Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Jarosław Królewski: To Luis Fernandez na swojego następcę wskazał Goku!

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Wojciech Matusik
- Wisła jest dokapitalizowywana przez własnych akcjonariuszy, a nie przez zewnętrzne pożyczki. My czujemy się po prostu odpowiedzialni za ten klub. Pozostałe długi są odpowiednio zarządzane, spłacane. Może jeszcze nie ze wszystkimi osiągnęliśmy pełne porozumienie w sprawie np. rozłożenie spłaty na raty, ale nie ma dzisiaj takiej sytuacji, że Wiśle grozi upadek. Chcę, żeby to bardzo mocno wybrzmiało. Nie ma takiej sytuacji - mówi prezes i większościowy właściciel Wisły Kraków Jarosław Królewski.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- W połowie czerwca ogłosił pan, że na razie nie będzie nowego inwestora w Wiśle Kraków. Może pan już dzisiaj powiedzieć, co przesądziło o tym, że postanowił pan, że klub ma funkcjonować na dotychczasowych zasadach? I czy może pan potwierdzić, że tym inwestorem, który miał wejść do Wisły, była firma Mada Global, która przejmuje Lechię Gdańsk?
- Oczywiście ze względu na umowy, które nas wiązały - nie mogę i nie chcę ujawniać nazw partnerów, z którymi negocjowaliśmy, bo skoro do transakcji nie doszło, mogłoby to mieć wpływ na dalsze postrzeganie obu podmiotów w przyszłości - tak się nie postępuje. Z drugiej strony nie można ekstrapolować naszych wniosków na temat transakcji na inne możliwe zdarzenia w przyszłości. Na całość złożyło się jednak wiele czynników - a sama decyzja była podejmowana racjonalnie - co nie oznacza, że była prosta. Wisła Kraków była absolutnym priorytetem i pierwszym wyborem dla podmiotu, z którym negocjowaliśmy - a nasze rozmowy odnośnie inwestycji były niezależne od pozostania w I lidze czy awansu do ekstraklasy. Zadecydowały szczegóły - poinformowałem partnera o swoim stanowisku i obie strony rozstały się w profesjonalnej i odpowiedniej atmosferze.

Co do samego procesu transakcji, zawsze w przypadku tak dużego klubu jak Wisła pojawiają się rożnego rodzaju spekulacje. Pamiętam rewelacje, według których czekaliśmy, czy Wisła wejdzie do ekstraklasy, żeby się wtedy wycofać z rozmów - w tym ja jako właściciel. Jak widać, Wisła nie awansowała, a ja w tym klubie świadomie pozostałem, choć doskonale wiemy, jakie są nasze wyzwania finansowe, sportowe oraz organizacyjne a także jak wygląda koniunktura na rynku czy makroekonomia. Wyjaśnijmy sobie jedno - gdy przejmowałem obowiązki prezesa, chciałem, żeby wszystko w Wiśle było maksymalnie transparentne - zamierzam kontynuować otwieranie Wisły na zewnątrz. Uważam, że czasami warto jest komunikować o wzlotach i upadkach ale też o ważnych zdarzeniach. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że jak to w przypadku Wisły bywa, wypływa news, że zataiłem informacje o wpłynięciu oferty lub prowadzonych negocjacjach - w mediach wybuchłaby momentalnie afera.

Dlatego informowaliśmy o pewnych sprawach związanych z tymi rozmowami zgodnie z progresem, który następował. Proces był prowadzony profesjonalnie - zmusił on nas do ciężkiej pracy i pozwolił dokładnie przeanalizować, co się dzieje w Wiśle, przygotować dokumentację, zbudować tzw. Virtual Data Roomy - skatalogowaliśmy materiały - super to dziś wygląda. Dzięki temu jesteśmy w stanie znacznie lepiej komunikować się z potencjalnymi inwestorami, partnerami biznesowymi i sponsorami. Wracając jednak do meritum - na moją decyzję złożyło się wiele elementów. Wisła jest dzisiaj w takim momencie, że wbrew pozorom, dopływ kapitału nawet na poziomie 80-100-120 mln złotych w ciągu trzech, czterech lat niekoniecznie rozwiązałby wszystkie jej problemy. Kluczowym jest, żeby zrozumieć, co chce się zrobić z taką inwestycją.

- Czyli do rozwiązania są problemy nie tylko finansowe?
- Dokładnie tak. Kibice często myślą, że wpadnie do budżetu 100 mln złotych, co oczywiście dla polskiego klubu jest ogromną kwotą i wszystkie problemy znikną. A to tak nie działa. W przypadku Wisły wiele umów, związanych jest np. z obsługą długu, oznacza to, że pierwsza transza takiej inwestycji mogłaby iść tylko na spłatę zobowiązań, a dopiero po dłuższym czasie można by było myśleć o jakichkolwiek inwestycjach. W wizji przyszłości Wisły z tym inwestorem miałem zostać na dłuższy czas. Nasze raporty o funkcjonowaniu klubu zostały ocenione wysoko. Co oznacza, że w przestrzeni gabinetowej wielka rewolucja nie była planowana. Natomiast byłaby ona radykalna w dziale sportu. W przypadku awansu byliśmy umówieni na status quo. Dzisiaj mogę to już powiedzieć wprost, że gdyby oferta inwestycyjna została przyjęta, oznaczałoby to zmianę dyrektora sportowego, trenera, sztabu, dużej części drużyny, czyli kolejną wielką rewolucję w tym klubie. Trudno byłoby mi zostać wówczas na stanowisku prezesa.

Wyzwaniem byłoby to, że musiałbym się odnaleźć w zupełnie innej roli, czyli kogoś, kto pracuje u kogoś. Nigdy tak nie funkcjonowałem i myślę, że to by po prostu nie wyszło, pozbawiałoby to mnie wszystkich moich atutów, więc w czasie tej rewolucji wcześniej niż później doszłoby pewnie również do zmiany prezesa, co z kolei niekoniecznie w warunkach naszego klubu interesowało również inwestora - gdyż miałem pozostać osobą scalającą przeszłość i plany na klub, które przedstawiłem.

Wreszcie trzecia sprawa. Po długich rozmowach z naszymi partnerami biznesowymi, sponsorami dotarło do mnie mocno, że ludzie widzą, że zrobiliśmy dużo w klubie przez ostatnie pół roku, chcą nas wspierać w formacie, który zapoczątkowaliśmy - bo w klubie przez ostatni czas wykonano ogromną pracę, która mam nadzieję, będzie coraz bardziej widoczna. Mam tutaj również coraz lepiej rozumiejący się zespół, tak naprawdę wszelkie mini sukcesy to bardziej wynik pracy zespołu niż mnie samego. Jeśli ktokolwiek w biznesie, oczywiście trochę bardziej poważnym mówi, że coś załatwił czy osiągnął w pojedynkę to jest to przeważnie mało poważnie traktowane, przez te bardziej inteligentne istoty stąpające po tej planecie. Natomiast nie ma co być fałszywie skromnym, ja pracuję dużo, ale również ekstremalnie szybko podejmuję decyzje i obsługuję wiele wątków naraz. Myślę, że pod tym względem i ze względu na branże, z której się wywodzę, mam bardzo podzielną uwagę i uważam, że gdyby istniały jakież zawody w produktywności zarządów klubów piłkarskich, to ze względu na moje zautomatyzowanie życia i pracy, byłbym w czołówce. Natomiast sportu rzecz jasna się dopiero uczę i mam też zdolność widzenia klarownie swoich braków, o których mówię otwarcie.

Uznałem zatem, że Wisła ma na tyle dobrą ścieżkę rozwoju, że może jeszcze lepiej przygotować się do przejęcia inwestycyjnego - może po prostu bardziej dojrzeć do takiego ruchu. Gdy to się stanie, Wisła będzie mogła przystąpić do zmian właścicielskich, będąc do tego po prostu o wiele lepiej przygotowana jako firma niż obecnie. Bo jedno to jest deklaracja z serca, że akcjonariusze mówią, że są gotowi sprzedać swoje akcje. Drugie to jednak przygotowanie klubu we właściwy od strony organizacyjnej sposób. Tak od A do Z. Dzisiaj sytuacja jest taka, że gdybym przyjął tę ofertę, to niestety, nie jestem w stu procentach pewny, że byłaby to oferta najlepsza, jaką Wisła Kraków mogłaby uzyskać. Wierzę szczerze, że Wisła będzie niedługo klubem, który w negocjacjach z kolejnymi inwestorami, będzie bardziej konkretnym. Zresztą to już zaczyna się dziać, bo zaraz po odrzuceniu oferty, o której rozmawiamy, pojawiły się dwie kolejne. Nauczony jednak doświadczeniem, nie będę już nic więcej mówił o szczegółach. Wspominam natomiast o tym, żeby pokazać, że Wisła Kraków nie była i nie jest skazana tylko na jednego inwestora. Oczywiście kibice lubią domagać się smaczków, najlepiej wszelkich szczegółów dotyczących procesu. W przypadku gdy nie dochodzi do transakcji, nie publikuje się takich informacji, nie jest to żadną praktyką dobrą, ale też potencjalnie odstrasza kolejnych zainteresowanych, gdy każdy będzie musiał prowadzić negocjacje z myślą w głowie, że zostaną one po czasie upublicznione? Taka jest moja decyzja w tym temacie. Czy zdarzają, się transakcje, które upadają na ostatniej prostej? Oczywiście. Na całym świecie codziennie. Zresztą, na każdy kroku powtarzałem w wywiadach, spotkaniach z kibicami, wpisach, że do ostatniego dnia wszystko może się zmienić. Natomiast świat żyje nagłówkami - a nie disclaimerami.

- Chce pan powiedzieć, że rozmawiacie z kolejnymi inwestorami?
- Rozmawiamy, ale na spokojnie - moje myślenie jest dzisiaj trochę inne, a komunikacja będzie bardziej stonowana. Uważam, że w naszej części Europy takich klubów naprawdę atrakcyjnych ze względu na poważne inwestycje jest może ze trzydzieści. W Polsce, biorąc pod uwagę wiele aspektów, Wisła jest w TOP 3 klubów, nawet jeśli dzisiaj jesteśmy tylko w I lidze. Mam wewnętrzne przekonanie, że wcześniej czy później Wisła znajdzie się na radarze najbardziej prestiżowych inwestorów z branży sportowej czy mediowej z odpowiednim track recordem. Bardzo chciałbym, żeby wtedy była na to w pełni gotowa. Mało tego, chcę odwrócić nieco ten proces. Dokończymy opracowywanie wizji na klub, nad którą pracujemy przez ostatnie pół roku, w tym nad aspektami rozwoju badawczo-rozwojowego i spróbujemy zainteresować największe marki inwestycyjne. Ostatnie pół roku nie zostało stracone. Wykonana została naprawdę rzetelna praca, przygotowana dokumentacja i pierwszy raz chyba w historii Wisła Kraków jest gotowa na zaawansowane due dilligence. Zrobiliśmy tak wiele rzeczy, że trzeba Wiśle dać szansę, żeby mogli się nią zainteresować najwięksi gracze. Ja chcę nad tym mocno popracować! I jeszcze jeden argument, który był dla mnie ważny. To mogę akurat zdradzić. Rozmawialiśmy z inwestorami ze świata arabskiego. Ja uważam natomiast, że bezpieczniej dla Wisły będzie pozyskać kogoś z Europy lub Stanów Zjednoczonych. Warto, żeby to zaznaczyć. Mam swoje wymarzone organizacje, które widziałbym w Wiśle jako inwestorów. Zobaczymy czy te marzenia uda się spełnić.

- Jaki czas daje pan sobie, Wiśle, żeby z czystym sumieniem powiedzieć, że klub jest w pełni gotowy pod taką inwestycję?
- W dużej mierze to już się stało. Dzisiaj jesteśmy wreszcie w sytuacji, w której wiele spraw jest uporządkowanych. Jeśli ktoś prosi mnie o dokumenty, to jestem je w stanie przygotować błyskawicznie. Jeśli kto chce prezentację, to mamy je gotowe. Nie ma już czegoś takiego, że kończymy spotkanie z partnerami, a później oni muszą czekać miesiąc na dokumenty, które chcieliby zobaczyć.

- Rozmowy o inwestorach to wciąż sfera spekulacji, a trzeba żyć tu i teraz. Jakim zatem budżetem będzie dysponować Wisła w zbliżającym się sezonie i skąd na to wszystko weźmiecie pieniądze, skoro niedawno mówił pan, że bez inwestora dziura w budżecie liczonym na około 25 mln złotych, może wynosić od sześciu do nawet dwunastu milionów?
- Może najpierw wyjaśnię skąd wzięła się ta rozpiętość, że dziura do zasypania może wynosić od sześciu do dwunastu milionów złotych. Wytłumaczenie jest proste. Przede wszystkim zależy to od wpływów do klubu. Np. z transferów Aschrafa El Mahdiouiego, Mateusza Lisa, ale też ze sprzedaży karnetów, liczby umów ze sponsorami, od innych transferów - ilu piłkarzy przyjdzie i odejdzie itd. Jest różnica w tym czy sprzedamy kilka tysięcy karnetów czy kilkanaście tysięcy. Z tego zrobią się po prostu liczby o dość dużej rozpiętości. Zaraz na początku sezonu będziemy wiedzieć, w jakich kwotach jako akcjonariusze będziemy musieli doinwestować spółkę. Dzisiaj prowadzimy w szczególności rozmowy ze sponsorami, niedługo, jeszcze przed startem rundy ogłosimy kto znajdzie się na koszulce na nowy sezon. Liczymy, że wpływy z tego tytułu będą większe lub zbliżone do tych co w poprzednim sezonie. Są na to duże szanse. Bardzo duże!

- To przechodząc do konkretów. Władysław Nowak powiedział już jasno, że jego firma Nowak Mosty nie będzie sponsorem Wisły w takim zakresie jak dotychczas. Pytanie, które natomiast wraca niczym bumerang ostatnio w rozmowach kibiców, to czy zostanie z wami ORLEN OIL?
- Muszę zaapelować o jeszcze chwilę cierpliwości w tej sprawie. Jesteśmy w procesie negocjacyjnym i wszystko będzie jasne przed pierwszym meczem. Firma Nowak Mosty zostanie natomiast z nami jako Partner Elite, bedzie wynajmować między innymi skyboxa. W przyszłym sezonie nie będzie widoczna na koszulkach pierwszej drużyny. Wisła Kraków docenia każdego partnera klubu. Co do akcji dyskutujemy. Myślę, że pojawią się niedalekiej przyszłości informacje na ten temat. Są różne pomysły jak to rozwiązać. Ponieważ nie mam jednak w tym momencie do przekazania konkretów, więc na razie nie ma czego komentować. Dodam może zatem tylko tyle, że ta dyskusja odbywa się w spokojnej atmosferze.

- Część pieniędzy za Aschrafa El Mahdiouiego udało się wam odzyskać, macie podpisaną umowę na spłatę kolejnych rat. A jak wygląda sprawa z Mateuszem Lisem i rozliczeniem jego transferu do Altay SK?
- Co do Aschrafa to nasz duży sukces, że udało się wyegzekwować te pieniądze. Jeśli chodzi o Mateusza Lisa, to mamy już narzędzia, które pozwolą nam działać już bardziej „na twardo”. Możemy dochodzić już swoich praw poza FIFA i na pewno to zrobimy.

- Nie tak dawno wspominał pan, że jest szansa na likwidację długu wewnętrznego, który w dokumentacji wynosi ponad 43 mln złotych. Może pan powiedzieć coś więcej na ten temat?
- Mamy na to kilka pomysłów. Będziemy współpracować w tej sprawie z TS-em. Wiem, że często stawiane jest pytanie, jaki jest realny dług Wisły Kraków, ale to są kwestie złożone. Dlaczego np. jako akcjonariusze pożyczamy pieniądze Wiśle? Odpowiedź nie jest skomplikowana - bo tak jest szybciej i prościej. To jest kwestia techniczna. Trudno bowiem wyobrazić sobie sytuację, że będziemy za każdym razem, gdy trzeba dokapitalizować klub, zwoływać walne zebranie akcjonariuszy, których jest kilkanaście tysięcy. Dobrze, że jeśli już jest taka konieczność, Wisła jest dokapitalizowywana przez własnych akcjonariuszy, a nie przez zewnętrzne pożyczki. My czujemy się po prostu odpowiedzialni za ten klub. Pozostałe długi są odpowiednio zarządzane, spłacane. Może jeszcze nie ze wszystkimi osiągnęliśmy pełne porozumienie w sprawie np. rozłożenie spłaty na raty, ale nie ma dzisiaj takiej sytuacji, że Wiśle grozi upadek. Chcę, żeby to bardzo mocno wybrzmiało. Nie ma takiej sytuacji! Z drugiej strony jak każda firma, mamy swoje wyzwania. Chcemy być uczciwi wobec naszych wierzycieli, chcemy spłacać nasze zobowiązania, ale nie mogę powiedzieć, że jesteśmy klubem, który ma jakąś super stabilizację, jeśli chodzi o finanse. Wystarczy, że któryś z naszych partnerów, sponsorów opóźni się z płatnościami i już możemy mieć problem. Ważne jest jednak to, że jeśli chodzi o przychody, nie cofamy się, tylko cały czas idziemy do przodu. Podam jeden prosty przykład - wszystkie skyboxy mamy sprzedane. Jest wręcz lista oczekujących, którzy chcieliby je kupić, gdyby się zwolniły.

- Stadion przeszedł remont, wygląda zdecydowanie lepiej. Czy będziecie rozmawiać z miastem o ułożeniu jakiejś nowej formuły współpracy? Jak będzie wyglądać sprawa stawek za wynajem?
- Wiem, że relacje między władzami Wisły i miasta bywały różne. Wiem, że najłatwiej byłoby przyjmować strategię ofensywną, w myśl której mówilibyśmy głośno, że koszt wynajmu stadionu jest dla Wisły ogromny, bo nawet na tle ekstraklasy są to bardzo duże pieniądze. Ja mam jednak taką naturę, że wolę starać się wymyślić we współpracy z miastem taką formułę, która zaspokoi potrzeby wszystkich stron. Nie chcę być egoistą jako prezes Wisły, bo miasto stoi też na straży interesów mieszkańców. To jest dla mnie bardzo ważne. Dlatego staramy wypracować bardziej elastyczną współpracę z miastem i ZIS-em. Dotyczy ona rozliczania płatności, możliwości wynajmowania mniejszej liczby trybun, jeśli będziemy wiedzieli, że na dany mecz może przyjść nieco mniej kibiców. Popracujemy wspólnie również nad tym, żeby pozyskać sponsora dla stadionu. W tej sprawie musimy mówić jednym głosem. Bo to jest nasz wspólny interes. Uważam, że docieramy się w boju z dyrektorem Krzysztofem Kowalem, pełnomocnikiem prezydenta Januszem Koziołem. Nasi pracownicy współpracowali z miastem również przy okazji krakowskich Igrzysk Europejskich, co pozwoliło zaprezentować wyzwania infrastrukturalne Wisły w praktyce. Nabraliśmy do siebie więcej zaufania, ale też zdobyliśmy więcej doświadczenia czym ten stadion jest. To był bardzo intensywny czas, ale dużo nam on dał. Moje prywatne relacje z miastem i ZIS-em określam dzisiaj na bardziej niż poprawne. Ufam, że wspólnie uda nam się wypracować wiele rozwiązań. Wierzę, że po tym jak przedstawimy dokumentację, która jest w przygotowaniu, a która mówić będzie na bardzo konkretnych liczbach, czym Wisła jest dla miasta, dla regionu, dla jego ekonomii, pozwoli nam to na profesjonalne rozmowy. Nie na zasadzie, że będziemy krzyczeć, że coś nam się należy, bo jesteśmy Wisłą Kraków, a bardziej będziemy chcieli pokazać pewne rzeczy, przekonać nieprzekonanych. Nie wszystko udało się jeszcze zrobić przez sześć miesięcy, ale najważniejsze, że wiemy dokąd chcemy zmierzać.

- Jak wygląda sprawa ośrodka treningowego? Po pierwsze czy zapadła już decyzja, gdzie chcecie go mieć, a po drugie jak wyglądają rozmowy z władzami samorządowymi?
- Dobry timing na to pytanie! Jestem akurat po rozmowach z burmistrzem Myślenic Jarosławem Szlachetką. Nie była to prosta sprawa, bo uzyskanie wycen od Myślenic było sprawą skomplikowaną. Dzisiaj jesteśmy już jednak bardzo blisko tego, żeby Wisła doszła do porozumienia z Myślenicami, co do nabycia budynku i dwóch boisk, co byłoby pierwszym etapem rozbudowy bazy. Będziemy starali się to wyegzekwować jak najszybciej. Jeszcze w tym tygodniu będziemy chcieli przedstawić Myślenicom naszą ostateczną ofertę. Mam nadzieję, że zostanie ona przyjęta.

- Rozmawiamy o bazie dla seniorów i juniorów, a co z najmłodszymi zawodnikami Wisły, bo tutaj jest wciąż powracający problem?
- To jest wszystko w bardzo wczesnej fazie, ale jeśli mamy to zrobić, to tylko w taki sposób, żeby działało bardzo dobrze i to na lata. Podjęliśmy rozmowy z miastem czy istniałyby możliwości inwestycji w pobliżu stadionu. Proszę jednak o chwilę cierpliwości w tej sprawie. Mamy świadomość, że problem jest i będziemy go chcieli rozwiązać. To jednak duża inwestycja, więc musimy dać sobie trochę czasu, by przekonać innych do naszych wizji. Monitorujemy również programy unijne i rządowe.

- Przejdźmy do pierwszej drużyny. Długo się pan zastanawiał czy Radosław Sobolewski powinien pozostać na stanowisku trenera po przegranym meczu barażowym o ekstraklasę?
- Byłem i jestem przekonany o tym, że tak powinno być. Wbrew pozorom jestem bardzo stabilnym psychicznie człowiekiem. Nie mam zamiaru podejmować decyzji po omacku, pod wpływem emocji. Jasno określiłem się w tym temacie. Ludzie, trenerzy powinni się rozwijać, eliminować wady. Nie da się zbudować niczego sensownego, jeśli będziemy zmieniać trenera co pół roku czy nawet co rok. Moją wizją jest, żeby trenerzy, którzy u nas pracują, mogli się rozwijać. To nie jest oczywiście łatwa praca. Bo jest czasami duży dysonans pomiędzy wizją trenera, a wykonaniem jej na boisku. Najlepszy trener może dokładnie przygotować taktykę, krycie przy stałych fragmentach gry, a później jest jeszcze kwestia jak zawodnicy to wykonają. Dzisiaj pół wiślackiego Twittera będzie narzekać, że przecież powinniśmy wiedzieć, że z Puszczą to trzeba kryć przy stałych fragmentach gry. I oczywiście, że trener Sobolewski to wiedział. I oczywiście, że piłkarze to wiedzieli. Jest jeszcze jednak kwestia egzekucji tej wiedzy w praktyce. Nie jesteśmy Realem Madryt, nie jesteśmy Barceloną i nie mamy piłkarzy, którzy zawsze w stu procentach wykonają to, co im powiedzą trenerzy - wszyscy musimy się rozwijać. Dlatego uważam, że mimo wszystko trzeba zachować stabilizację. Przykłady Marka Papszuna w Rakowie czy nawet Tomasza Tułacza w Puszczy Niepołomice pokazują, że stabilizacja przynosi efekty. Dlatego uznałem, że trzeba dać czas temu sztabowi, żeby pokazał jak rozwija zespół, poszczególnych zawodników, młodzież. Oczywiście, będą błędy, będą przegrane mecze. Nikt nie obieca, że nie przegramy w głupi sposób jakiegoś meczu, bo na pewno przegramy. To nie zmienia głównego celu, jakim będzie awans. I żeby była jasność - to nie jest tak, że nie miałem w sobie żalu po porażce z Puszczą i Zagłębiem Sosnowiec. Miałem chyba największy ze wszystkich, bo przeżyłem to wszystko jako właściciel, prezes i jeszcze kibic w jednym, który po prostu kocha ten klub. W sprawie szkoleniowca byłem jednak stabilny w emocjach i nie rozważałem zmiany na stanowisku pierwszego trenera.

- Zmiany w samym sztabie jednak są, bo Dominik Dyduła zastąpił w roli analityka Krzysztofa Siłkę. Będą jeszcze jakieś inne?
- Dominik wzmocni kwestię analityczną wideo. Widzimy w nim możliwości wzmocnienia sztabu w tym aspekcie. To pozwoli wzmocnić studiowanie materiałów wideo i przeciwników. Co do innych zmian w sztabie, pozostawiam to w gestii trenerów.

- Mówiliśmy sporo o finansach, ale jakimś sygnałem jest to, że pierwszy raz od dawna Wisła kupiła zawodnika za konkretne pieniądze. Mam tutaj na myśli Joana Romana Goku z Podbeskidzia Bielsko-Białej. To może nie musicie aż tak mocno zaciskać pasa?
- Zawsze powtarzam, że nie ma prostszej rzeczy niż założyć, że jedyną poprawną strategią są cięcia czy restrukturyzacja. Najprościej jest przyjść, zrobić ograniczenie kosztów, pozwalniać ludzi, ograniczyć inwestycje - zwalając na trudną sytuacje - tak np. wiele słabo działających przedsiębiorstw wykorzystywało np. pandemię czy okres kryzysów gospodarczych, tłumacząc swoje braki w zarządzaniu. Powiem brutalnie - byle głupek jest w stanie coś takiego zrobić. Trudniej jest natomiast znaleźć balans pomiędzy tym, gdzie naprawdę trzeba coś zaoszczędzić, a tym gdzie robić tego nie trzeba. Jeśli chodzi o transfer Goku, to na całej transakcji zaoszczędzimy w skali roku kilkaset tysięcy euro - koniec, kropka!

- Zaoszczędzicie w stosunku do tego, co musielibyście wydać na Luisa Fernandeza?
- Tak, dokładnie o to chodzi.

- A kiedy pojawiła się w pana głowie pewność, że z Luisem Fernandezem nie uda się przedłużyć kontraktu?
- Przede wszystkim pragnę podkreślić jedną rzecz - mam z Luisem bardzo dobre, wręcz przyjacielskie relacje. Cały czas pozostajemy w kontakcie. Czasami jednak w tym biznesie trzeba się rozejść. Złożyliśmy Luisowi ofertę, na którą nas było stać. Z Kiko Ramirezem realizujemy twardą politykę. Chcemy mieć w zespole 20-25 zawodników, którzy będą zarabiać na podobnym poziomie.

- Fernandez miał być wyjątkiem? Miał mieć jako jedyny wyższy, gwiazdorski kontrakt?
- Nie na tym rzecz polega, bo podstawa jego kontraktu miała być podobna jak u innych. Do tego miały jednak dochodzić bonusy, premie, generalnie pieniądze miały być zbierane przez niego z boiska jak i przez innych kontraktowanych graczy. Naszym zdaniem oferta była atrakcyjna, oczywiście na nasze możliwości - natomiast ja w pełni akceptuję to, że Luis potrzebował nowych wyzwań, nie sądzę też, że kwestie finansowe były kluczowe. Nie doszliśmy ostatecznie do porozumienia, ale nie rozstawaliśmy się w niezgodzie. Wprost przeciwnie. To super chłopak, ma wspaniałą rodzinę, jest świadomy swoich umiejętności, dał temu klubowi wiele wspaniałych chwil. Wiem, że teraz każdy chciałby z niego zrobić wampira finansowego, ale myślę, że warto skupić się na pozytywnych momentach. Opowiem jeszcze jedną anegdotę, bo obiecałem Luisowi, że to akurat zdradzę kibicom. Gdy już było wiadomo, że nie będzie dłużej u nas grał, zapytałem go kogo widziałby w roli swojego następcy. Bez wahania odpowiedział - Goku! On rzecz jasna był obserwowany przez naszych skautów jak i trenerów, ale o ile jeszcze trochę się wahałem przed tym transferem gotówkowym, tak Luis „przekonał” mnie już ostatecznie, że trzeba działać… Reszta poszła szybko. Zapłaciliśmy już nawet Podbeskidziu pierwszą ratę. Tak na marginesie, robię audyt okienek transferowych i co ciekawe, najgorsze, najbardziej obciążające finansowo było dla nas to, w którym teoretycznie działaliśmy najbardziej profesjonalnie.

- Nie jest tajemnicą, że chcecie rozstać się z zawodnikami z wysokimi kontraktami. Takimi jak Joseph Colley, Dor Hugi czy Enis Fazlagić. Na jakim etapie są te sprawy?
- Wszystkie są w toku. Jedne są bardziej zaawansowane, drugie mniej. Trener jasno przedstawił im swoją wizję, my jasno rozmawiamy z ich agentami i samymi piłkarzami. Jeśli jednak z różnych względów ci zawodnicy zostaną w Wiśle, będziemy ich traktować w pełni profesjonalnie jako piłkarzy „Białej Gwiazdy”. I takiego samego traktowania tych zawodników będziemy oczekiwać ze strony kibiców. Każdy piłkarz Wisły zasługuje na szacunek.

- Sprowadziliście na razie siedmiu zawodników. Jak wygląda sprawa kolejnym planowanym transferem, konkretnie z Polem Llonchem?
- Czekamy na jego decyzję w tym zakresie, ma ważny kontrakt ze swoim klubem. Jeśli uda się go rozwiązać, nie ukrywamy, że byłby to ciekawy powrót.

- W mediach hiszpańskich pojawiło się nazwisko Sabina Merino w kontekście Wisły Kraków. Jest temat?
- Nie komentujemy tematów, które są zbyt świeże… Wisła Kraków nie złożyła żadnej konkretnej oferty, ale to chyba dobry piłkarz…

- Trudniejszy temat przed nami. Uciekają wam młodzi piłkarze. W ostatnim czasie straciliście czterech: Michała Głogowskiego, Kacpra Przybyłkę, Patryka Warczaka i Wojciecha Urbańskiego. Co z tym macie zamiar zrobić?
- Trochę liczb z głowy. W Wiśle trenuje około 275 zawodników i zawodniczek, w 18 drużynach, przeprowadzamy ponad 1600 treningów rocznie, mamy w kadrze 34 trenerów, korzystamy z trzech boisk w Krakowie i trzech w Myślenicach. W ostatnich dwóch latach 22 naszych zawodników zostało powołanych do młodzieżowych reprezentacji Polski. 40 zawodników z roczników 2009, 2010 i 2011 zostało powołanych do reprezentacji województwa małopolskiego w sezonie 2022/2023. 11 absolwentów Akademii zostało zgłoszonych do rozgrywek I ligi w sezonie 2022/2023.

Akademia Wisły Kraków, to już dziś potężny organizm. Przede wszystkim chcemy, żeby Wisła Kraków była kojarzona jako klub, który jest fair wobec swoich wychowanków. Przez ostatnie dwa miesiące byłem blisko transferów wychodzących, bo chciałem zrozumieć dlaczego tak się stało. Kruczków, sposobów, tricków, żeby przekonywać zawodników i ich rodziców do siebie są tysiące i kluby po nie sięgają bez skrupułów. Ja chcę, żeby Wisła była klubem czynów, a nie obietnic. Dzisiaj po pierwsze cieszę się, że tacy chłopcy w ogóle się pojawiają - to znaczy, że sztaby trenerskie kształcą atrakcyjnych piłkarsko graczy! Oczywiście to jest problem, że oni od nas odeszli. Nasza Akademia ma oczywiście całe mnóstwo rzeczy do poprawy i będziemy je udoskonalać, ale też ta Akademia jednak potrafiła wyszkolić takich zawodników, reprezentantów, których chcą inne kluby. Cieszę się, że jest popyt na naszych piłkarzy. Nie cieszę się, że niektórzy z nich odeszli.

Mogę tylko powiedzieć, że z większością tych chłopców, z ich rodzicami rozmawiałem osobiście. Uczciwie życzyłem im powodzenia. Chcę jednak mocno podkreślić, a co jest kluczowe - Wisła Kraków spełniła ich finansowe oczekiwania. Dawaliśmy im oferty na takim poziomie jak inne kluby. Mieliśmy pewnie gorszą ofertę jeśli chodzi o obiecane minuty gry, bo inne kluby obiecywały im już teraz, że mają perspektywę zostania kluczowymi postaciami. Nie mamy też póki co, wielu historii sukcesów z wprowadzaniem młodych zawodników do pierwszej drużyny, ale tutaj również pojawiają się ciekawe postaci, jak np. Kacper Duda. My jako Wisła Kraków chcemy walczyć o awans w I lidze. Będziemy chcieli wytypować trzech, czterech zawodników, którzy będą mieli rzeczywiście realną szansę grać, a nie obiecywać czegoś, co się nie musi stać. To pewnie była kluczowa sprawa przy ich wyborach i musimy to zaakceptować. Nie mieliśmy ostatnio zespołu rezerw, dlatego też od razu, kiedy to było możliwe, powołałem go do życia na nowo. Właśnie, żeby było to miejsce atrakcyjne dla młodych piłkarzy. Celem rezerwy będzie jak najszybszy awans do III ligi, a następnie II. Jeśli mamy natomiast zawodników, którzy są bardzo blisko pierwszej drużyny, ale grać jeszcze nie będą mogli regularnie, powinni być wypożyczani. Ci którzy są trochę niżej, będą grać w IV lidze i drużynach juniorów. Jeśli zatem pytają mnie kibice dlaczego Kacper Skrobański poszedł do Wieczystej, to właśnie dlatego, żeby już teraz rywalizował wyżej niż w IV lidze.

- Podsumowując wątek młodych zawodników. Pana pomysł na ich zatrzymanie w przyszłości, to osobiste włączenie się w rozmowy z ich rodzicami, agentami?
- To też, ale chcemy generalnie poprawić pracę w Akademii. Być może powstanie takie stanowisko, które pozwoli nam monitorować lepiej zawodników. Zarówno tych, którzy są u nas, ale też wypożyczonych. Chcemy stworzyć bardziej zaawansowaną bazę danych swoich podopiecznych, stale ich monitorować. Mamy też pomysł, żeby robić cykliczne szkolenia dla rodziców, zawodników, agentów wspólnie z AWF-em i innymi uczelniami. Jest jeszcze wiele pomysłów na to, co zrobić, żeby nasza Akademia była bardziej atrakcyjna. Tylko powiedzmy sobie też szczerze - Wisła w przeszłości przez wiele lat za bardzo nie inwestowała w młodzież i musimy to budować na wielu płaszczyznach od kilku lat od zera.

- Mówimy o starszych chłopcach, ale jest też problem z najmłodszymi. Ma dojść do zmian. Dyrektor Akademii Krzysztof Kołaczyk mówi, że to normalna procedura, selekcja. Rodzice donoszą nam jednak rozczarowani, że inne były obietnice rok temu. Prosimy zatem pana o rozstrzygnięcie, gdzie leży prawda?
- Będziemy prowadzić miniaudyt w tym zakresie. Nie wiem jakie były obietnice rok temu, był inny zarząd, ale obiecuję, że się temu przyglądnę dokładniej. I mogę obiecać ze swojej strony jeszcze jedno - chcę, żeby ta Akademia wypracowała jak najszybciej klarowne informacje dla rodziców, jakie są warunki przyjścia do niej, co trzeba zrobić, żeby pewne rzeczy się zdarzyły, żeby zawodnik zrobił postęp, jak go mierzyć, co nazywamy sukcesem a co nie. Chodzi o to, żeby rodzice i zawodnicy mieli dokładnie przedstawione to, na czym będzie polegał rozwój.

- Jak ma wyglądać rezerwa? Jaki jest pomysł na tę drużynę?
- Liczymy na drużynę rezerw i traktujemy ten projekt bardzo poważnie, co mam nadzieję widać po naszym sztabie szkoleniowym. Oczywiście to będzie dodatkowy koszt, ale jeszcze więcej kosztuje nas utrata talentów. Dobrze poprowadzona druga drużyna to czysta korzyść dla klubu. Za moment możemy dzięki niej sprzedać dwóch, trzech zawodników wyszkolonych m.in. dzięki rezerwom i to się zbilansuje. Ryzyko jest warte do podjęcia.

- Trenerem będzie Mariusz Jop, znamy jej sztab, wstępną kadrę. Czy w waszej strategii jest coś takiego, żeby znalazł się w niej na stałe jeden, dwóch bardziej doświadczonych piłkarzy, może nawet związanych mocniej z klubem, którzy mogliby być wzorem w szatni dla młodzieży, która wchodzi w wiek seniora? W tym kontekście aż samo nasuwa się nazwisko Rafała Boguskiego.
- Są dwie szkoły. Rozmawiamy o tym w klubie, zastanawiamy się, którą wizję wybrać. Europejskie standardy są takie, że raczej nie zatrudnia się takich starszych zawodników do rezerw. Skanujemy to. Jesteśmy jednak w trakcie decyzji, którą ścieżkę wybierzemy. Nic nie jest przesądzone. Ta strategiczna decyzja zostanie podjęta w najbliższych dniach. Ostatecznie podejmie ją dyrektor sportowy.

- Dlaczego rezerwa nie będzie grała w Krakowie?
- Przyszłościowo rozważamy taki pomysł. Na tę chwilę finansowo optymalne rozwiązanie jest to, które wybraliśmy, czyli gra w Myślenicach.

- W kadrze drużyny rezerwowej pojawił się syn Kiko Ramireza, Dani. Czy podpisaliście z nim umowę?
- Nie ma jeszcze kontraktu młodzieżowego na tę chwilę. To jest tak, że Kiko został z nami, dla niego to jest projekt również rodzinny. Jego syn grał w drużynach młodzieżowych w Hiszpanii, a skoro jest tutaj z ojcem, to jest pomysł, żeby był częścią drużyny rezerw. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Widziałem komentarze w sieci na ten temat, ale nie jest to nic, co by Wisłę w jakiś sposób mocniej obciążało.

- W poprzednim sezonie Wisła musiała długo się uczyć I ligi. Zapłaciła za to rachunek na koniec sezonu, gdy zabrakło kilku punktów. Myśli pan, że w związku z tym, że jesteście bogatsi o tę wiedzę, będzie wam łatwiej walczyć o awans?
- To prawda, że jesteśmy bogatsi o te doświadczenia i możemy powiedzieć, że w związku z tym szansa na awans będzie większa. Z drugiej strony racjonalne podejście do tematu każe mi powiedzieć, że sezon będzie bardzo ciężki. Pewnie znów wszystko będzie rozgrywało się do samego końca. Dlatego każdy mecz od samego początku będzie niezwykle ważny. Każdy! Musimy być skoncentrowani w każdym spotkaniu. Musimy do każdego być perfekcyjnie przygotowani. Każdy punkt będzie istotny. Naszym celem minimum jest miejsce w barażach. Chciałbym, żeby Wisła była przede wszystkim drużyną, która będzie miała stabilną formę. To będzie kluczowe w walce o awans. Trzeba być jednak gotowym, że liga będzie bardzo wyrównana, ale zespół musi mieć zakodowane, że pierwsza szóstka to jest absolutne minimum, a mamy się bić o miejsca 1-2. Uważam, że mamy stabilny skład, na pewno nie gorszy jakościowo od tego, który grał w minionej rundzie. Koncentracja w każdym meczu, poprawianie się w każdym spotkaniu to ma być nasz znak firmowy. Myślę, że jeśli chodzi o budżety czysto przeznaczane na pierwszą drużynę, będzie kilka drużyn, które będą miały możliwości finansowe zbliżone do Wisły Kraków. Nasz budżet na drużynę rocznie nie powinien przekroczyć 2,5-2,7 mln euro rocznie.

- Co pan powie tym, którzy mówią, że w Wiśle jest za dużo Hiszpanów?
- Żeby policzyli dokładnie. Na razie jest o jednego więcej niż w poprzedniej rundzie. Dzisiaj w kadrze jest ok. 30-35 zawodników (w zależności od klasyfikacji młodzieży), a Hiszpanów ośmiu. Polacy wciąż stanowią zdecydowaną większość w tej drużynie. Reszta to czysta rywalizacja.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska