Aleksander Staszczyk od lat pomaga krakowskim armatorom budować barki i załatwiać pozwolenia na ich cumowanie. Teraz chce zrealizować własny pomysł. - W Krakowie jest mnóstwo pasjonatów żeglowania i motorowodniactwa. Sęk w tym, że w centrum nie mają gdzie bezpiecznie zwodować łodzi i ich przechowywać. Chcę to zmienić - mówi. Spuścić łódź na wodę można dziś co prawda w jacht klubie w Mogile, ale to miejsce dalekie od centrum Krakowa.
Jak działałaby marina? Samochód z łodzią na przyczepie podjeżdżałby np. od ulicy Czechosłowackiej. Suwnica unosiłaby jednostkę do góry i delikatnie opuszczała na wodę. Auto bez cofania odjeżdżałoby w kierunku Dębnik. Łodzie będą mogły cumować tutaj nawet cały rok przy 200-metrowym pomoście. Stworzony zostanie dzięki szwedzkiej technologii. To pontony z bloków pustego w środku styropianu, oblane betonem. Pomost nie będzie przytwierdzony do wału, ale do słupów wbitych w dno rzeki, tzw. dalb. W czasie wyższej wody pomost uniesie się w górę wraz z łódkami, co jest lepszym zabezpieczeniem przed ich zerwaniem niż sztywna cuma.
- Stanie tu też jednostka służąca za stróżówkę, gdzie ktoś będzie pilnował łodzi. Ale już pobliski komisariat policji daje poczucie bezpieczeństwa - mówi Staszczyk. Przy pomoście będzie można uzupełnić akumulatory łodzi i zapas wody.
Pomysł popierają inni przedsiębiorcy działający na Wiśle. - Już mogę wskazać ponad 100 osób, które zechcą z przystani skorzystać. Pokażmy, że żeglować można nie tylko na Mazurach, ale też pod Wawelem - mówi Marcin Królczyk, właściciel barki "Basia", cumującej na Kazimierzu.
Staszczyk zapowiada jednak, że przystań to nie tylko turystyka, ale element obrony przeciwpowodziowej Krakowa. - Będzie mogło przy niej zacumować też kilka większych jednostek, barek i statków - mówi inwestor.
Obecnie przy wielkiej wodzie barki powinny spływać do portu na Dąbiu. Sęk w tym, że z reguły nie ma na to czasu. Stan rzeki podnosi się tak szybko, że nie mają szans przepłynąć pod trzema mostami i przez śluzę na Dąbiu. Żeby dostać się do mariny, wystarczy, że barka spod Wawelu przepłynie pod mostem Dębnickim. Te spod kładki Bernatka też będą miały bliżej i unikną czasochłonnego śluzowania.
Co o pomyśle sądzą urzędnicy? - Wstępnie zaopiniowaliśmy go pozytywnie. Taka marina może uporządkować cumowanie na Wiśle. Dziś w okolicy mostu Dębnickiego jednostki stoją dość chaotycznie - mówi Tomasz Sądag, wicedyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie. - Nasza wstępna zgoda jest. Dla Krakowa będzie to nowa atrakcja turystyczna, a zarazem dodatkowa ochrona dla jednostek pływających w czasie powodzi - mówi Zbigniew Kurek z Małopolskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych.
Staszczyk musi złożyć teraz do obu urzędów szczegółowy projekt inwestycji i udowodnić, że jej budowa nie zagrozi wałom. - W wał nie będziemy bardzo ingerować, a pomost do cumowania będzie przecież osadzony na dalbach wbitych w dno rzeki - zapowiada inwestor.
Pomysł będzie też musiał zaopiniować plastyk miejski. - Nie będę na razie się wypowiadał, bo nie dostałem jeszcze oficjalnie projektu - mówi Jacek Stokłosa. Jego zdanie jest bardzo ważne w tej sprawie. Pamiętamy, jak we wrześniu na Wiśle, tuż pod Wawelem, zacumowała barka "Batory" z dość wysokim, łukowatym dachem wystającym ponad wały. Interwencja plastyka zmusiła właściciela jednostki do jego zdemontowania . Ale posterunek policji to przecież nie Wawel...
Kolejna barka
Marina to niejedyna planowana nowość na Wiśle. Pod Cricoteką ma stanąć barka "Oxala", która będzie biurem architektonicznym i laboratorium. Inwestor chce w niej przetestować nowy sposób tworzenia elewacji budynków ze szklanych akwariów z roślinami, otwieranych z mieszkań. Jednostka ma mierzyć 140 metrów i przypominać trzy osobne barki połączone pomostami. Goście biura będą do niego przywożeni motorówkami. Barka ma zacumować w 2014 r.
Przedwojenne cukiernie Krakowa [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!