Myliłem się. Nie chodziłem po krzakach czy suchym zielsku. Ot, zwyczajny spacer po leśnej drodze. W domu na spodniach znalazłem trzy pajęczaki. W stanie agonalnym, gdyż pokryłem odzież specjalnym kleszczobójczym preparatem. Niegdyś kleszcze czaiły się na łąkach i pastwiskach. Dzisiaj są wszędzie. To efekt łagodnych zim i ocieplenia klimatu.
Godne uwagi są sposoby na trzymanie pasożyta jak najdalej od domu. Po pierwsze domowe zwierzaki. Jeśli nie zabezpieczyć ich specjalnym preparatem, to z najbliższego spaceru przywleką krwiopijcę. Wciągu paru dni opity krwią pasożyt spadnie na ziemię i złoży jaja. Trawnik zapełnią setki larw i nimf utuczonych na gryzoniach.
Przyda się wszystko, co przepędza nornice i myszy. Elektronika i rośliny o niemiłym zapachu. Choćby korona cesarska. Ostrzegam przed drogą na skróty, czyli reklamowanymi pestycydami. Zabiją kleszcze i przy okazji pożyteczne pająki i roztocza. Jeśli już chemiczna wojna to naturalnymi środkami, czyli opryski wywarem z liści czeremchy i wrotyczu. Tanio i bezpiecznie, a potrzebny surowiec rośnie nad każdą rzeką. Odrobina praktyki z botaniki, chwila czasu w kuchni i ogród wolny od kleszczy.
