- Jeżdżę od dwudziestu lat. Nigdy nie miałem wypadku i nie wiem, co się stało - mówi załamany kierowca busa Krzysztof Wojtala z Grojca pod Oświęcimiem. Dodaje, że w firmie Bako, której samochodem jechał, pracuje od dziewięciu lat.
W kraksie, do której doszło na wysokości domu pogrzebowego przy cmentarzu komunalnym i sklepu spożywczego Hitpol poszkodowanych zostało 10 pasażerów pojazdu, w tym pięcioro dzieci. Na miejscu opatrywali ich ratownicy medyczni i strażacy. Potem odwieziono ich karetkami do wadowickiego i oświęcimskiego szpitala. Kierowcy busa ani kierowcy ciężarówki nic się nie stało.
- Chyba jechał za szybko, a za późno zaczął hamowanie. Patrz pan, jakie tam są ślady - mówi Stefan Pietrzak, kiedyś kierowca zawodowy, dziś właściciel sklepu spożywczego, przed którym doszło do wypadku. Widział zdarzenie. Przekonuje, że rannych byłoby mniej, gdyby nie ścisk w busie. Część z pasażerów musiała stać.
- Jakaś pani uderzyła głową o szybę. Lała się krew. Jedni ludzie krzyczeli, a inni byli zdezorientowani - mówi Pietrzak. Opowiada, że jedna dziewczyna w szoku wysiadła i poszła przed siebie.
O kobietę, z którą nie wiadomo, co się stało po wypadku, pytali też poszkodowani, którzy czekali na pomoc na oddziale ratunkowym. - W momencie uderzenia w tamto auto czułam jakby mi ktoś żywcem skórę z rąk zdzierał - mówi pasażerka, która wsiadła przed Tomicami i w czasie podróży stała.
Najlżej rannych szybko zwolniono do domu, kilku zostało na obserwacji.
Bus jechał z Zatora do Wadowic.
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!