W Wiśle w piątek nie funkcjonowało dobrze praktycznie nic. No, może poza Mateuszem Lisem w bramce. Gdyby nie jego interwencje, nie skończyłoby się tylko na 0:2.
– Nie chcę mówić, że to był nasz najsłabszy mecz – stwierdził Stolarczyk. – Na pewno było to słabe spotkanie, w naszym wykonaniu. Takie momenty w sezonie przychodzą. Teraz musimy dobrze przygotować się do meczu z Zagłębiem Lubin.
Ponieważ mecz z Gliwicach poprzedziło słabe spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec, można postawić pytanie, czy „Biała Gwiazda” wpadła w kryzys? Z takim stawianiem sprawy nie zgadza się Stolarczyk, który mówi: – Nie chcę tak mówić, bo takie dywagacje zmierzają w złym kierunku. Nie tak dawno zagraliśmy dobry mecz w Warszawie. Tym razem było słabo. Tylko tak bym to podsumował.
Stolarczyk nie chciał zatem pokusić się o głębszą analizę. Na nią przyjdzie zapewne pora teraz, gdy do sobotniego meczu z Zagłębiem Lubin wiślacy mają kilka dni. Na pewno jednak trzeba będzie w grze zmienić sporo rzeczy, bo ostatnio nie przypomina ona tej, jaką krakowianie prezentowali na początku sezonu. Słabiej gra obrona, która popełnia mnóstwo błędów, ale też obarczanie jej winą za wszystko, co jest złe w postawie drużyny, byłoby nadużyciem. Bo prawda jest również taka, że problemy „Białej Gwiazdy” zaczynają się w drugiej linii, która wcześniej funkcjonowała bardzo dobrze, a ostatnio wyraźnie obniżyła loty.
W piątkowy wieczór Piast zdecydowanie wygrał walkę o środek pola. Gliwiczanie zbierali mnóstwo tzw. drugich piłek. Po przechwytach błyskawicznie rozgrywali swoje akcje, posyłali dośrodkowania w pole karne Wisły, po których panował tam momentami prawdziwy popłoch.
Skąd taka zmiana? M.in. dlatego, że w słabszej dyspozycji jest Vullnet Basha, który na progu sezonu dobrze zabezpieczał środek pola. Nie było przypadku w Gliwicach, że już po pierwszej połowie zawodnik ten został zmieniony. Wejście na boisko Dawida Korta tylko nieznacznie zmieniło obraz gry, ale też nie można zapominać, że gospodarze prowadzili i starali się przede wszystkim zabezpieczyć dostęp do swojej bramki, a dopiero w drugiej kolejności szukać swoich okazji po błędach wiślaków. I tak jednak miejscowi stworzyli sobie więcej sytuacji i mogli podwyższyć prowadzenie znacznie wcześniej niż w końcówce.