Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldek bez ręki i nogi: Żyję pełnią życia, inni mają gorzej

Katarzyna Janiszewska
Waldek Kowalczyk stracił w wypadku lewą rękę i nogę. A mimo to jest  samodzielny. Pracuje, realizuje swoje pasje. Na wszystko ma patent. Nauczył się jedną ręką obierać jajko. Ogolić też się ogoli, choć nie jest to proste. Najlepiej czuje się w wodzie. Zdejmuje protezy i wskakuje do basenu. Od siedmiu lat nurkuje. Schodzi na 18 metrów pod wodę. Piankę wkłada, pomagając sobie zębami. Planuje zdać kolejny egzamin, który pozwoli mu schodzić 30 metrów. - Nie chcę robić z siebie herosa - mówi. - Chcę zachęcić innych ludzi po amputacjach, aby wychodzili z domu.
Waldek Kowalczyk stracił w wypadku lewą rękę i nogę. A mimo to jest samodzielny. Pracuje, realizuje swoje pasje. Na wszystko ma patent. Nauczył się jedną ręką obierać jajko. Ogolić też się ogoli, choć nie jest to proste. Najlepiej czuje się w wodzie. Zdejmuje protezy i wskakuje do basenu. Od siedmiu lat nurkuje. Schodzi na 18 metrów pod wodę. Piankę wkłada, pomagając sobie zębami. Planuje zdać kolejny egzamin, który pozwoli mu schodzić 30 metrów. - Nie chcę robić z siebie herosa - mówi. - Chcę zachęcić innych ludzi po amputacjach, aby wychodzili z domu. Joanna Urbaniec
Nie ma się co użalać nad sobą. Inni mają gorzej - mówi Waldek, odpina rękę, nogę i wskakuje do wody. Pływa. Nurkuje. Żyje.

Waldka najbardziej wkurza twarde masło. Próbujesz je nabrać nożem, a to ci zasuwa po stole. Jak już się uda, trzeba to cholerstwo jakimś cudem rozsmarować na kromce. Masakra.

- Dlatego przez długi czas najlepszy był Masmix, bo miękki - mówi Waldek. - A później żona wymyśliła, że musi być masło. No to jemy masło. Tylko że u nas w domu nie stoi w lodówce.

Z goleniem też są jaja. Niby jedną ręką się da, jedziesz maszynką i już. Ale jednak trudniej, bo sobie nie przytrzymasz, gdzie trzeba, nie naciągniesz skóry, żeby się nie pozacinać. Człowiek się więc krzywi jak głupi, jakieś grymasy robi, dziwne miny, wygląda lekko śmiesznie. Trudno, nie ma wyjścia.

Zupełnie zwyczajna sprawa: otwieranie butelki z wodą. Waldek robi to zębami. Kłopot, jak gwint jest duży i nie mieści się w ustach albo spojenia są mocne i trudno je zerwać, wtedy się naszarpie, namęczy.

- Guzików nie próbowałem przyszywać, ale na wszystko jest jakiś patent, trzeba tylko pomyśleć, więc pewnie też dałbym radę - zakłada. - Jedyna rzecz, której nie mogę zrobić, to rzucić kamieniem. Rzucam jak panienka. Poszliśmy z córką nad wodę: tata, tata, puść kaczkę. No i problem. Nie wiem, balansu nie mam czy jak?

Obudziłem się i było mnie pół
Jest rok 1993, 1 czerwca, Dzień Dziecka. Waldek Kowalczyk, lat 27, pracuje w Hucie Sendzimira jako ślusarz.

Na hali suwnice przenoszą wielkie metalowe płyty. Pełno ludzi. Nagle jedna z maszyn wjeżdża w drugą. Płyta odrywa się i spada z impetem w dół.

Wszyscy odskakują na boki, uciekają. Waldek też próbuje uciekać, ale jest w najgorszym położeniu, nie ma się gdzie schować. Turla się, wpada do kanału. Metalowy element obcina mu rękę razem z barkiem, parę centymetrów dalej i przeciąłby Waldka. Noga jest złamana, nad kolanem wystaje kość. Ale Waldek nie czuje bólu.

- Obudziłem się w szpitalu po operacji i było mnie pół - mówi. - Nogi nie dało się uratować, chirurdzy nie potrafili na powrót połączyć żył i tętnic tak, by poszło ukrwienie. Na początku miałem taki etap: Boże, dlaczego ja? Co ze mną będzie? Byłem najmłodszy z kolegów, którzy tam wtedy byli. No, ale poleżałem w szpitalu, mówię, dobra, trzeba się zbierać. Jest matka, ojciec, żona, koledzy. Po co się mają zamartwiać? Może dobrze, że mnie się to stało? Bo jestem na tyle walnięty, że sobie z tym radzę.

Miał zostać zawodowym żołnierzem. Był w desancie, skakał ze spadochronem. Twardy gość. Z tych, co to nie użalają się nad sobą z byle powodu. Ruchliwy, wysportowany. Jak miał do przejechania dwa przystanki, to nie chciało mu się czekać na tramwaj, tylko biegiem pokonywał drogę.

- Po wypadku musiałem zwolnić - mówi. - Jestem ostrożniejszy. Przygotowany na to, że mogę się potknąć, przewrócić. Wiem, że muszę uważać, bo jak sobie coś uszkodzę, będę uziemiony. Już raz na zawodach pływackich złamałem kikut. Oj, odczułem to. Strach było wejść do wanny, żeby się wykąpać! Dlatego nie jeżdżę na przykład na rowerze, by się nie poobijać.

Na początku zapominał, że nie ma nogi, czy ręki. Przychodzi szef z wizytą, Waldek z fasonem: czego się szef napije, kawa, herbata, kompot? I hyc, hyc, hyc na jednej nodze do kuchni. Za szybko, zawadził o dywan, ale wyciąga rękę, żeby się podeprzeć, tę, której już nie ma, i leży jak długi. Krew się leje, ciemno przed oczami.

- Myślę sobie: co ten szef musi tam przeżywać. Szybko się pozbierałem, no i robię dobrą minę do złej gry, że nie, nic się nie stało, wszystko w porządku.

Ciało zapamiętało rękę i nogę w takiej pozycji, w jakiej były, gdy je stracił. Wykręcone do boku. Leży Waldek na łóżku na brzuchu i myśli sobie: co to za łóżko, że ta noga się mieści? I pod łóżko zagląda, co z tą nogą. Albo pogoda się zmienia, a on czuje, jakby mu ktoś na wysokości kostki piłował piłką do metalu.

- Napieprza cię duży paluch i nawet nie ma go jak utłuc - opowiada. - A leki nie działają. Najgorzej, jak ból złapie w nocy. Chodzę po domu, nie mam co ze sobą zrobić. Napinam mięśnie, tłukę w kikut, żeby zelżało.

Zamiast ręki druga noga
Kiedy zdarzył się wypadek, w hucie pracowała akurat firma z Niemiec montująca maszyny do selektywnego oczyszczania. Obiecała sfinansować Waldkowi elektroniczną protezę ręki i nogi. A on, że za rękę to dziękuje, wystarczy zwykła, plastikowa, taka tylko, żeby wyglądała. Zamiast niej niech mu lepiej zrobią drugą nogę. Najpierw się zdziwili, ale później pokiwali głowami: dobrze, skoro tak woli.

- Rzeczy się psują - zauważa Waldek. - Głupie baterie wysiądą i gdzie ja takie dostanę? Bogaty nie jestem, żeby płacić co chwilę za naprawy. Wiedziałem, że z jedną ręką nauczę się pracować. Palce musiałem porozciągać, żeby zrobić na komputerze „ą”, „ę” . Ale dla mnie chodzenie było najważniejsze. Jak mam cokolwiek załatwić, jakąś sprawę w urzędzie, ludzie muszą mnie widzieć. Jak mnie nie widzą, to mnie nie ma.

Waldek miał jedno założenie: nie siada na wózek. Po prostu zero wózka. Stoi gdzieś w piwnicy taki grat, na wszelki wypadek. Nieużywany. Bo weźmy taką sytuację, że się winda zepsuje. I jak wózkiem wjedzie na IV piętro?

- A przy moim pechu to pewne, że się zepsuje - żartuje. - Proponowali mi mieszkania w innych lokalizacjach, ale ja jestem praktyczny. Wykalkulowałem: do pracy blisko, przystanek blisko, autobus jest, tramwaj też. Jak nie będę mógł chodzić, to będę siedział w domu.

Pierwsza proteza nogi, jaką mu zrobili Niemcy, była sztywna w kolanie. Musiał się uczyć chodzić od nowa, zupełnie inne ruchy są tu potrzebne, odpowiedni balans ciałem. Bolało jak cholera, zanim się lej dopasował do kikuta. Ale Waldek chciał chodzić. Najpierw ślizgiem, na jednej stopie zjeżdżał po schodach. Niemcy się śmiali: polska metoda. Za to jak najtrudniejsze tory przeszkód zaczął pokonywać, to im szczęki opadły.

18 metrów pod wodą
Waldek świetnie pływa. Wskoczył do basenu zaraz po wypadku. Siedem lat temu wypatrzył go Grzesiek, trener z fundacji Druga Strona Sportu. Kompletował akurat drużynę i namawiał Waldka na nurkowanie. Ten się opierał, wahał, ale zobaczył nowoczesny sprzęt, pomyślał: ryzyk fizyk, spróbuję. Trochę się wody opił, zanim się nauczył, jak wytrymować ciało, podbierać wodę jedną ręką tak, żeby się poruszać i jednocześnie nie wypływać na powierzchnię.

Zrobił kurs, zdał egzamin w Chorwacji i schodzi na 18 metrów. W zeszłym roku z Nauticą nurkował we Włoszech, wczoraj poleciał nurkować na Bali. Chce zdać kolejny egzamin i podnieść klasę nurka, żeby mógł schodzić na 30 metrów.

- Nie chcę robić z siebie herosa - podkreśla. - Chcę zachęcić innych ludzi po amputacjach, żeby wychodzili z domu. Przez ten czas, kiedy nurkuję, na basenie pojawiły się w sumie cztery takie osoby.

On też miał okres wstydu, chowanie protezy do kieszeni, takie głupoty. Lęk, że jak wyjdzie z domu, będzie budził sensację. Bo ludzie są ciekawi. Mija się z kimś na ulicy i już widzi po oczach, że tamten się odwróci. To Waldek też, głowa do tyłu. I tamten wzrok w ziemię.

Dzieci są bezpośrednie: proszę pana, a co się panu stało, a rusza pan palcami? Matki czerwone ze wstydu biegną, odciągają brzdąca, przepraszają. Ale Waldek nie ma już obciachu: nic się nie stało, niech dotknie, niech się oswaja. I do dziecka: a Robocopa widziałeś? No, to ja jestem jego bratem. Albo jedzie z żoną nad wodę, rozkładają kocyk, Waldek ściąga spodnie i odpina nogę, zdejmuje koszulkę, odpina rękę. I wskakuje do wody. Ludzie w szoku: ty, patrz, ręki nie ma, nogi nie ma, a jak prosto płynie.

Córkę czesał do góry nogami
Wypadek zdarzył się miesiąc po tym, jak Waldek z Iwoną wzięli ślub cywilny. Jeszcze w szpitalu powiedział do żony: słuchaj, nie wiem, czy ze mną nie będzie jak z dzieckiem, nie za takiego wychodziłaś, jesteś wolna, rozstańmy się. - Jak mi przydzwoniła w pysk... - przypomina sobie. - Mówię, okej, rozumiem, zostajesz. Tylko, żebyś mi nie wypomniała po latach, że się dla mnie poświęciłaś. No i męczy się bidulka ze mną do dziś.

Domowymi obowiązkami podzielili się tradycyjnie: ona robi pranie, gotowanie, sprzątanie. On naprawia, jak coś się zepsuje. Żona zawsze marzyła, żeby pójść na studia, więc jak się już Waldek usamodzielnił, obrósł w piórka, mówi: idź, ja się będę w tym czasie zajmował dzieckiem. Bo już mieli wtedy córkę Kasię, dziś 22-letnią.

Jak była całkiem maleńka, Waldek podnosił ją, chwytając za koszulkę. Musiał to zrobić wprawnie tak, żeby mu nie wypadła i żeby nie zniszczyć przy okazji ubranka. Z przewijaniem też sobie radził, choć trudno to sobie wyobrazić. Większy problem miał z uczesaniem córki. Bo jak tu spiąć długie włosy jedną ręką?

- Kaśka kładła się na fotelu głową w dół, tak, że te włosy zwisały i wtedy już jakoś udawało się je złapać i związać - tłumaczy. - Nie wiem, na czym to polega, ale dzieci osób niepełnosprawnych są spokojniejsze. Obserwowałem, jak to wygląda u znajomych, ciągle tylko: stój spokojnie, nie kręć się, czekaj! Ja nie musiałem napominać. Jak ubierałem Kaśkę, to przytrzymała czapkę, zawiązała sobie szalik, była współpraca.

Nawet sznurówki zawiąże
Jak tylko Waldka odłączyli w szpitalu od wszystkich rur, intubacji, chciał wracać do pracy. Wrócił po siedmiu miesiącach od wypadku. Jest operatorem urządzeń komputerowych.

Zrobił prawo jazdy, żeby się uniezależnić. Znalazł „Babską” szkołę jazdy, gdzieś na Śląsku. Mieli tam samochody z automatyczną skrzynią biegów. Poszperał trochę w internecie i okazało się, że w Krakowie też jest taka szkoła. Do kierownicy ma przyczepioną gałkę, żeby mógł zrobić pełen obrót. Jak potrzebuje włączyć kierunkowskaz, to przytrzymuję kierownicę kolanem.

Jeździ na ryby. Robaka na haczyk nawleka szczypcami. Wędkę blokuje w protezie i już może kręcić kołowrotkiem. Obieranie ziemniaków? Proszę bardzo. Ma obieraczkę, którą przykręca do blatu stołu.

- Musiałem się przestawić, bo przed wypadkiem byłem mańkutem. Wszystkie manualne sprawy zostały w lewej ręce.

- A sznurówki zawiążesz?

- A zawiążę. Postawisz piwo, to ci pokażę - śmieje się.

Waldek demonstruje i technicznie wygląda to tak: zawiązujesz raz, jeden koniec sznurówki przydeptujesz piętą, drugi stopą, chwytasz i zawijasz kokardkę, później przewlekasz, zaciskasz i gotowe.

- Zaraz po operacji żona pyta, jakie mi przywieźć buty. Mówię, weź trampki. Lekarz zobaczył: a to takie pani przywiozła, nie na rzepy? Nie, to on sobie nie da rady. Usłyszałem to i myślę: poczekaj, dziadu jeden, ja ci pokażę, że dam radę. Chcę być jak najdłużej sprawny i niezależny od innych. Najszczęśliwszy byłem, jak w szpitalu sam już mogłem doskakać do toalety.

I dodaje: - Zdaję sobie sprawę, że muszę żyć pełnią życia. Robić, co się da, ile się da. Korzystam z każdej okazji, by przeżyć coś ciekawego. Skomlenie, płakanie nic mi nie pomoże. A tylko się koledzy odwrócą, bo co będą z dziamdziakiem gadać. Po wypadku pięciu chłopa stanęło nade mną. Mówię: coście tak głowy pospuszczali? Przecież żyję. Inni mają gorzej.

***
Druga Strona Sportu
Członkami klubu są osoby niepełnosprawne - dzieci, młodzież i osoby dorosłe. Najmłodszy uczestnik zajęć ma 4 lata, najstarszy 72. Realizują się zarówno amatorsko, jak i na poziomie wyczynowym w trzech sekcjach sportowych: pływackiej, koszykówki na wózkach, ogólnorozwojowej.

Stowarzyszenie Nautica
Na basenie czy w bazach nurkowych Centrum Turystyki Podwodnej „Nautica” nikogo nie dziwi już widok pozostawionych na brzegu wózków inwalidzkich lub kul. Stowarzyszenie prowadzi kursy nurkowe dla osób niepełnosprawnych. Pierwsza część obejmuje zajęcia basenowe, druga to ćwiczenia na wodach otwartych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska