą na 11 lat trafił do więzienia. Tam zupełnie zmienił swoje życie. Teraz w ringu pokonuje kolejnych rywali.

Naszą pierwszą rozmowę zaczął Pan od stwierdzenia, że nie ma człowieka, który nie popełniłby żadnego błędu w życiu.
Banał, prawda?

Bardziej zabrzmiało, jak próba usprawiedliwienia, a ja liczę na szczerą rozmowę.
I taka będzie. Popełniłem w życiu wiele występków, ale moje szczęście polega na tym, że zrozumiałem swoje wszystkie przewinienia. Tylko mądry człowiek spostrzeże, gdzie popełnił błąd, dokładnie go przeanalizuje i nigdy więcej tego nie powtórzy.

Jest Pan pewien?
Rozdział pod tytułem "więzienie w moim życiu" zamknąłem definitywnie, raz na zawsze. Na pewno tam nie wrócę, bo już nigdy więcej nie popełnię przestępstwa. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja, w której musiałbym bronić życia i bezpieczeństwa swojego i mojej ukochanej rodziny. To świętość. Tylko dzięki żonie i córce, tegorocznej maturzystce Natalii, przetrwałem za kratami jedenaście długich lat i zrozumiałem cały sens życia. Głównie dzięki nim stałem się człowiekiem, który szanuje uczciwość. W tej chwili wiem, co robić, aby być szczęśliwym.

Został Pan skazany jako przywódca zorganizowanej grupy, przede wszystkim za handel marihuaną?
To prawda, ale już wyrok w mojej sprawie był medialną pokazówką. Zostałem skazany, gdy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był Zbigniew Ziobro, czyli w czasie tzw. polowania na czarownice. Wówczas istniało zapotrzebowanie, aby pokazywać ludziom, jak skutecznie walczy się z przestępcami w naszym kraju. Koniec końców otrzymałem wyrok kompletnie nieadekwatny do winy, surowszy niż kary zasądzone gangsterom z gangu pruszkowskiego. Na dowód musiałbym pokazać stertę dokumentów, których najchętniej już nigdy nie chciałbym wertować.

Aresztowanie Pana, popularnego sportowca, odbiło się szerokim echem.

To, że popełniłem przestępstwa, to rzecz bezsporna. Faktycznie tak było, ale warto zadać pytanie: dlaczego? Tu jest klucz do zrozumienia mego postępowania.

Co popchnęło sportowca ze świecznika do wejścia na ścieżkę przestępczą?
Byłem człowiekiem z talentem do sztuk walki, bo posiadałem charakter i wszystkie atrybuty potrzebne do osiągnięcia sukcesu. Niestety, w tamtych czasach, gdy nie było bumu na sporty walki, nie otrzymywałem ani grosza tzw. stypendium sportowego. Boksując pod koniec lat 90. w lidze, za wygraną walkę dostawałem 400 zł, a porażka była wyceniona na 50 złotych. Średnio toczyłem dwa pojedynki w miesiącu, więc łatwo zsumować, ile w najlepszym i najgorszym razie mogłem zarobić. Oczywiście wartość pieniądza była wówczas inna, ale za sto złotych i tak nie dało się przeżyć miesiąca.

A przecież odnosił Pan niemałe sukcesy.

Gdy zostałem mistrzem świata w kick-boxingu wszyscy czuli się ojcami sukcesu. Na własnej skórze doświadczałem, czym jest sława, szacunek i uznanie. Byłem goszczony w ratuszu, możni ze środowiska kick-bokserskiego, a następnie pięściarskiego, poklepywali mnie po plecach. Tylko co z tego, skoro za poklaskiem nie szły w parze adekwatne apanaże. Nikogo nie obchodziło, za co mam żyć. Przyparty do mury porzuciłem kick-boxing na rzecz właśnie boksu.

Mimo to wciąż tkwił Pan w marazmie?
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że wszyscy spotkani na mojej drodze działacze oraz trenerzy byli ludźmi patrzącymi wyłącznie na swoje korzyści materialne. Dorabiali się na wszystkich chłopakach, również na mnie, płacąc nam marne pieniądze. Widząc ich nieuczciwość oczywiście mogłem, jako człowiek rozumny, iść do uczciwej pracy, ale ja chciałem zostać przy moim kochanym sporcie, a jednocześnie musiałem zrobić wszystko, aby utrzymać założoną rodzinę.

Tak oto poznał Pan osoby, które dały zarobić pieniądze, ale zapłacił Pan bardzo wysoką cenę.
Ci ludzie w pewien sposób mnie wykorzystali. Wiedzieli, że jestem charakternym i mocnym człowiekiem, który nie boi się niczego i potrafi walczyć. Umożliwili mi szybkie wzbogacenie się, czym dałem wciągnąć się w znajomości i towarzystwo, którymi teraz gardzę. Dla tych ludzi liczą się w życiu tylko pieniądze.

I tak wpadł Pan w spiralę wykroczeń?
Od momentu gdy zacząłem popełniać przestępstwa, wiedziałem że w końcu musi przyjść dzień, w którym za to wszystko zapłacę. Cena była słona, bo gruntownie przeanalizowałem, że za czyny podobne do moich zasądzano kary od 3 do 5 lat pozbawienia wolności. Mnie w Nowym Sączu "zafundowano" 15 lat.

Koniec końców skrócono Panu wyrok.
Ponieważ na to zasłużyłem. W więzieniu wszystko sobie przemyślałem i wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, aby wrócić do mojej rodziny. Dlatego za kratami podjąłem treningi, w czym pomógł mi sędzia bokserski Zbysiu Łagosz. Przyjeżdżał i wciągał mnie w pewien program więzienny, w którym chodziło o resocjalizację poprzez sport. To ugruntowało mój cel, bo cały pobyt w więzieniu koncentrowałem na najbliższych i treningach, nie mieszając się w żadne konflikty.

Udawało się unikać scysji?
Nie da się siedzieć w więzieniu i nie doświadczyć na własnej skórze tego całego zła. Tak zwana mafia najgorszych ludzi, zepsutych do szpiku kości, serwuje naprawdę dużo brutalności. Oczywiście są także ludzie porządni, którzy mimo miejsca potrafią zachowywać się godnie.

Z więzienia wyszedł Pan 3 marca, by już tydzień temu stoczyć 17. zawodową walkę bokserską na gali w Krynicy-Zdroju. Aktualny Pana rekord to 16 zwycięstw, przy jednym remisie.

Teraz jestem człowiekiem, który wie, czego chce, a przede wszystkim doskonale znam swój organizm. Zdaję sobie sprawę, ile mam lat i jestem w pełni świadomy miejsca w życiu, w którym aktualne się znajduję. Dlatego mnie nie trzeba pilnować ani w żaden sposób dyscyplinować, bo wiem, że jeszcze tylko przez cztery lub pięć lat będę w stanie bardzo ciężko harować. A tylko dzięki uczciwej pracy mogę poukładać życie swoje i mojej kochanej rodziny, która przez tyle lat żyła z piętnem męża i ojca przestępcy. To czas, abym zadbał o przyszłość moich dwóch bohaterek, zanim skończy się moja przydatność do sportu zawodowego.

Za występ przeciwko Sebastianowi Wywal-cowi zebrał Pan znakomite recenzje.
Chciałem zaboksować najlepiej, jak tylko umiem. W "starych" czasach bazowałem wyłącznie na sile fizycznej i wytrzymałości, dlatego nie wygrywałem w ładnym stylu. Brakowało tam techniki, fajnych akcji i stylu miłego dla oka. A boks potrafi być naprawdę piękny, tylko trzeba walczyć z głową. W więzieniu dużo o tym myślałem, ustalałem sobie akcje i tak zostałem samoukiem. Wpoiłem sobie, że boks to przede wszystkim szermierka na pięści. Tylko wówczas wygląda finezyjnie, gdy przypomina partię szachów. W taki sposób trenowałem pod celą na worku z materaca, który obwiązywałem prześcieradłem i wieszałem na haku.

Jeszcze przed pojedynkiem rzucił Pan wyzwanie całej polskiej czołówce, aż do wagi półciężkiej.
Nie jestem kozakiem, ale mam tyle lat, że nie interesuje mnie nabijanie rekordu na "kelnerach". Poza tym głowę mam naprawdę z kamienia, to mój bardzo mocny atut, dzięki któremu nigdy nie zostałem znokautowany. Do tego mam czym uderzyć, moje ciosy bolą i nie unikam wymian.

Na forach internetowych kibice nie dają wiary, że osoba z Pana kulturą wypowiedzi i zasobem słów mogła tak pobłądzić w życiu. Na ceremonii ważenia, podczas tradycyjnego spojrzenia w oczy, Pana wzrok też nie miał prawa przestraszyć rywala.
Niektórzy się nakręcają, do tego mówią niestworzone rzeczy, ale mnie zła krew jest zupełnie niepotrzebna. Wchodząc do ringu mam respekt dla każdego, nawet słabszego przeciwnika, choćby z szacunku do pracy, jaką musiał włożyć w przygotowania. W ringu nie ma miejsca na lekceważenie, bo jeden cios na brodę kończy walkę. Boks nie polega na tym, żeby kogoś zniszczyć psychicznie i zrobić mu krzywdę. Lepiej pokazywać najlepszą stronę tego sportu poprzez pełnię umiejętności technicznych.

Obejrzał Pan starcie z Wywalcem?
Tak i zrobiło mi się głupio, bo w pewnym momencie, w ferworze walki, dość mocno uderzyłem chłopaka w tył głowy. Mimo że zrobiłem to nieświadomie podczas serii ciosów, gdy rywal pochylił się do przodu, poczułem się nie najlepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska