Od tysięcy lat ziele pod każdą postacią stosowano do zabijania zewnętrznych pasożytów u ludzi i zwierząt. Wszy, pchły, pluskwy i oczywiście słynny kołtun, choć ten ostatni był raczej skutkiem braku higieny. Suszone gałązki wrotyczu włożone w futra i odzież przepędzały mole. Kiedyś leczono nim tasiemce i glisty, lecz była to kuracja ekstremalna. Przedawkowanie leku zabijało pasożyty razem z żywicielem…
Co do kleszczy, to wywarem z liści wrotyczu można pryskać trawnik wokół domu. Kleszczobójczy surowiec znajdziecie w dowolnej ilości na krajach lasu czy nad brzegami rzek. Każdy pozna bez problemu pierzaste liście doczepione do kanciastych łodyg wysokich na półtora metra, które już od połowy czerwca ozdobią charakterystyczne żółte kwiaty. Zabieg jest całkowicie bezpieczny dla dzieci.
Leniwym polecam sadzenie wrotyczu w ogrodzie na grządkach i rabatach. Darmowe sadzonki wykopiecie już teraz nad najbliższą rzeką. Lub za parę złotych dostaniecie sadzonki wrotyczu w każdym sklepie ogrodniczym czy portalu aukcyjnym. Przegonią mszyce, zaś jesienią zasuszone kwiatostany doskonale nadają się na suszone bukiety. Złotą barwę i aromatyczny zapach utrzymają przez całą zimę.

