https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trener Sandecji Robert Kasperczyk odszedł z klubu: szkoda, że liga się skończyła. Wywiad

Remigiusz Szurek
Sandecja w swoim ostatnim meczu ograła Kotwicę Kołobrzeg 3:1. Rywal finiszował na 2. miejscu i awansował do 1. ligi
Sandecja w swoim ostatnim meczu ograła Kotwicę Kołobrzeg 3:1. Rywal finiszował na 2. miejscu i awansował do 1. ligi fot. Sandecja.pl
Rozmawiamy z dotychczasowym trenerem Sandecji Nowy Sącz Robertem Kasperczykiem.

Panie trenerze co z pańską pracą w Sandecji Nowy Sącz? Pytamy, bo klub milczy jak zaklęty, brak oficjalnego oświadczenia (rozmowa odbyła się w środę 3 lipca) a przecież 30 czerwca skończył się Panu kontrakt z klubem.
Zgadza się. Moja umowa wygasła 30 czerwca i tym samym również moja rola w Sandecji zakończyła się. Nie miałem rozmów na temat jej przedłużenia. Nie prowadzę już zajęć z drużyną. Nie da się ukryć, że od 1 lipca w klubie panuje inna rzeczywistość. Sztabowi, wielu zawodnikom skończyły się umowy. Trwają ruchy związane z przejęciem klubu, są kwestie innej wagi… Ja wracam do moich poprzednich obowiązków związanych z piłką, szczegóły zostawię dla siebie.

Miał Pan normalny kontakt z prezesem Tomaszem Bałdysem?
Tak. Informował mnie na bieżąco co i jak. Pożegnaliśmy się tak naprawdę tym ostatnim sparingiem ze Stalą Mielec (w Woli Chorzelowskiej Sandecja wygrała 1:0 – przyp. red.).

No właśnie. W dwóch ostatnich meczach kontrolnych odnieśliście dwa zaskakujące zwycięstwa. Jedno nad Hutnikiem w Krakowie 3:2, a drugie nad ekstraklasową Stalą Mielec. Jeden z Waszych kibiców napisał nawet: „szkoda, że tak późno”.
Już druga część rundy wiosennej wyglądała lepiej. Piłkarze łatwiej przyswajali sobie organizację funkcjonalną naszej gry, a sparingi były kontynuacją tych naszych ostatnich meczów ligowych. To plus dla nas, w sparingach wszystko już samo fajnie się kręciło, zazębiało się. Gdyby trzon tej drużyny pozostał, parę ogniw na pewno musi być nowych, to pewnie te wyniki teraz byłyby obiecujące. Szkoda byłoby rozpadu, ale pewnie on i tak nastąpi.

Co chciałby Pan przekazać kibicom Sandecji?
Przede wszystkim chciałem podziękować za doping i wyrozumiałość. Szczególnie tej garstce kibiców wspierających nas w Kaliszu. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem kilku naszych fanów, którzy pojawili się na trybunach KKS`u pokonując 400 kilometrów. I, że ten krok w tył, ta poniewierka poza swoim stadionem, wszystkim wokoło powinna wlać nadzieję w serca i przekonać, że te następne kroki będą już jedynie do przodu. Jeżeli drużyna będzie mogła wreszcie występować na własnym stadionie i wszystko będzie funkcjonować w oparciu o mądre zarządzanie, to o przyszłość Sandecji jestem spokojny. Teraz samo oglądanie stadionu od zewnątrz, gdy akurat przejeżdża się obok, to jak lizanie cukierka przez papierek. Marzeniem każdego wychowanka Sandecji powinna być gra przy Kilińskiego, przy wsparciu kibiców.

Jak na atmosferę w szatni wpłynęło karykaturalne wręcz nagłe zwolnienie Waszego wieloletniego kitmana Pawła Bielaka? Nie jest to piłkarz pobierający miesięcznie kilkanaście tys. zł, a co za tym idzie mający oszczędności, ale człowiek, który teraz nagle musi jakoś związać koniec z końcem, szukać nowej pracy.
Nie mnie oceniać. To stało się w trakcie przerwy między zakończeniem rundy i wznowieniem treningów. Kompletnie w to nie wnikaliśmy. Nie rozmawiałem o tym z żadnym zawodnikiem, ani tez żaden piłkarz mnie o to nie pytał. Przyjęliśmy do wiadomości decyzję władz klubu.

Jak w kilku słowach podsumuje Pan swój pobyt w Sandecji Nowy Sącz?
Zdaję sobie sprawę, że trudno szukać pozytywnych kwestii, gdy drużyna spada, a tak stało się z nami. Zawsze wyższość biorą wtedy będą złe emocje. Czy jest coś co mógłbym zmienić? Na początku rundy zdecydowalibyśmy się pewne na inny obiekt, wsparcie kibiców było, późnej trochę się rozmyło, swoje zrobiła odległość… W Niepołomicach organizacyjnie było super, ale nie czuliśmy tego, że gramy u siebie, co przecież nie ułatwiało nam zadania. Była to nowość dla mnie jako trenera - nie mieć atutu własnego boiska. Pozytywna energia, której na poczatku mojej pracy z zespołem mi nie brakowało, zamieniała się z każdym meczem w Niepołomicach w wątpliwość i niepewność z pytaniem - czy damy radę?

Poza tym do pewnego przetarcia się, pomysłu na grę pierwszego trenera, potrzeba trochę czasu, a tego nie było. Ta druga część rundy, po świętach Wielkiej Nocy, to już było to, coś zaczęło kiełkować: gra była lepsza i tych punktów było więcej… Szkoda, że już skończyły nam się te mecze. Przyczyniliśmy się do spadku Lecha II Poznań ogrywając go we Wronkach. Teraz z drużyną z ekstraklasy, mowa o Stali Mielec, organizacja gry była na równi z przeciwnikiem. To napawało optymizmem. A czemu o tym wspominam? Jeden z zarzutów wobec mnie dotyczył tego, że zastosowałem zbyt skomplikowaną taktykę, a powinniśmy grać prostą piłkę. Jak widać coś jednak zaczęło się rodzić, ale zabrakło nam czasu. Człowiek jest zawsze mądry po szkodzie. Zapamiętam też nasz mecz z Hutnikiem, najlepszy rozegrany u siebie w Niepołomicach (20 kwietnia, porażka 0:1). Bolał i boli mnie ten wynik, ale nie może być tak, że w jednej połowie mamy trzy stuprocentowe sytuacje i żadnej nie potrafimy wykorzystać. Drugi z ŁKS`em II Łódź, który nie oddał ani jednego celnego strzału, a potrafił wygrać 1:0. Zabrakło tych punktów w końcowym rozrachunku.

      

Sportowy24.pl w Małopolsce

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 - podsumowanie kolejki Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska