Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Twórca Comarchu: mam tyle pieniędzy, ile żona da

Katarzyna Kachel
Andrzej Banaś
- To, co mam, przekroczyło wszystkie moje pragnienia. Gdzieżbym 10 lat temu odważył się pomyśleć, że będę kiedyś sponsorem klubu niemieckiego, że będą o mnie pisać i robić zdjęcia? - mówi Janusz Filipiak, prof. AGH, twórca firmy "Comarch", prezes klubu Cracovia i 55 numer na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost".

Ma Pan dużo pieniędzy w portfelu?
Skąd, nigdy nie noszę przy sobie gotówki.

Bo się Pan boi?
Nie, bo nie mam czasu chodzić i wybierać z tej dziury. Poza tym nigdy nie wiem, do którego automatu mam iść. Ostatnio żona mnie okrzyczała, bo wybrałem zły i zapłaciłem jakieś sto złotych prowizji. Więc mam tyle pieniędzy, ile żona mi da (śmiech).

Czyli to ona rządzi waszą kasą?
Eee (śmiech).

Co dają Panu pieniądze?
To, że nie muszę o nich myśleć. Nie ograniczają mnie w działaniu. Ogranicza mnie za to czas. Niestety, czy się jest bogatym czy biednym, to czasu zawsze mało. Biedny to ma go chyba nawet więcej.

Na kupienie chleba znajduje Pan chwilę?
A tak. Czasami to wywołuję nawet w sklepie sensację: to pan???

Bo taki bogaty, a z koszykiem lata między półkami?
(śmiech) Bo wino, ser, wędliny zawsze kupuję sam. Raz biorę taki spory kawał sera rokfor. A drogi jest! Sprzedawczyni patrzy na mnie przerażona i pyta: taki duży? Na co ktoś z kolejki krzyczy: to Filipiak, stać go!

Lubi Pan ekstrawaganckie zagrania?
Nie, ja wcale nie dziwaczę.

Ale trufle, kawior Pan je?
No jem, ale bez przesady. Trufle w małych ilościach. Kawior też jakoś nie cały czas. W ogóle mnie to nie kręci.

To co Pana kręci?
Praca. Brzmi tandetnie, prawda? No ale tak jest i choć wiem, że to uciążliwe dla otoczenia, tak już mam.

Żona krzyczy: przestań tyle pracować?
Gdzie tam. To by nie była moja żona (śmiech). Zawsze mi stwarzała świetne warunki do tego, bym mógł pracować i rozwijać się. Była zdolna do dużych poświęceń.

Nie robiła awantur w domu?
O to akurat nie.

A o co?
Jak w każdej rodzinie, najczęściej o drobne rzeczy.

Jak kłócą się bogaci?
Bardzo dynamicznie (śmiech).

Lecą talerze?
No, może raz, ale to dawno było, bo teraz straciliśmy trochę wcześniejszej energii.

Gotujecie sami, czy macie służbę?
Nie mamy, choć faktycznie w tygodniu przychodzi pani, która nam pomaga. Ale to nie jakiś wymysł bogacza. Po prostu nie mamy na to czasu.

A w weekendy?
Gotujemy i zmywamy sami, jak ludzie.

Co było ostatnio?
Żona zrobiła szczawiową i kaczkę. Super, bo bardzo dobrze gotuje.

Jest Pan sknerą?
Nie, nie jestem. Nie targuję się aż do bólu. Nie skąpię.

Ale też nie szasta Pan pieniędzmi?
O, co to, to nie. Nie lubię gdy mnie ktoś chce naciąć. Pamiętam jak jedna pani architekt robiła nam projekt i zażyczyła sobie kolosalnych pieniędzy. Mówię do niej: przecież to dwa, jak nie trzy razy więcej niż cena rynkowa. Ona na to spokojnie: mają państwo tyle pieniędzy, że nie mogłam się oprzeć (śmiech).

Często naciągają Pana na "Filipiaka"?
O, my to zawsze mamy "specjalne" ceny.

Na co Pan nie żałuje wydawać? Garnitury?
Ciężko wyjść w byle czym do bankierów czy biznesmenów. Muszę dobrze wyglądać, ale bez szaleństw.

No to gdzie je Pan kupuje?
A tak przy okazji, na wakacjach za granicą.

Gdzie ta wasza zagranica?
W tym roku w Gstaad i w Trzech Dolinach. A jeśli się uda to jeszcze pojedziemy do Saint Tropez. Przy nartach zawsze wybieramy dobre kurorty, bo one mają lepsze warunki.

Ulubione miejsca?
Wybieramy Europę, bo w Nowym Świecie byliśmy już, poznaliśmy go i nam się go już nie chce. Jeśli narty, to Alpy albo rejon basenu Morza Śródziemnego.

Najdroższe hotele?
Fazę takich bardzo drogich hoteli, gdzie doba kosztuje 2,5 tys. euro, mamy już za sobą. Takie miejsca są strasznie męczące.

Męczące?
Obsługa jest natarczywa i narzuca się na każdym kroku. Tak więc mamy teraz niemały problem przy szukaniu hoteli. Wybieramy trzy-, czterogwiazdkowe, komfortowe, takie bez zadęcia.

Podobno Pan nie wie, które ma miejsce na liście "Wprost"?
Nie uwierzy pani, ale nie wiem.

55. i 383 miliony złotych.
No i?

I właśnie co? Że kiepsko?
Może faktycznie powinienem powiedzieć, że jestem rozczarowany i że chciałbym być pierwszy czy drugi.

A nie?
Po pierwsze, jeżeli spółka nie jest notowana na giełdzie to jej wycena jest bardzo umowna. Ktoś tam pisze, że mam miliard złotych, a ja mogę mieć miliard, ale długów. Po drugie, fortuna jest ulotna. Znam osoby, które były na pierwszych miejscach, a teraz są bankrutami. I czym tu się podniecać? Na dodatek można mieć majątek, który nie jest płynny, można mieć majątek, a nie zarabiać pieniędzy, zarabiać pieniądze a nie mieć majątku...

Jezu, dość! Do której grupy Pan należy?
Mam trochę majątku i trochę zarabiam.

Trochę? Włoski tygodnik nazwał Pana polskim Billem Gatesem. Lubi Pan takie porównania?
Nie żebym umierał z radości i dumy. Ale niech dziennikarze piszą, to mi pomaga robić biznes.

Pieniądze Pana nie zepsuły?
Nie wydaje mi się. Staram się żyć normalnie. A zresztą do 2000 roku to myśmy wcale nie mieli pieniędzy. Do własnego mieszkania wprowadziłem się gdy miałem 35 lat.

Pamięta Pan swój pokój akademicki, czy dawno o nim zapomniał?
Pamiętam, to było 18 metrów kwadratowych na ulicy Tokarskiego. Ja, żona i dwoje małych dzieci. Potem w Australii też nie było lekko, bo oszczędzaliśmy na powrót do Polski. Kiedy wróciliśmy w latach 90., to zaczęło nam się powodzić - taka klasa średnia. To bogactwo pojawiło się dopiero 10 lat temu. Jestem więc świeżutkim milionerem (śmiech).

Kiedy był Pan stróżem, czy dorabiał w Hucie Katowice, myślał Pan o tym, że będzie bogatym facetem?
Nigdy nie byłem tamtymi pracami upokorzony, nie czułem się wówczas gorszy, tak jak teraz nie czuję się lepszy. Czy myślałem, że będę? Nigdy.

Bawi Pana władza?
Wydaję polecenia, zwalniam, zatrudniam, bywam stanowczy, bo jestem szefem dużej firmy. Ale nie używam władzy dla zabawy.

Pracownicy się Pana boją?
Mam taki problem, że wszyscy się mnie boją, tylko nie mam pojęcia dlaczego? (śmiech).

Czego nie może Pan mieć za pieniądze?
Czasu sobie nie kupię i zdrowia też nie. Mogę co najwyżej zapłacić za lepszą opiekę i tyle.

Teraz moja kolej na tandetę: Jest Pan szczęśliwy?
Jestem. Bardzo.
Niczego Panu nie brakuje?
Brakuje mi zwolnienia. Chciałbym pracować, ale też mieć czas, by móc się oderwać od komputera, podejść do okna, zobaczyć, że pada deszcz i zadumać się czasem bezkarnie.

Ile jest wart Pana majątek?
Gdybym chciał teraz sprzedać Comarch, a jest wielu chętnych, dostałbym z żoną więcej niż wskazuje na to wycena giełdowa.

Czyli?
Bez odpowiedzi.

Myśli Pan o sprzedaży?
Nie, no nie.

To o czym Pan myśli, ma Pan jakieś marzenia?
Zaskoczyła mnie pani. Prawda jest taka, że to, co mam, przekroczyło wszystkie moje pragnienia. Gdzieżbym 10 lat temu odważył się pomyśleć, że będę kiedyś sponsorem klubu niemieckiego, że będą o mnie pisać i robić zdjęcia?

I nie chce Pan więcej pieniędzy?
Nie, ale chętnie zamieniłbym je na czas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska