Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weszła w niego inna osoba. Ona kazała mu zabić

Katarzyna Janiszewska, Robert Gąsiorek
Po wypadku kierowca powiedział policjantom o głosach w głowie, które kazały mu zjechać na chodnik i uderzyć w nieznaną mu kobietę
Po wypadku kierowca powiedział policjantom o głosach w głowie, które kazały mu zjechać na chodnik i uderzyć w nieznaną mu kobietę grafika Marcin Makówka
W Tarnowie kierowca audi podjął dwie próby wjechania w przechodniów. Ta druga omal nie skończyła się śmiercią starszej pani. Co pchnęło statecznego, wykształconego mężczyznę do takiej agresji?

Ten człowiek miotał się już od dłuższego czasu. Powoli, po trochu, przestawał być sobą. Nikt chyba nie wie, kiedy zaczął tracić kontrolę nad własnym życiem. Być może nawet on sam sobie tego nie uświadamiał. Nikt pewnie nie wskaże konkretnego momentu, kiedy jego wzrok stał się nieobecny, a on zaczął unikać ludzi. Nikt nie wie, której nocy jego sny przestały być przyjemne, a wkradły się w nie strach i cierpienie. Każdy jednak widział, że się zmienia: posmutniał, zapadł się w sobie, stał się obcy.

Głos w głowie
Wiesław A. był człowiekiem bogobojnym i religijnym. Przewodniczącym rady parafialnej, zaangażowanym w kościelne sprawy. Działaczem Akcji Katolickiej. Społecznikiem, dbającym o alejki cmentarne. Radnym gminy, niezabierającym głosu. Oddanym mężem i ojcem pięciorga dzieci. Sumiennym pracownikiem na kierowniczym stanowisku.

W swoim środowisku cieszył się nieposzlakowaną opinią i zaufaniem. Nigdy nie miał zatargów z prawem. We wsi pod Tarnowem, gdzie mieszkał, próżno by szukać nieprzychylnych zdań o nim.

- Ja nawet przekleństwa z jego ust nigdy nie słyszałam - mówi sąsiadka.

Wiódł spokojne, przykładne życie, w eleganckim domu z równo przystrzyżonym trawnikiem.

Aż do pewnego listopadowego poranka, kiedy obudził się z silnym postanowieniem, że dziś musi kogoś zabić. W nocy tak nakazał mu głos w jego głowie.

Dochodziła godz. 14, on jechał ulicą Starodąbrowską. Chodnikiem szła starsza kobieta. Nie znał jej, ale musiał w nią uderzyć

Niepokojące zmiany
Dwa miesiące wcześniej w życiu Wiesława A. zaszły niepokojące zmiany. Zniknął nagle. Dotąd bardzo aktywny, nagle przestał się pokazywać, zaszył się w domu.

Nigdzie nie było go widać. Nie chodził do kościoła, ani na sesje rady gminy. Znajomi zaczęli się martwić, że może zachorował.

No bo co innego to mogło być?

Przez wiele lat A. był dyrektorem w firmie energetycznej.

Niezwykle ambitny, odpowiedzialny, jeśli coś mu się zleciło, to było wykonane. Bardzo angażował się w swoją pracę. Ale ostatnio obowiązki mocno go przytłaczały. Firma przechodziła restrukturyzację. A on musiał zwalniać ludzi, z którymi pracował od wielu lat.

- Nie mógł się z tym pogodzić, ale emocje dusił w sobie - mówi jeden ze współpracowników. - I teraz chyba to wszystko z niego wyszło.

Pogodny, spokojny, kulturalny. Gdy mijał sąsiadów, zawsze się ukłonił, powiedział dzień dobry. Piastował wysokie stanowisko, ale nigdy nie stwarzał dystansu. Jeśli trzeba, to i za fizyczną pracę potrafił się wziąć: przy kościele, podczas organizacji festynu.

- To człowiek na poziomie - intelektualnym i duchowym, żadnych zastrzeżeń, najwyższa ocena - podkreśla proboszcz jego parafii. - Dbał o rodzinę. Wrażliwy na biedę, na ludzką krzywdę, nie potrafiłby przejść obojętnie obok cudzego nieszczęścia. Działał w Caritasie, prowadził róże różańcowe. Wspaniały człowiek.

Jakieś sześć, siedem lat temu wyremontował dom odziedziczony po rodzicach i wrócił w rodzinne strony.

Towarzyski, lubił ludzi i lubił być między ludźmi. Z każdym miał dobre relacje. To pewnie dlatego został radnym. Na początku nie odzywał się wiele, wolał się przysłuchiwać, uczyć.

Rozgrywał to sam z sobą

Już na początku zeszłego roku pojawiły się drobne sygnały. Na przykład to, że dawniej otwarty, wesoły i energiczny A., stał się przygaszony, wycofany. Wszyscy zauważali, że jest jakiś nieswój, apatyczny. Zamknął się w sobie, chciał być sam. Nawet przed rodziną uciekał, ledwo się odzywał.

Jakoś w połowie roku przekonali go, żeby poszedł do lekarza i zaczął się leczyć. Ale na zwolnienie nie chciał iść. Jakim to prawem miałoby mnie nie być w pracy - zapierał się.

Zamknął się w swoim biurze. I znów trafił do lekarza.

We wrześniu Wiesław A. przemawiał podczas zebrania rady duszpasterskiej. Proboszcz się zaniepokoił tym, że tak bardzo zeszczuplał, zmizerniał.

- Co to panie Wiesławie, odchudza się pan? - zapytał. - Aaa, nie, mam problemy w pracy - odpowiedział A.

Proboszcz: - Mówiłem mu, że nie można wszystkiego widzieć w czarnych kolorach. Te problemy w pracy, o których opowiadał, wyolbrzymiał. Martwił się, że czegoś tam nie wysłał, nie dotrzymał terminu. Gdy tymczasem nic złego się nie stało, to było do naprawienia. Ale on już rozgrywał wszystko sam z sobą.

Kilka miesięcy przed „tym” rozmawiał z przyjacielem. Jemu też skarżył się, że ma kłopoty. Więc, gdyby mi się coś stało - dodał - zajmij się moją rodziną.

- To mnie przestraszyło - mówi przyjaciel. - Dopytywałem o co chodzi, ale nic więcej nie chciał powiedzieć. Pomyślałem, że może ma raka, ale nigdy, że coś z głową...

Proboszcz mówił mu, że nie można wszystkiego widzieć w czarnych kolorach. A on problemy w pracy wyolbrzymiał

Musisz zabić!

Tej nocy 57-letni Wiesław A. nie spał dobrze, męczyły go dziwne sny, słyszał głos.

W czwartek od samego rana czuł wewnętrzny przymus. Zastanawiał się tylko, jak miałby „to” zrobić. Udusić człowieka? Pchnąć nożem? Nie, to zbyt brutalne.

Kończąc śniadanie doszedł do wniosku, że najprościej będzie rozjechać kogoś autem. Kogokolwiek, przypadkową osobę. Głos w głowie nie domagał się nikogo konkretnego.

Zresztą nie wiemy do końca, czego domagał się głos. Czy był męski, kobiecy? Głos Boga, albo może diabła? Chorzy różnie go opisują. Głos musiał go jakoś przekonać: po ulicach chodzi antychryst, a ty musisz go zabić i zbawić świat. Albo mocno nastraszyć: zrób to, bo jak nie, coś złego stanie się twojej rodzinie. Trudno sobie wyobrazić, żeby po prostu nakazał: zabij, a Wiesław A. bezkrytycznie mu się podporządkował.

Przed południem wymknął się z domu. Po cichu - tak, żeby nikt go nie zobaczył, nie próbował przeszkodzić.

Wsiadł w samochód i wyjechał boczną bramą, by dźwięk silnika nie zaalarmował bliskich. Już od pewnego czasu go pilnowali, nie pozwalali prowadzić auta, samotnie wychodzić, nie zostawiali bez opieki. Ale wtedy, zajęci widać czym ważnym, nie zauważyli, że zniknął.

Skierował się w stronę Tarnowa.

Przy ul. Narutowicza, na przystanku stali ludzie. Docisnął pedał gazu. Zrobił to nieudolnie, niewprawny przecież w zabijaniu, wpadł na słupek. Tym razem nikomu nic się nie stało. Ale - tu możemy zgadywać - czuł, że musi próbować do skutku. Inaczej głos nie da mu spokoju.

Dochodziła godz. 14, a on jechał ulicą Starodąbrowską. Chodnikiem szła starsza kobieta. Beata L. była osobą zupełnie przypadkową. Nie widziała auta pędzącego na nią, była do niego odwrócona plecami, gdy w nią uderzył.

Choroba

W psychologii zachowania człowieka mieszczą się w jednej z czterech kategorii.

Dr Maciej Szaszkiewicz, psycholog: Pierwsza, to zdrowie psychiczne. I prawie nikt z nas go nie ma. W tej kategorii znaleźliby się ci, u których wszystko jest idealne: są dostatecznie punktualni, dostatecznie ostrożni, dostatecznie odważni - ale nie przesadnie.

Większość z nas jest w tzw. normie psychicznej. To bardzo pojemna kategoria. Mieści tych, którzy skrajnie zaniedbują ostrożność, jak i takich, którzy dla bezpieczeństwa montują osiem zamków i kamer.

Dalej mamy zaburzenia, do których zaliczamy różnego rodzaju nerwice: ktoś co chwilę myje ręce, bo boi się zarazków, albo po kilka razy wraca się do domu sprawdzić, czy wyłączył żelazko. Przeszkadza nam to, utrudnia życie, ale dajemy radę funkcjonować.

O patologii, czyli chorobie mówimy wtedy, gdy człowiek zaczyna przeżywać rzeczy, które nie istnieją w obiektywnej rzeczywistości. Widzi, słyszy i wie o sprawach, które są iluzją. Ale chory nie może spojrzeć na nie z dystansem. Dla niego to prawda, rzeczywistość.

- Chory różnie reaguje na głos pojawiający się w głowie - mówi dr Edward Karkosza, psychiatra. - Zwykle przyjmuje go bezkrytycznie i wtedy ten głos zaczyna sterować jego zachowaniem. A czasem uważa, że jest mu on niepotrzebny, że popycha go do złego.

Problem w tym, że człowiek nie dzieli się swoimi przeżyciami, trzyma je w zamknięciu, dla siebie. Uczy się szybko, że kiedy mówi o tym co słyszy, co widzi, ludzie śmieją się z niego.

Omamy, urojenia, halucynacje

Na początku sygnały wydają się niegroźne: drobne zmiany w zachowaniu, które rodzina jakoś sobie tłumaczy. Miał zły dzień, duży stres w pracy, spotkała go jakaś przykrość. Dlatego pewnie jest taki dziwny, nieobecny, milczący. Stopniowo, niepostrzeżenie objawy przybierają na sile.

Zespół paranoidalny to stan, w którym pojawiają się urojenia, omamy, halucynacje, lęki, myśli prześladowcze. I jeśli chodzi o A., to mógł być zespół paranoidalny.

Choroba nigdy nie przebiega na jednym poziomie. Raz jest lepiej, widać poprawę. A wieczorem znowu jakaś czarna postać stoi za oknem.

- Nie każdy jest tak samo podatny na zachorowanie - mówi dr Karkosza. - Bardziej narażony jest człowiek słaby psychicznie, przeżywający jakieś problemy. Taki, który zbyt wysoko stawia sobie poprzeczkę, jest ambitny ponad miarę. I gdy planu nie udaje się zrealizować, przeżywa frustrację. Stres, napięcie, bezsenność, może wywoływać zaburzenia psychiczne. Nigdy nie zdarza się tak, żeby w stanie spokoju, wyluzowania pojawiła się choroba.

Wstydliwa sprawa

Psychoza jest nieuleczalna. Więc leczenie polega na tym, by zapanować nad objawami. Kiedy urojenia już się pojawią, opanowują człowieka, traci on wolną wolę i zdolność racjonalnej oceny sytuacji.

Ale można rozpoznać, kiedy te urojenia nadchodzą. Zwykle wcześniej pojawia się aura: brutalne sny, przygnębienie bez powodu, nieokreślony lęk, fiksowanie wzroku np. na czerwonym kolorze, jeśli jest on dla człowieka symbolem zła.

- Sam chory jest jednak największym przeciwnikiem leków - mówi dr Szaszkiewicz. - Mają one nieprzyjemne skutki uboczne: powodują ospałość, niezborność w ruchach, ociężałość umysłową.

Człowiek sam z siebie nie chce się leczyć. Jedna trzecia pacjentów szpitali psychiatrycznych trafia tam, bo stanowi zagrożenie dla siebie lub otoczenia. A jednak rzadko wśród chorych zdarza się celowa, planowana agresja.

- Zwykle stają się oni agresywni, bo środowisko oczekuje od nich określonych zachowań - tłumaczy dr Karkosza. - A oni chcą żyć własnym życiem.

Kobieta potrącona przez Wiesława A. miała dużo szczęścia - skończyło się na potłuczeniach, otarciach i wstrząśnieniu mózgu. A. został zatrzymany przez patrol policji chwilę później. Wracał w kierunku domu swoim audi, z rozbitym reflektorem. Funkcjonariuszom powiedział o głosie w głowie. Już później, w śledztwie, nie przyznał się do winy.

Biegli uznali, że A. był całkowicie niepoczytalny w chwili zdarzenia. Nie był w stanie zrozumieć i pokierować swoim postępowaniem. Trafił do aresztu, na oddział psychiatryczny. Prokurator nie wniósł o zastosowanie kary. Teraz o winie bądź niewinności A. zdecyduje sąd. W praktyce jednak najczęściej kieruje się on opinią biegłych.

- Ludzie wstydzą się choroby psychicznej - zauważa proboszcz. - Taka jest nasza mentalność. Jak już człowiek idzie do lekarza, to ukradkiem, wieczorem, żeby nikt go nie zobaczył. A to przecież choroba jak każda inna. Nie wybiera. Nikt nie wie, co go spotka.

***

Ten człowiek, o którym jest ta historia, pewnie już nie czuje lęku. Przestał się miotać i przeszedł do krainy zobojętnienia, nieostrości. Ten człowiek płynie w sennej nierzeczywistości. Ktoś przykrył go szklanym kloszem i otulił watą, przez które nic nie może się przedostać. W tym człowieku nie ma smutku, poczucia winy ani nawet złości.

Jest pustka.

Ten człowiek był kiedyś szczęśliwy. Być może kiedyś pomyśli, że los jest jednak złośliwy. Zwykle dla tych, którym dobrze się wiedzie.

Zespół paranoidalny
Urojenia lub owładnięcia. Występują również halucynacje, zaburzenia jaźni i toku myślenia. Ponadto u pacjenta pojawiają się dodatkowo objawy negatywne, takie jak deficyty myślenia, uczuć i motywacji, wahania nastroju. Są trudne do leczenia ze względu na brak współpracy oraz chęci chorego do leczenia. Logicznymi wywodami przekonuje on, że to osoby z jego otoczenia są chore, a nie on sam.

* Imię i inicjał nazwiska głównego bohatera zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska