Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ócz czworo rozprawa

Redakcja
Andrzej Banaś
Z Biało-Czarną damą, która straszy w magistracie, rozmawia Anna Górska.

Dlaczego, Czarno Damo, straszysz nam prezydenta Jacka Majchrowskiego?
A skąd takież plotki?! My się z imć Profesorem ku sobie mamy przeogromnie. Razu pewnego zapragnęłam mu podczas pogawędki usiąść na kolanach. W porę się zmitygowałam, że to nie wypada.

Pomagasz? Przeszkadzasz?
A to zależy. Nawiedzam imcia w gabinecie bez pukania. Gdy na mnie oczęta zawiesi, dobrze wie, że pora najwyższa papiery odłożyć i wracać do domu. Ileż żona z rosołem na piecu może oczekiwać!

Jesteście na "ty"?
Gdzież tam! Szacowny to jegomość. Z duchem, nawet białogłową, się nie poufali.

Podoba Ci się?
Dostojny. Szykowny jest. (Złowieszczy odgłos "mniam, mniam") Dla hrabiny partia zacna do zamążpójścia.

Ale Ty masz przecież kilkaset lat, a on żonaty.
Tak tylko fantazyję popuszczam... Ot, płochość niewieścia. Zresztą ostatnio taki ambaras mi uczynił...

To znaczy?
Babami się otoczył.

?
Awansował na zastępców same niewiasty. Nawet się nie spodziewałam po sobie, że w takie rozsierdzenie mnie wprawi. No, ale krew nie woda! Nawet u ducha. Wolałam imć Bujakowskiego. Przystojny był i czuprynę taką miał hetmańską. Albo choćby imć Tadeusz Trzmiel, z wąsikiem i siwizną dostojną. Lubiłam do nich zachodzić... (Uuuu... - odgłos jaby nie z tego świata) Teraz mam kiepsko. W pałacu niewiast więcej niż mężów. Nie masz z kim pobałamucić.

A z Lesławem Fijałem, skarbnikiem Krakowa?

Eee... onże kasę liczy tylko i łata dziury budżetowe.

No to może Andrzej Oklejak, główny prawnik?
Boże uchowaj! Zna on wszystkie tajemnice pałacu. Krok w lewo czy w prawo i finita la commedia. Trzeba mi brać mniej ważnych jegomościów.

Urzędników szczebla niższego?
Na takowych nie zerkam. Dość, żem życie postradała przez amory do kamerdynera. Hańba dla familiji była, ale cóż, tak mnie w trzewiach wzięło... Potem mi głowę ścięli, a ciało zamurowali w ścianie.

Żartujesz?
Wyglądam na fiubździulińską jaką? Dusza ma nigdy ukojenia nie zaznała, dlatego błąkam się po pałacu Wielopolskich i nękam to tu, to tam.

Dlaczego zgodziłaś się na wywiad? I to bez autoryzacji?
Żal teraz odczuwam niejaki. Imć Filip Szatanik z biura prasowego radził autoryzować. Bo z redaktorami ostrożność nie zawadzi.

Nie słuchaj go. Nawet Cię do promocji magistratu nie wykorzystał. Teraz, dzięki mnie, będziesz sławna.
Ach, jeno na takie zbytki sobie pozwolę. (Achchch... jakby piekło westchnęło) Ażeby wszyscy poznali, jak mnie, hrabinę Wielopolską, ukrzywdzili. Ojciec satrapa, gdy im donieśli o mem romansie niewinnem, w szał popadli srogi i po księdza posłali. Przywieźli jegomościa w karocy z firankami w oknach, by nie wiedział, gdzie jest. Służalcy oczy przepasali mu wstęgą i przywiedli do sali, gdziem była trzymana, żeby przed śmiercią grzechy wyznać.

Ksiądz nie protestował?
Weto postawił jegomość, ale cóż po tym. Kat w szkarłatnym kapturze już oczekiwał. Spowiedź spełniona i po paru mgnieniach byłam bez głowy. Księdzu i kościelnemu, który mu towarzyszył, ku pokrzepieniu wino dano. Jegomość blady, omdlenia był bliski i rączęta mu się o tak trzęsły.

Skąd wiesz, skoro już byłaś bez głowy?
Nie bądź bezczelna! O pewne sprawy duchów się nie pyta. A zatem ksiądz swoje wino rozlał, kościelny zaś kielich do dna wychylił. Po tym znów zawiązano im oczy i odwieziono. Kościelny nim kur zapiał w męczarniach padół opuścił, a ksiądz gorączkował jak piec kaflowy miśnieński. Domyślasz się za jaką to przyczyną?

Zobaczyć taki koszmar to i zwariować można.
Głupiaś! Wino zatrute! (Eee... niczym jęk psa Baskerville'ów) Ojciec jednak nie przypuszczali, że po latach ktoś z familiji wezwie onegoż jegomościa do pałacu na ostatnią posługę. Księżyna komnatę krwią zbrukaną rozpoznał.

Eee... to dyrdymały?
Słuchaj! Przed ostatnią wojną, robotnicy poczęli mury pałacowe skuwać i w jednej sali na pierwszym etażu utrafili niszę. Języki im w gębach kołkami postawały, kiedy znaleźli tam kościotrupi szkielet niewiasty całkiem świeżej. Szkielet ów, a na nim resztki sukni z czarnego aksamitu. Jam to i to jest exemplificum non disputante, że historyja prawdziwa.

Jak Ci na imię?
Nie pamiętam. Nikt imienia nie zna. Pierwszy przypadki me nieostrożne opisał biskup krakowski Łętowski, który usłyszał one na spowiedzi od stuletniego księdza na łożu śmierci. Takoż i on imienia nie wymienił. Ani anonimowy kronikarz, autor druku "Panowie Wielkopolscy w Krakowie" z początku XIX wieku.

Dlaczego raz w białej, a raz w czarnej sukni?
Zgadnij. (Demoniczne hi, hi, hi... )

Stroisz się?
Jako to każda białogłowa. Gdy mam nastrój podły, straszę wonczas w czerni. A kiedy wesołości miewam, odziewam na biało szczątki i lewitacyją sunę bezszelestnie do urzędników na cappuccino.

Bo to lenie i nic nie robią, tylko piją kawę?

No bywa, plotkują. Aliści w swobodnej chwili, biorą się za pracę.

A co z Twoim ukochanym? Ułożył sobie życie?
Ech... pozbawili biedaka przyrodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska