„Przypadkowa” wizyta w dewizowym sklepie od marzeń tydzień przed terminem jasno precyzowała, kto czego chce. Nie przeszkadzało mi, że Mikołaj myli się z Aniołkiem, że w dobrym tonie jest w Mikołaja nie wierzyć, natomiast Aniołka czcić dewocyjnie.
Swoją drogą, w Mikołaja wierzyłem bardzo długo, bo dostarczenie wszystkim dzieciom w Krakowie po jednym małym autku na resorach mieściło się w granicach prawdopodobieństwa.
Dzisiaj, w najlepszym razie mamy roszczeniowe listy. W najgorszym - odpowiedź „nie wiem”. Nie wiem - czyli idź na dwie godziny do sklepu z zabawkami. Nie wiem - czyli zanudzaj ekspedientki egzystencjalnym pytaniem „Czego dzisiaj pragną dzieci?”.
Nie wiem - czyli kup to i to, może coś wypali. Nie wiem - czyli idź do księgarni i weź książkę, ale najpierw ją wybierz, siedź, a raczej stój i czytaj bzdury o zwierzątkach. Nie wiem - ubolewaj nad tym, że i tak nic nie przebije gadżetów z dyskontów.
I pamiętaj, że na jednym sklepie, na jednej kolejce i na jednej księgarni się nie skończy, bo chcesz, żeby twój prezent był wyjątkowy. Będziesz oto w ciemnościach jeździł po Krakowie autem z zaparowanymi szybami i w przemoczonych butach. Mój ty Święty Mikołaju.