https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia na Rynku

Małgorzata Gleń
Bartłomiej G. wypadł z okna na drugim piętrze. Zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń. W środę odbył się jego pogrzeb
Bartłomiej G. wypadł z okna na drugim piętrze. Zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych obrażeń. W środę odbył się jego pogrzeb Małgorzata Gleń
Podejrzewani o wyrzucenie Bartłomieja G. z okna mieli wcześniej konflikty z prawem.

Wśrodę został pochowany Bartłomiej G., ofiara dwójki pijanych mężczyzn, którzy podczas bijatyki wyrzucili go przez okno. Chłopak zmarł pięć dni po wypadku, nie odzyskawszy przytomności.

Jego oprawcy - Piotr S. i Łukasz M. siedzą w areszcie w Tarnowie. 22-latek Piotr S. jest z Olkusza,
a 27-latek Łukasz M. z Klucz pod Olkuszem. Obydwaj byli wcześniej notowani przez policję. Piotr S. za kradzieże, paserstwo, posiadanie narkotyków i dwukrotny udział w bójce i pobiciu, a także wyłudzanie usług hotelowych. Łukasz M. także miał kontakt z wymiarem sprawiedliwości. On notowany był za oszustwa i kradzieże z włamaniem. Obydwaj mają też na swoim koncie wyroki.

Dlaczego przyjechali do Tarnowa i najpierw pobili, a potem wyrzucili Bartłomieja G. przez okno, nadal jest tajemnicą. Żaden z nich nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Zeznali jednak, że przebywali z nim w pokoju hotelowym, że wcześniej pili alkohol i że w pokoju "doszło do awantury".

Potem jednak - im bliżej okoliczności dramatycznego upadku z okna - tym bardziej ich zeznania stają się niejasne. Cała trójka mogła znać się z wcześniejszych pobytów podejrzanych w Tarnowie, bo już wcześniej przebywali oni w mieście, a Bartłomiej G. był pracownikiem hotelu.

Prokuratura w Tarnowie postawiła obydwu zarzuty w środę, 11 lutego, po przesłuchaniach. Wtedy Bartłomiej G. jeszcze żył, choć był w stanie krytycznym. Prokuratura obydwu mężczyznom postawiła zarzut pobicia, a Piotrowi S. dodatkowo zarzut wypchnięcia przez okno hotelu U Jana
i spowodowania tym poważnych obrażeń u Bartłomieja G.

Po śmierci poszkodowanego prokuratura nie zmieniła zarzutów. - Na razie pozostaną takie same. Zbieramy materiały, dowody i badamy okoliczności zdarzenia. Nadal przesłuchujemy także świadków, pracowników hotelu i przechodniów z Rynku, którzy wiedzą coś w tej sprawie - mówi Renata Golińska-Worosz, prokurator rejonowy w Tarnowie. - W oparciu o zebrany materiał dowodowy być może zmienimy zarzuty, ale nie mogę o tym w tej chwili przesądzać. Jeszcze jest na to za wcześnie - dodaje.

Do tego tragicznego zdarzenia doszło w niedzielne południe 8 lutego, prawie dwa tygodnie temu. Bartłomiej G. został wyrzucony przez okno hotelu U Jana na tarnowskim Rynku, w czasie gdy mieszkańcy Tarnowa szli do katedry na mszę świętą.

Mężczyzna uderzył o bruk kilka metrów od przechodzących ludzi. Jeden ze świadków, z którym rozmawiała reporterka "Krakowskiej", twierdził, że w momencie upadku popatrzył w okno, z którego wypadł chłopak, i zobaczył człowieka zamykającego skrzydło okienne. Informacja o tym, że w momencie tragedii ktoś był w pokoju, potwierdziła się podczas śledztwa.

W momencie wypadku, po drugiej stronie Rynku, koło Wielkich Schodów, zmotoryzowany patrol policyjny legitymował właśnie zaśmiecającego Rynek mężczyznę. Policjanci z patrolu usłyszeli krzyki, że ktoś wypadł z okna. Natychmiast udali się na miejsce i zobaczyli leżącego na bruku mężczyznę.

Z relacji funkcjonariuszy wynika, że Bartłomiej G. nie oddychał i puls nie był wyczuwalny. Jeden
z policjantów podjął reanimację. Po półtorej minuty chłopak zaczął oddychać i wróciło mu tętno. Drugi z policjantów w tym czasie wezwał przez radio pogotowie i wszedł do hotelu ustalić, co się wydarzyło. W pokoju, z którego wypadł Bartłomiej G., nie było nikogo, ale policjant zauważył młodego mężczyznę. To był Piotr S., który tłumaczył, że w czasie wypadku był w ubikacji. Funkcjonariusz uznał, że mężczyzna kręci. Został zatrzymany.

Wezwano ekipę dochodzeniową i techników kryminalistycznych. Badanie śladów pozostawionych
w pokoju trwało wiele godzin. Drugi z mężczyzn, Łukasz M., został zatrzymany po kilku godzinach do wyjaśnienia, bo policja przypuszczała, że może być zamieszany w sprawę.

Jednym z ważnych dowodów w sprawie był też ślad buta odbitego na twarzy Bartłomieja G., który zauważył lekarz w szpitalu św. Łukasza, gdzie trafił ranny. To odkrycie przyspieszyło wyjaśnienie sprawy, bo było dowodem, że przed wypadnięciem z okna chłopak nie był sam.

- Śledztwo, pod nadzorem prokuratora, trwa. Wykonywane są czynności związane z badaniem dowodów, była też przeprowadzona wizja lokalna - informuje Olga Żabińska, rzecznik policji.

Wyjaśnienie sprawy jest bardzo ważne dla ukarania jego sprawców, ale nie wróci już życia Bartłomiejowi G., który mieszkał w Łękawicy.

- Dla nas śmierć mężczyzny jest szokiem. On miał w sobie tyle życia. Żona Bartka jest załamana
- mówią sąsiedzi chłopaka, którzy pojawili się na pogrzebie.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
A.ochnicki
dla mnie to jest szok on naprawde byl spokoiny. dla mnie prawo polskie jest wogule popier...... dla mnie niemam wytumaczenia nato co sie stalo i tak z tego bedzie ze dostana po 3 lata i sie ba tym skonczy
k
kai
NIE ROZUMIEM TYCH WYPOWIEDZI.SKORO SIE KOGOS BIJE PRAWIE DO NIEPRZYTOMNOSCI;WYRZUCA Z OKNA I OFIARA UMIERA ,TO MOWI SIE WTEDY O ZABOJSTWIE A NIE O POBICIU!CZYZBY PRAWO BYLO PRZYCHYLNE PIJANYM OPRAWCA A NIE OFIARA:-//
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska