Jacek i Anna Kozowie wciąż przed oczami mają płomienie wydobywające się z ich domu.
Młode małżeństwo odkładało każdy grosz, by warunki ich życia były coraz lepsze. Wkrótce mieli przenieść się z drewnianego budynku do dobudowanej murowanej części domu. Pożar przekreślił ich marzenia.
- Jesteśmy załamani. To co latami gromadziliśmy poszło z dymem - kręci głową Jacek Koza - Na szczęście wszyscy wyszliśmy z tego cali i nikomu nic się nie stało - dodaje.
Małżeństwo z córkami: 2-letnią Zuzią i 8- letnią Julią oraz 68-letnią mamą pana Jacka- Marią, potrzebują teraz dużego wsparcia.
Do dramatycznych wydarzeń doszło w środę 21 marca. Po godzinie 9 w domu pozostała pani Ania z córką Zuzią oraz teściową. Starsza córka była wtedy w kościele, a pan Jacek pojechał do pracy. Nic nie zapowiadało, że wydarzy się coś złego.
- Włączyłam pralkę, by zrobić pranie. Po chwili zabrakło prądu. Teściowa powiedziała, by zadzwonić do sąsiadów i spytać ich, czy też go nie mają. Gdy poszłam po notesik z numerami telefonów zobaczyłam płomienie wydobywające się ze ściany -mówi pani Anna.
Kobieta wzięła natychmiast córkę na ręce i razem z teściową ewakuowały się z domu.
- Wybiegłyśmy tak, jak stałyśmy. Zdążyłam jedynie ubrać kurtkę i wziąć buciki córeczki - zaznacza 33-latka.
Sąsiedzi widząc co się dzieje u Kozów natychmiast zadzwonili na straż pożarną. Po chwili na miejscu pojawiło się kilku mężczyzn z okolicy, którzy chcieli ugasić pożar. Wśród nich Zbigniew Wojtaszek, który na co dzień pełni funkcję naczelnika Ochotniczej Straży Pożarnej we Wróblowicach.
- Wzięliśmy zwyczajne gaśnice samochodowe i próbowaliśmy nimi ugasić płomienie, który objęły już poddasze. Niestety ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko i nie mogliśmy nic więcej zrobić - przyznaje pan Zbigniew. Po chwili na miejsce pojawiły się inne jednostki strażackie. Oprócz ochotników z Wróblowic w akcji gaśniczej brali udział druhowie z PSP w Tarnowie oraz OSP Zakliczyn, Siemiechów, Janowice oraz Filipowice.
Strażacy przez ponad trzy godziny walczyli z ogniem. Niestety większa część budynku została zniszczona. Spalił się dach i praktycznie wszystko co znajdowało się w środku domu.
Płomienie nie oszczędziły niestety murowanej przybudówki, która w tym momencie nie nadaje się do mieszkania.
- Jeszcze dzień przed pożarem robione tam były tynki, a tydzień wcześniej wykonaliśmy wylewki. Cała nasza praca poszła na marne - wzdycha Jacek Koza.
Rodzina straciła prawie cały dobytek. Ogień strawił sprzęt AGD, meble oraz ubrania 5-osobowej rodziny.
Pogorzelcy nie zostali jednak sami w obliczu tragedii, która ich spotkała. Jeszcze w dniu pożaru pomoc zaoferował im w burmistrz Zakliczyna. Rodzina otrzymała zasiłek w wysokości 6 tys. zł. Pomoc Kozom zaczęła organizować także radna gminy Zakliczyn - Ewa Nijak.
- Poprosiliśmy szkoły z naszej gminy o pomoc i zbiórki najpotrzebniejszych rzeczy dla potrzebującej rodziny. Odzew był bardzo duży. Dzieci z różnych miejscowości przejęły się losem pogorzelców dzięki czemu zebrano odzież i żywność, która była im w tym momencie niezbędna - podkreśla pani Ewa. W pomoc zaangażowało się też m.in. koło Caritas działające przy Szkole Podstawowej w Zakliczynie.
Dzięki zaangażowaniu mieszkańców Wróblowic udało się też znaleźć dach nad głową dla rodziny Kozów. Obecnie przebywają w domu, który należał do starszej kobiety, która w tym roku zmarła.
- Do czasu odbudowy nowego budynku mogą tam mieszkać - zaznacza Ewa Nijak.
Pogorzelcy chcą jak najszybciej wrócić na swoje. Sami nie są w stanie odbudować domu. W całej gminie organizowane są zbiórki pieniędzy. Każdy kto chce pomóc Kozom może też kontaktować się z Ewą Nijak pod nr tel. 505 005 257.
Zostało również uruchomione specjalne konto, na które można wpłacać pieniądze bezpośrednio na rzecz rodziny.
nr konta: 04 85890006 0141 0517 4870 0002 Anna Koza Wróblowice, 32-840 Zakliczyn, tytułem: pomoc pożar
ZOBACZ KONIECZNIE: