Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z wyboru był patriotą i żołnierzem. Zrządzeniem losu został tułaczem

Andrzej Ćmiech
Władysław Gruszczyński przez osiem lat podążał szlakiem bojowym Wojska Polskiego. Z armią polską przemierzył Rosję, Bliski Wschód i Włochy. Do kraju wrócił ze Szkocji.

Kapral Władysław Gruszczyński dojechał do Zagórzan rankiem 22 maja 1947 r. Na stacji spotkał Franciszka Lewka. „Kiedy mnie zobaczył, powiedział: »Gruszczyński, po co wyście tu przyjechali!« Ja się dopiero wtedy nad tym zastanowiłem” - wspomina w swoim pamiętniku.

Zaraz potem podeszło do niego dwóch ubeków i jeden podporucznik, który z ironią powiedział: „Dlaczego tak późno wracacie?”. W tym czasie nadjechał pociąg do Gorlic. Na stacji w mieście stała jedna dorożka, ale Gruszczyński nie miał polskich pieniędzy. Woźnicy dał zelówki i paczkę papierosów. „Tak dojechałem do Dominikowic, kończąc swoją wojenną tułaczkę” - pisał.

Chciał być żołnierzem, został więźniem

Władysław Gruszczyński służbę w Wojsku Polskim rozpoczął w styczniu 1939 r. w 5. Baonie Saperów w Krakowie. Wybuch II wojny światowej zastał go podczas pełnienia służby w centrali telefonicznej. Wyszedł z niej dopiero w niedzielę 3 września i jako ostatni żołnierz opuścił krakowskie koszary, udając się do Niepołomic.

Stąd od 4 września wraz z oddziałem podążał przez Szczurową, Żabno, Kolbuszową, Stalową Wolę, Leżajsk, do kolejnych punków zbornych na wschodzie Polski. W Sokalu dostał dwa złote żołdu i pierwszy od wybuchu wojny ciepły posiłek. Zanim jednak zdążył zjeść obiad, nieoczekiwanie podjechały czołgi niemieckie i otworzyły ogień.

Kolejnymi etapami marszu był Łuck i Równe, gdzie dowiedział się o przekroczeniu granicy wschodniej przez wojska sowieckie. Pluton, w którym służył, skierował się na Lwów. Dotarł tam 20 września. Niestety, było już za późno, bo walki ustały. W Radziechowie dowódca podjął decyzję o kapitulacji i złożeniu broni Sowietom. Rosjanie zatrzymali z oddziału siedmiu oficerów i kilkudziesięciu policjantów. Natomiast szeregowym żołnierzom kazano iść do domu.

Gruszczyńskiemu nie było jednak dane wrócić do rodzinnych Dominikowic. Podczas przeprawy przez San został aresztowany przez Rosjan i zapędzony do pracy w kamieniołomach, a potem przydzielony do pracy przy budowie drogi Przemyśl - Kijów. Jeśli dziennie przeniósł na nosidłach 14 metrów sześciennych kamienia, otrzymywał 80 dag chleba. Gdy nie udało mu się wyrobić normy, musiał zadowolić się skromniejszym posiłkiem.

Znów w szeregach Wojska Polskiego

Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, w czerwcu 1941 r. Władysława Gruszczyńskiego i innych więźniów popędzono marszem po 50 km dziennie przez Antynopol, Winnice, Białą Cerkiew w głąb Rosji, aż do Starobielska, gdzie budowali również lotnisko.

Tam spotkał swoich rodaków: Guzika z Szymbarku, Rydarowicza z Cieklina, Antoniego Tempińskiego z Dominikowic i Dziurę z Kobylanki. Tu, w sierpniu 1941 r., dotarła do nich wiadomość o organizacji Armii Polskiej. Listę werbunkową podpisał 2 września 1941 r. i w niespełna dwa tygodnie później był już w szeregach 6. Lwowskiej Dywizji Piechoty. Znów stał się żołnierzem Wojska Polskiego.

Do końca życia z tego okresu zapamiętał gen. Władysława Andersa, który „blady, o wynędzniałej twarzy, tak że furażerka trzymała mu się na uszach, o lasce, robiąc przegląd oddziałów, każdemu zaglądał w oczy”. Pod koniec listopada 1941 r. wysłano Władysława Gruszczyńskiego do Szachrisabzu w Uzbekistanie, do Saperskiej Szkoły Podoficerskiej.

Szkolenia odbywały się codziennie i kiedy wszyscy myśleli, że niebawem zostaną wysłani na front, zdaniem żołnierzy nastąpił cud. Batalion w czerwcu 1942 r. został przetransportowany do irańskiego portu Pahlevi.

Niezapomniane chwile na Bliskim Wschodzie

„Gdy przybyliśmy do obozu, było już ciemno” - pisze w swoim pamiętniku Władysław Gruszczyński. „Podano nam pół kostki daktyli na kolację. Owoce były w celofanie, ale ponieważ miałem kurzą ślepotę, zjadłem je z folią i tak zasnąłem. Rano rozpoczęła się kwarantanna, która trwała około miesiąca” - czytamy dalej.

W tym czasie nasz bohater przebywał w szpitalu w Teheranie, a potem w obozie ozdrowieńców. Na początku sierpnia 1942 r. dołączył do swojego oddziału, który stacjonował w Iraku. Wkrótce razem z nim wyruszył na szkolenie saperskie do Habbaniji nad rzeką Eufrat. Uroczystości zakończenia szkoły odbyły się w obecności gen. Władysława Andersa, a uświetniły ją występy armijnego teatru, w którym występowały tak znane przedwojenne artystki jak: Jadwiga Andrzejewska, Zofia Tern czy też Renata Bogdańska - późniejsza żona generała.

Po ukończeniu Szkoły Podoficerskiej Władysław Gruszczyński otrzymał przydział do 7. Dywizji, która stacjonowała w Khanaqin, a dowódcą jej był pułk. Leopold Okulicki. Został przydzielony do 1. Kompanii Saperów, gdzie mianowano go dowódcą drużyny i awansowano do stopnia kaprala.

W tym czasie, pełniąc wartę garnizonową, poznał kpt. Władysława Broniewskiego - poetę, autora znanego przed wojną utworu „Bagnet na broń”, który odsiadywał areszt. Niezapomnianym też wydarzeniem była wizyta Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego i jego rozmowy z żołnierzami 10. Batalionu Saperów na dwa tygodnie przed jego śmiercią.

Dla żołnierza kwiat od Hanki Ordonówny

Po tym smutnym wydarzeniu, pod koniec lipca 1943 r. batalion, w którym służył, został przeniesiony do Palestyny. Z pobytu tam w swoich pamiętnikach wspominał zabytki Jerozolimy, Betlejem oraz występ Hanki Ordonówny, podczas którego złapał kwiat rzucony przez artystkę.

Pod koniec listopada 1943 r. jego oddział został przetransportowany do Egiptu, a następnie do Włoch, do portu Taranto. „Stamtąd wyruszyliśmy do Isernii” - wspomina. „Tam walki trwały prawie tydzień i były bardzo zaciekłe. Po zdobyciu tej miejscowości poszliśmy dalej na San Benevento, a potem na Venafro. Miasto było bardzo zniszczone. Cały batalion, to jest trzy kompanie zostały zakwaterowane w gajach oliwnych” - pisze.

Było to przygotowanie do szturmu na Monte Cassino. Gruszczyński wspomina dzień przed rozpoczęciem ataku. „Przywieziono trzy samochody ciężarowe krzyży drewnianych pomalowanych na biało. Włoscy żołnierze kopali groby na metr głębokości. Jak to zobaczyłem, to odczułem dziwne wrażenie” - pisze w pamiętniku.

Po odpoczynku i uzupełnieniu strat poniesionych w bitwie o Monte Cassino, batalion, w którym walczył nasz bohater, skierowany został do walki najpierw o Ankonę, a potem o Bolonię, gdzie gorliczanina zastał koniec wojny.

Honor popchnął go do powrotu

W lipcu 1946 r. Władysław Gruszczyński wraz z 2. Korpusem generała Władysława Andersa został przetransportowany przez kanał La Manche do Anglii, a potem do Szkocji. do miejscowości Montrose. Tu zmniejszono im żołd. Zaczął się głód. Żołnierzy zmuszano do darmowej pracy. Zdarzały się też takie paradoksy, że aby zarobić na jedzenie, najmowali się do wyrywania buraków, gdzie pracowali wspólnie z jeńcami niemieckimi spod Monte Cassino.

Momentem, w którym podjął decyzję o powrocie do Polski, było przemówienie gen. Władysława Andersa, w którym wyjaśnił on stosunek władz angielskich do Wojska Polskiego. Na całe życie zapamiętał słowa Churchilla skierowane do dowódcy 2. Korpusu: „Pan może sobie zabrać to wojsko, mnie nie jest już potrzebne”. Uniesiony honorem i brakiem perspektyw, w grudniu 1946 r. podjął decyzję powrotu do Polski.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska