Zdolna, doceniana, piękna. Czy Pani jest szczęśliwa?
Odnosząc się do drugiej części pani wypowiedzi. Tak. Jestem szczęśliwa, ponieważ kocham to, co robię i robię to, co kocham. Poza tym żyję wśród ludzi, których kocham i którzy mnie kochają. Jako osoba niezwykle rodzinna nie wyobrażam sobie dnia bez kontaktu z najbliższymi - chociaż telefonicznego, gdy na osobisty nie zawsze starcza czasu, tak jak brakuje go na "przelanie na płytę" piosenki o jesieni, której słowa i muzykę mam od lat w głowie. A największym moim szczęściem jest córka Magdalena, studentka muzykologii. Nawiasem mówiąc, uzdolnienia muzyczne w mojej rodzinie nie są osobliwością: mój ojciec był muzykiem, moi wujkowie są muzykami, bracia Tomasz i Władysław - także. Wszyscy muzykę kochamy i z nią nasze życie jest w sposób naturalny związane.
Czy do szczęścia trzeba jakoś dojrzeć, zapracować na nie?
Nie wiem, ja jestem za nie po prostu wdzięczna. Tak jak za wszystko, co jest mi w życiu dane. Także za ludzi, których spotykam. Prawdą jest jednak, że na ów stan trzeba czasem poczekać. Dlatego polecam cierpliwość. "Oczekiwanie jest naszą porą… ", jak śpiewałam w jednej z moich pierwszych piosenek sprzed 18 lat. Bywa też tak, że to, co wydaje nam się tragedią, z biegiem czasu okazuje się doświadczeniem wzbogacającym. Warto czekać.
Uważana jest Pani za silną osobę. Zawodowo wiele Pani potrafi udźwignąć.
Tak mówią. Ja na szczęście nie mam czasu się nad tym zastanawiać. To prawda, pracy mam dużo: śpiewam w moim zespole Galicja, którego jestem wydawcą płyt i menedżerem, piszę teksty do niektórych swoich piosenek, a i muzykę się zdarzyło, bywam prezenterem radiowym i telewizyjnym, ale przede wszystkim organizuję koncerty, które sama wymyślam, reżyseruję i prowadzę. Są to więc głównie autorskie projekty, które często przeradzają się w cykle trwające latami. Moja praca jest moją pasją, więc nie narzekam, że kiedy inni świętują, ja nie wiem, co to długie weekendy. Nie jestem w stanie wymienić dziesiątek, a może już i setek zrealizowanych projektów. Po przykłady zapraszam do aktualności, ale i do archiwum na mojej: www.lidiajazgar.pl.
Wykształcenie miało jakiś wpływ na rodzaj aktywności Lidii Jazgar?
Z braku miejsc nie dostałam się na wydział aktorski krakowskiej PWST, gdzie zdecydowałam się zdawać w ostatniej chwili, tuż przed terminem egzaminów. Wybrałam się więc na kierunek najbliższy temu, czym zajmowałam się zawsze. Ukończyłam pedagogikę kulturalno-oświatową na UJ. W międzyczasie tańczyłam i śpiewałam w Zespole Pieśni i Tańca "Nowa Huta", z którym objechałam kawałek świata, trafiłam też do kabaretu Galicja, który istnieje do dziś. Jako dokumentacja tej naszej "Galicjowej drogi", w marcu ukaże się płyta "Oczekiwanie 1992". To reedycja naszej pierwszej kasety, właśnie z tamtych czasów. Pamiętam, że Piotr Skrzynecki - niezastąpiony konferansjer - zwykł mawiać do mnie: "ty nic nie mów, tylko śpiewaj". Nie posłuchałam go. Dużo mówię.
Czuje Pani, że ludziom podoba się tzw. piosenka łagodna, nastrojowa?
Czuję i wiem. Widzę i słyszę. Choćby na koncertach zespołu Galicja. Miło jest też ciągle otrzymywać maile z prośbą o nowe piosenki, o kolejne płyty. To mobilizuje do pracy. Mamy swoich wiernych słuchaczy.
A czy nie żal, że nie ma Pani wielkiego przeboju? Artyści o tym marzą i nic w tym złego.
Ależ Galicja ma wiele przebojów! Jeśli nie śpiewa ich cała Polska, to pewnie tylko dlatego, że ich nie słyszeli, a to już nie nasz wina. No może trochę nasza, bo płyty Galicji można znaleźć tak naprawdę tylko w jednej zaprzyjaźnionej krakowskiej księgarni muzycznej. I jeszcze w jednym sklepiku w Krakowie oraz w sprzedaży wysyłkowej. Może nie jest najłatwiej nas znaleźć, ale mam przykłady, że jeśli ktoś dotrze do którejś z naszych płyt, wraca - do kolejnych i na koncerty. Wolę tak, niż jeden tak zwany przebój i już. Poza tym jeden wielki, ogólnopolski przebój mam. To reklama pewnej czekolady, rockandrollowa piosenka śpiewana przez sympatyczną krówkę. To ja!
Czy z faktu, że śpiewa Pani dla różnej publiczności, także osób niepełnosprawnych intelektualnie, wynika, że traktuje Pani swoje sceniczne bycie również jako posłannictwo społeczne?
To prawda, że śpiewam na koncertach dla moich przyjaciół - podopiecznych Fundacji Brata Alberta, Fundacji Mimo Wszystko Ani Dymnej, Wolontariatu św. Eliasza, Hospicjum św. Łazarza, zdarzył się także występ w więzieniu. Nigdy jednak nie musiałam przygotowywać jakiegoś specjalnego repertuaru na te spotkania. Śpiewam o tym, co wydaje mi się ważne. Oczywiście za każdym razem mogę wybierać z naszych kilkudziesięciu piosenek, ale cieszę się, że za każdym razem odkrywam zawarte w nich treści na nowo. Dzięki słuchaczom i okolicznościom, w jakich koncert się odbywa. Często zdarza mi się występować w duecie z gitarzystą Ryszardem Brączkiem, współzałożycielem Galicji, kompozytorem, autorem większości naszych tekstów. W takim bardzo kameralnym składzie te same słowa brzmią jeszcze inaczej, cisza brzmi najpiękniej, a skupiona publiczność jest odpowiedzią na ewentualne pytanie, czy bez bogatego instrumentarium warto. Zawsze warto, jeśli chce się dzielić słowem i "byciem" z drugim człowiekiem. Oczywiście bardzo lubię też wyzwania w postaci wielkich produkcji, do udziału w których zapraszam chóry, orkiestry, solistów, kapele góralskie, partnerów do współprowadzenia, wymagające specjalnie przygotowanej scenografii, specjalnej realizacji świetlno-dźwiękowej, tak jak "Śpiewajmy i grajmy Mu, czyli kolędowanie z Janem Pawłem II". Mam szczęście pracować z najlepszymi. A treści płynące ze sceny w Filharmonii - te same. Ważne.
I mające religijne przesłanie?
W życiu kieruję się tym, co mi serce dyktuje. I sumienie. Siebie oszukać się nie da. Niby zawsze wiedziałam, że Ktoś nade mną czuwa. Co innego jednak wiedzieć, a co innego poczuć.
Za dzielenie się radością życia z niepełnosprawnymi intelektualnie otrzymała Pani medal św. Brata Alberta. Co można dawać takim ludziom?
Wszystkim życzę dobrze. Pewnie dlatego, że urodziłam się 6 grudnia, w świętego Mikołaja, i cały świat bym chciała uszczęśliwić. Tak, nie dość że spotkania z tymi ludźmi dostarczają mi niezwykłych przeżyć, to jeszcze dostałam ten niezwykły medal, dołączając do zaszczytnego grona laureatów. Nie zaplanowałam tego. To oni zaprosili mnie do siebie, po którymś Galicyjskim Wieczorze. Tak trafiłam do Radwanowic, gdzie bywam od kilkunastu lat. Oprócz uroczystości, koncertów, ważnych rocznic, spotykamy się na świątecznych "opłatkach" i "jajeczkach". To najwdzięczniejsza publiczność i wspaniałe osoby, obdarzone wieloma talentami - choćby muzycznymi. Wspólnie z Anią Dymną, Andrzejem Zaryckim i Radiem Kraków, od roku organizujemy koncerty prezentujące finalistów Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty. Tym ludziom, podobnie jak wszystkim nam, potrzeba jednego: "ze sobą tylko siebie przynieś", jak śpiewam w jednej z pastorałek.
A promowanie Nowej Huty?
Jestem krakowianką. Urodziłam się na Kopernika. Ale od wielu lat mieszkam w Nowej Hucie i chwalę to sobie. Nie interesują mnie krążące stereotypy. Miejsca tworzą ludzie. A Kraków jest jeden. Organizowałam i organizuję koncerty na terenie wszystkich dzielnic: na Wawelu, na dziedzińcach Krakowa, na Rynku, w krakowskich kościołach i klubach. Zawsze zależy to od idei i pomysłu. Koncerty "Nowa Huta. Dlaczego nie?!", których jestem dyrektorem artystycznym, od sześciu lat gromadzą tysiące widzów. Wymyśliłam to hasło po to, żeby nasze miasto łączyć, a nie dzielić. I myślę, że to się udaje. Odkrywanie tej dzielnicy, jako nowego miejsca koncertowego, przynosi dużo radości i niespodzianek wszystkim: widzom, wykonawcom, organizatorom. Chyba o to chodzi. Publiczność przybywa do nas z całego miasta i z całej Polski! Scena przy Dworku Jana Matejki, aleja Róż, Muzeum Lotnictwa, kościoły nowohuckie, to niepowtarzalne scenerie.
Zagoniona, zaangażowana. Stać Panią jeszcze na jakieś kobiece egoizmy?
Jak już wspomniałam, gdy się ma za patrona świętego Mikołaja, egoistą być się nie da. Wszystko jest jednak dla mnie ważne, a czasu nie da się rozciągnąć. Chętnie zrealizowałbym parę zaległych towarzyskich "kaw" i nie mam kiedy odebrać urodzinowego prezentu od przyjaciółki. Poza tym jakoś daję radę. W każdym razie, kiedy spotykam kogoś niespodziewanie na ulicy, doceniam ten fakt, bo takie krótkie spotkanie także jest spotkaniem! Staram się doceniać wszystko, co jest mi dane i z nadzieją czekam na miłe niespodzianki.