Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z leminga zrobić kolibra?

Jerzy Surdykowski
Wilcze zęby, lisia kita, oto Maria Jan Rokita! - zadeklamował poseł Dorn, jak wiadomo, nie tylko PiS-owiec na wygnaniu, ale i autor wierszyków dla dzieci.

Mam sensację! - powitał mnie Szeregowy Polityk. - Zlot kolibrów!- Polatają, poćwierkają i co z tego? Jaka sensacja polityczna? - wyraziłem przyziemne wątpliwości. - Owszem, są kolorowe, ale nasz klimat im nie służy.
- Ćwierkać to sobie możesz później na Twitterze! - zgromił mnie przyjaciel. - Spotkanie będzie polityczne i do tego poufne. A koliber to skrót od konserwatywno-liberalny. Poszukujemy miejsca na nową partię, aby po wyborach nareszcie objąć władzę.
Rzeczywiście, w zacisznej sali zgromadziła się śmietanka kolibrzego świata. Chociaż mogłem obserwować i podsłuchiwać tylko przez dziurkę od klucza, bo wszak sam nie opuściłem w ostatnim czasie ani PO ani PiS-u i co gorsza nie opowiedziałem o tym w telewizji, udało się rozpoznać gigantów polskiej polityki.
- Naszym niekwestionowanym przywódcą jest Jarosław Gowin! - zaczął swoją przemowę eurodeputowany Paweł Kowal, ale nic w tym nie było nowego, bo wcześniej zdążył powiedzieć to samo paru tabloidom.
- Jarosław, Jarosław! - zaczęli skandować co starsi z zebranych, pamiętający, jak to naród witał w 1956 roku wymarzonego Gomułkę. Zrozumiała w tym wieku skleroza nie pozwoliła jednak przypomnieć sobie, jak "Wiesława" żegnano w grudniu roku 1970. Ktoś nawet zawołał "Jarosław, Polskę zbaw!", ale zaraz ugryzł się w język, bo wszak niedawno jeszcze był w PiS-ie i coś tam pamięta.
- Pan minister nie mógł być obecny, bo jeszcze nie opuścił PO, gdzie kandyduje na szefa - zgłosił się poseł Godson, który też nie opuścił, ale jako mniejszości etnicznej i rasowej, więcej mu wolno.
- A jak zwycięży rudego, to może cała Platforma do nas przyjdzie? - rozmarzył się jakiś naiwniak.
- Przyjdzie to, co z niej zostanie - odparował były poseł Chlebowski, dobrze zorientowany w problematyce jako niegdysiejszy prominent platformiany. - Skoro szukamy dla siebie miejsca między PiS-em a moją byłą partią, to nie mogą przyjść wszyscy, bo będzie znowu PO-PiS.
- Wszyscy jesteśmy sierotami po nim - załkał ten sam głosik.
- W takim razie szefem będzie Jan Maria Rokita, twórca owej koncepcji! - europoseł jako młodszy miał lepszą pamięć.
- Też chciałabym zrzutkę na wakacje we Włoszech! - wtrąciła pewna dama.
- Wilcze zęby, lisia kita, oto Maria Jan Rokita! - zadeklamował poseł Dorn, jak wiadomo nie tylko PiS-owiec na wygnaniu, ale autor wierszyków dla dzieci. - On nie wróci, bo z Włoch do Warszawy lata tylko "Lufthansa". Na szefa nadaje się Przemysław Wipler, młody, zdolny, liberał gospodarczy i jeszcze do niedawna w PiS-ie.
- A może by pan Ludwik? - usiłował podlizać się inny.
- Bez wazeliny! - odparował europoseł. - Cały zapas wyczerpał Tomasz Lis przeprowadzając w swoim programie wywiad z Tuskiem. A co więcej, pan Dorn był już w tylu partiach, że wyglądałoby to niepoważnie.
- Jedna więcej, jedna mniej… - dobiegł mnie pomruk z innego kąta.
- Tylko mecenas Roman Giertych - huknął ktoś basem. - Ze względu na bogate doświadczenie procesowe i koligacje rodzinne.
- Ale co z Arturem Zawiszą i Markiem Jurkiem? - przypomniał inny.
- Zapomnieliście o Marcinkiewiczu! A Piskorski? - gwar się wzmagał.
Tak więc - zgodnie z tradycją prawicy - wszystko rozpoczęło się i zakończyło na kłótni o przywództwo. Nagle poczułem, że ktoś inny usiłuje zajrzeć w tę samą dziurkę od klucza. Obejrzałem się, obok tkwił zgięty w pałąk sam poseł Palikot.
- Pan także tutaj? - zdziwiłem się.
- A gdzie mam być, skoro poparcie dla mojego ruchu spada? Jedyna nadzieja w tym, że prawica chcąc naprostować swoje ścieżki musi trochę skręcić w lewo. Nie wiem tylko, jaki wymyślić na tę okazję kabaret, bo z ulicy nie wejdę.
- Coś mam! - rzuciłem mu pomysł. - Na następnym spotkaniu jak gdyby nigdy nic zaproponuje im pan posła Biedronia. Ostatnio nawet posłanka Kempa stwierdziła, że to sympatyczny pe… przepraszam, facet.
- Warto spróbować - ucieszył się. - Wybór Biedronia wytrąci przeciwnikom argument o homofobii, a poza tym kolibry i tak są tęczowe.
- Ale nie załatwi najważniejszego - zastopowałem jego radość.
- A cóż to?
- Jak zyskać elektorat, czyli przerobić dotychczasowe lemingi na kolibry? Bez tego nowa partia nie wygra wyborów.
- Ich to w ogóle nie interesuje - uśmiechnął się. - Lecę po Biedronia!

Jerzy Surdykowski, felietonista "GK", konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska